Grudzień 2008 Czas oczekiwania Anna Żarowska Gdyby Bóg nie stał się człowiekiem... R.P. Co nam w duszy gra w czasie Adwentu? Ks. Jacek Tomaszewski Dzieciątka narodzenie Anna Kowalek Syberyjskie Boże Narodzenie s. Ewa Jędrzejak SMCB Czy prezydent Obama wybierze życie? Rozmowa z ks. bp. Stanisławem Budzikiem Co dalej z wystawą na torach? Juliusz Woźny Magia, okultyzm, wróżbiarstwo – cała prawda Bartosz Trojanowski 60 lat Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka Kazimierz F. Papciak SSCC Twierdza przy Grabiszyńskiej Artur Adamski Czy godzi się w imię „wyższych wartości” ujawnić tajemnicę? Z ks. Marianem Biskupem rozmawia Bożena Rojek Otoczmy troską życie Ks. abp Marian Gołębiewski Doktor honoris causa PWT Strona główna Archiwum |
Co nam w duszy gra w czasie Adwentu? Na tak postawiony problem moglibyśmy odpowiedzieć krótko: kolędy! I właściwie sprawa załatwiona, mamy co śpiewać, w sklepach muzyka gra, ale… Właśnie, w roku liturgicznym pojawia się okres zwany Adwentem, krótki, zaledwie dwudziestokilkudniowy, ale jest, ma swoje modlitwy, formularze mszalne, tradycje i śpiewy. Współczesny marketing i reklama bardzo skutecznie zabijają w świadomości i tradycji czas adwentowy. Jest to zrozumiałe z handlowego punktu widzenia, towar świąteczny trzeba sprzedać przed świętami. A więc bombki i choinki, karpie i bakalie, szaliki i dezodoranty na prezenty, a także płyty z nagraniami kolęd. I tak od połowy listopada słyszymy tu i ówdzie znane nam dźwięki, które nasilą się im bliżej będziemy świąt. Na szczęście człowiek wierzący nie spędza swojego życia tylko w sklepach i na bazarach. Bywa także w kościele. I tu może zaczerpnąć cudownej atmosfery Adwentu. Od pierwszej niedzieli Adwentu (niedziela między 27 XI a 3 XII) rozbrzmiewa w kościołach piękna pieśń tęsknoty i nadziei. Przy radosnych i kołysankowych kolędach i przy majestatycznych, pełnych powagi, ale i radości, pieśniach wielkanocnych, pieśni adwentowe, jak dla mnie, są najpiękniejsze i najbliższe. Cóż takiego szczególnego jest w tych pieśniach? Zaglądamy do „Śpiewnika” ks. Siedleckiego. Kolęd 74 sztuki, pieśni wielkanocnych 18 (!), pieśni adwentowych?... 16! (z czego w parafiach śpiewa się 4-5 – gratuluję wszystkim parafiom, w których używa się większej ilości). Ta statystyka jest marna i może zniechęcać. Czy w ogóle warto na te 4 niedziele pisać konkretne pieśni? Czy warto się ich uczyć, skoro są tak krótko i rzadko używane? Czy jest w ogóle o co robić szum? Śpiewajmy kolędy od początku grudnia i po sprawie. Dokładnie taką odpowiedź podsuwa nam świat. Ale nie dajmy się zwariować, spróbujmy znaleźć miejsce Adwentu i jego okresowych śpiewów w naszym życiu. Gdy poczytamy przepisy liturgiczne dotyczące pieśni używanych w liturgii, znajdziemy tam odpowiedzi na pytania dotyczące śpiewów wykonywanych w czasie Mszy św. i nabożeństw. Jednym z ważniejszych kryteriów doboru śpiewu jest przeżywany czas liturgiczny. Śpiew ma nam pomagać przeżywać tajemnicę dnia i okresu, ma nas wprowadzać w misterium, w którym uczestniczymy. A zatem skoro Adwent to czas oczekiwania i przygotowania, to i pieśni tego okresu powinny pomagać nam w „nastrojeniu” i otwarciu swojej duszy na Tego, który przychodzi. Bardzo ciekawa jest, z teoretycznego punktu widzenia, „psychologia oczekiwania”. Gdy czekamy na kogoś lub na coś, czekamy z niecierpliwością, tylko wtedy, gdy uznajemy, że w naszym życiu jest jakiś brak. Tylko wtedy czekamy z drżeniem i witamy przychodzących z radością. Żona i dzieci czekający na kochanego ojca i męża, pracownicy czekający na ostatni, potrzebny do skończenia projektu element. Czekają, tęsknią, wypatrują, w końcu cieszą się, gdy nadejdzie ukochana osoba, gdy przywiozą ważną część. Trzeba tylko uznać, że czegoś nam brak, że kogoś potrzebujemy. I takie są śpiewy adwentowe. Bardzo biblijne i teologiczne. Przede wszystkim przypominające nam ważne prawdy naszej wiary. Człowiek jest grzeszny, człowiek jest słaby, bez pomocy Bożej niewiele może zdziałać. Pieśń tęsknoty, pieśń adwentowa, to wołanie człowieka, który w swej słabości dotknął dna. Grzech przyciska go do ziemi i wie, że nie ma innego ratunku, tylko Bóg, tylko obiecany Mesjasz, może nas podnieść i wybawić od grzechu. I to wołanie o przyjście Odkupiciela, i to czekanie na spełnienie Obietnicy, i wypatrywanie Przychodzącego jest jedną pieśnią tęsknoty. W tekstach historyczno-teologicznych możemy spotkać takie stwierdzenie, że chrześcijanie pierwszych wieków to chrześcijanie adwentowi. Choć nie przeżywali jeszcze liturgicznego okresu Adwentu przed świętami Bożego Narodzenia (pojawił się w wieku IV na Wschodzie, a w Rzymie w wieku VI) to przeżywali to co jest istotą Adwentu, oczekiwali na Przyjście Jezusa. Można powiedzieć o nich, że żyli w tej tęsknocie, oczekiwaniu i napięciu, wiedząc i wierząc, że już niedaleko, już blisko, może za progiem jest Chrystus, na którego czekają i za którym tęsknią. I tu dotykamy najistotniejszej tajemnicy adwentowego czasu, zawartej także w pieśniach tego okresu. Nie czekamy na gwiazdkowe świecidełka z marketu i tandetne wykonania kolęd. Nie czekamy na gipsowego Jezusiczka, którego trzeba ciągle lulać. Nie czekamy na choinkę i prezenty pod nią. Czekamy na przyjście Zbawiciela, Mesjasza, który ma moc podnieść nas z grzechu. Czekamy na Boga, który chce wejść w nasze życie i je przemienić. Czekamy na to ostateczne spotkanie z Chrystusem, które pozwoli nam wejść w bramy nieba. Czekamy i tęsknimy. Czekamy i wyglądamy. Czekamy i radujemy się. Przyjdź, Panie, bo czekamy! Marana tha! |