Listopad 2006

O liturgii chrześcijańskich pogrzebów
Abp Marian Gołębiewski

Niepodległość
Tomasz Serwatka

Udział rodziny w rozwoju społeczeństwa
Ks. Jan Krucina

Na krawędzi zgubnej ścieżki
Grażyna Ślęzak

Dolnośląskie cmentarze
Artur Adamski

Zapomniany osobowicki święty Jan z Nepomuka
Ryszard Troszczyński

Początki duszpasterstwa ojców karmelitów bosych we Wrocławiu
Ewa Sudlitz

Kwestia odpowiedzialności
Aldona Szarypo

Jesteśmy inni...
Ks. Rafał Kowalski

Odszedł nasz "Kruszyna"
Izabella Zamojska

Brama Zmartwychwstania
Joanna Pietrasiewicz

Jeszcze o karze śmierci
Leszek Wincenciak




Strona główna

Archiwum

Odszedł nasz "Kruszyna"
Ks. Rafał Kowalski



,,Spieszmy się kochać ludzi ,tak szybko odchodzą...'' – te słowa ks .Twardowskiego tak często sprawdzają się w życiu. Tak jak teraz, kiedy odszedł nasz ks. Prałat Stefan Witczak ,,Kruszyna" (10 IX 1948 – 8 X 2006), bo tak trudno w to uwierzyć i tak ciężko pogodzić się z myślą że nasz wspólny czas już się skończył. Przez te 25 lat kapłaństwa w Dolinie Białki, Kruszyna zaskarbił sobie wśród wiernych tyle życzliwości i sympatii, zyskał tak wielkie grono przyjaciół z bliska i z daleka że Jego fenomenu chyba nie sposób będzie kiedykolwiek powtórzyć, bo stał się legendą. I takiego zawsze będziemy go wspominać: wesołego i otwartego.

To on swym humorem i pogodą ducha, ożywiał świat wokół siebie. To on pocieszał, wyciągał zawsze swą szczerą, pomocną dłoń. To on przez całe lata podnosił z gruzów wszystkie okoliczne zabytki sakralne, przywracał do życia leśne świątynie, przydrożne kapliczki, wybudował wielką plebanię nazwaną Przyjaznym Domem. Utworzył dużą wypożyczalnię sprzętu rehabilitacyjnego. Jednoczył miejscową społeczność, pragnął dawać ludziom radość, uczył współczucia. Budował pomosty przyjaźni mieszkańców przygranicza i z narodem niemieckim.

Troszczył się o najmłodszych, pochylał się nad chorymi i starszymi, potrzebującymi, a szczególnie na sercu leżał mu los niepełnosprawnych (m.in. założył klub sportowy, ośrodek pomocy dla niepełnosprawnych, teatr wiejski, bibliotekę obwoźną, organizował wycieczki).

Trudno byłoby wymienić wszystkie Jego większe i mniejsze przedsięwzięcia. Ale najważniejsze są tu codzienne uśmiechy, które rozdawał pozdrawiając wszystkich okrzykiem, machnięciem ręki i sygnałem z swego busa Pomocy Maltańskiej.

Miał szczególny dar organizacyjny, żył z pasją. Być przyjacielem Kruszyny znaczyło wspierać go w Jego działalności na różne sposoby, każdy mu życzliwy nigdy się nie nudził. Lubił opowiadać o tym, co akurat robi, co go cieszy, co martwi, czasami bywał też strapiony. Lubił też słuchać o tym, co dzieje się w każdym domu i w każdym człowieku, czym żyją. Zawsze miał mnóstwo planów, a żywioł, który w nim drzemał nie pozwalał mu odpocząć, mimo że stan Jego zdrowia pomału się pogarszał, nigdy nie przygasł, nawet kiedy cierpiał. Wydawało się że jest wszędzie, za-wsze gdzieś je-chał, działał, wstępował to tu, to tam. Ale nie brakowało mu czasu, aby zatrzymać się nad potrzebującym i szukać dla niego rady, odwiedzić znajomych, porozmawiać tak ciepło, szczerze. Wielu traktowało go jak członka rodziny.

Jego liczne kapelaństwa, a miał ich około 10 (np: był kapelanem strażaków), leśników, myśliwych, Solidarności polsko-czesko-słowackiej, żołnierzy AK) były dla niego chlubą, tak samo jak różne mundury, które lubił nosić.

Swoją serdecznością, prostotą i poczuciem humoru gromadził tłumy na organizowanych przez siebie imprezach, zbliżając ludzi do siebie i do Boga. Bardzo chętnie i szybko nawiązywał nowe znajomości, często z letnikami i turystami. Grono sympatyków Kruszyny rosło latami, teraz wszyscy mniej lub więcej go znali w promieniu wielu kilometrów, miał już sporo znajomych za granicami kraju.

Jego wielkim atutem był też głos, potężny, ale używany ze smakiem i wirtuozerią, nigdy go nie oszczędzał, popisując się nim nie tylko w kościele, ale także w chórze ludowym i wyśpiewując uroczyste wiązanki "sto lat" w domach solenizantów. Ks. Stefan w latach 80. był oddanym działaczem demokratycznej opozycji solidarnościowej.

Czerwcowy jubileusz 30-lecia kapłaństwa i oficjalne przyjęcie szat prałata, było bardzo wzruszającym wydarzeniem, świętem podsumowującym Jego zasługi i ogólne poważanie. Ostatnie pożegnanie naszego ukochanego pasterza było prawdziwą manifestacją miłości, jaką go darzyliśmy, Mszę św. celebrowało trzech biskupów z udziałem ponad 120 księży, przybyło 30 pocztów sztandarowych, niezliczone tłumy ok. 2,5-3 tys. osób. Ceremonia odbyła się tak, jak lubił Kruszyna, z orkiestrą, chórem i wspólną biesiadą w Nowym Gierałtowie.

Teraz pozostało nam już tylko dziękować Bogu za to, że mogliśmy mieć tak wyjątkowego kapłana i przyjaciela, który dał nam przykład na dalszą drogę.