Listopad 2005

Adwent contra kalendarz
Adam Ryszard Prokop

Śmierć zwyciężona?
ks. Andrzej Dańczak

Eucharystia – Chleb żywy dla pokoju świata
Orędzie XI Zgromadzenia Zwyczajnego Synodu Biskupów

Przyszłość dzieje się dzisiaj
Kacper Radzki

Dzieło św. Zygmunta Gorazdowskiego na Dolnym Śląsku
s. M. Nulla

Zabijajcie bałwochwalców...
ks. Rafał Kowalski

Uroczystości pogrzebowe czaszek katyńskich
Tadeusz Krupiński

Chrześcijaństwo i kultura – pewien przykład
o. Norbert Frejek SJ

Pięć lat wspólnoty sanoczan we Wrocławiu
Jan Zacharski

Jak inwigilowano Kościół
Piotr Sutowicz

"Zawsze przychodzi świt"
Z ks. Pawłem Szerlowskim rozmawia Konrad Biernacki

Koncert Exultate Iubilate
Joanna Pietrasiewicz




Strona główna

Archiwum

Śmierć zwyciężona?
ks. Andrzej Dańczak



Walka ze śmiercią toczy się w dzisiejszym świecie na wielu płaszczyznach. Jedną z nich jest kultura. Tu również mamy do czynienia ze swoistym zmaganiem się ze śmiercią. Polega ono jednak na szczególnej strategii – przemilczaniu problemu.
Przed tematem śmierci człowiek bardzo często się wzdraga. Jest to naturalne, bo wszystko jest w nim ukierunkowane na życie. A jednak śmierć jest także częścią życia człowieka i choć myślenie o niej odsuwamy, zdajemy sobie sprawę z jej nieuchronności, gdyż obserwujemy powszechność wydarzenia śmierci wokół siebie.

Krajobraz, który przeminął
Kultura dzisiejsza próbuje o śmierci zapomnieć całkowicie. I nie chodzi tutaj o odsunięcie problemu na czas stosowniejszy, ale właśnie o chęć zapomnienia lub ukrycia. Jest to zjawisko stosunkowo nowe. Liczy kilkadziesiąt lat. Świat nigdy wcześniej taki nie był. To, z czym od pewnego czasu mamy do czynienia w krajach wysoko rozwiniętego Zachodu i Ameryki Północnej, to zjawisko w kulturze zupełnie nowe. Każda kultura jest integralna to znaczy, że obejmuje całość życia człowieka i związanych z nim wydarzeń. Wyłomem stała się właśnie dopiero nasza cywilizacja.
Oczywiście, świat nieustannie się zmienia i wszystko nie musi dzisiaj być dokładnie "tak, jak kiedyś", ale jednak określone zmiany są bardzo charakterystyczne. Gdzie m.in. są one dostrzegalne?
Posłużę się kilkoma przykładami. Zaczynając od naszego kraju, który także dołączył do tego trendu, zobaczmy jak z krajobrazu np. naszych miasteczek znikają procesje pogrzebowe przemierzające rynek. W wielu miejscowościach jest to już od dwana tylko wspomnienie. Pamiętam z pobytu w jednej z wiejskich włoskich parafii, gdzie procesja pogrzebowa w drodze z kościoła na cmentarz przechodziała obok baru i miejscowego sklepu. Właściciele obu punktów wstrzymywali wtedy handel i zasłaniali okna roletami. Klienci w milczeniu wychodzili na chodnik, aby pożegnać zmarłego. Sacrum pogrzebowej procesji kulturowo przeważało nad pradawnym profanum handlu. Ale to już niszowe widoki. W naszych wsiach z kolei zanika już dźwięk sygnarka (któż z nas pamięta, co to jest?) – kościelnego małego dzwonu, który obwieszczał mieszkańcom śmierć kogoś ze społeczności.
Zanika też i inny element kulturowy z naszej codzienności – żałoba w ubiorze. Żałoba nigdy nie była modą; była swoistą formą wyrazu, która umożliwiała wypowiedzenie siebie bez konieczności trudnego wyszukiwania słów. Śmierć bliskiej osoby nie była tylko wydarzeniem prywatnym, np. pozostałej żony, czy rodzinnym, miała ona charakter społeczny, bo dotykała całą społeczność, szczególnie małą. Żałoba w ubiorze również angażowała wszystkich właśnie dlatego, że mówiła wszystkim coś bardzo określonego. Przypominała o stracie, którą poniosła cała społeczność, a przede wszystkim pozwalała osobie ją noszącej wypowiedzieć swój ból. Za każdym razem, wiedząc, że była zrozumiana i zaakceptowana w swojej sytuacji właśnie ze względu na istniejącą powszechną i przez wszystkich zrozumiałą formę kulturową.
Również cmentarze oddaliły się od nas fizycznie nie stanowiąc już wpisanego w codzienność przypomnienia o śmierci ani o umarłych, tak jak było to wcześniej. Urbanizacja posiada swoje nieubłagane konsekwencje. Warto też przypomnieć sobie, że jeszcze przed XVIII wiekiem, gdy w Europie zaczynały powstawać miejskie cmentarze w znanej nam formie, generalnie miejscem pochówku był teren przykościelny (dla wybranych i sama świątynia). Powodowało to chęć znalezienia się jak najbliżej miejsca świętego (nie tylko tabernakulum, ale, może przede wszystkim, ołtarzowych relikwii), które m.in. przez to stawało się sanktuarium, gdzie codzienność i zwyczajność życia ludzkiego przepełniała się tym, co pozaziemskie, obejmując sobą życie i śmierć człowieka. Była to kultura obecności śmierci jako części życia człowieka.
Chrześcijaństwo i wyrosła na jego bazie kultura starała się śmierć "oswoić". Dante każe czytelnikowi przechadzać się ze sobą po zaświatach jak podróżnikowi z dzisiejszych książek przygodowych. Święty Franciszek z Asyżu będzie mówił o śmierci w terminach familiarnych:
Bądź pochwalony Panie mój
przez siostrę naszą śmierć cielesną,
przed którą żaden żyjący człowiek
uciec nie może

(Pieśń Stworzeń)

Myślimy inaczej
Dzisiaj mamy do czynienia ze swoistym kulturowym "spłaszczeniem". Śmierć nie jest już przedstawiana jako część życia; jako pewne i "jednorazowe" wydarzenie dotyczące wszystkich bez wyjątku. Śmierć indywidualnego człowieka stała się ukryta. Nie mówi się o niej głośno. Człowiek tak naprawdę niewiele może się dowiedzieć o własnej śmierci. Spotyka się natomiast ze śmiercią medialną i to prawie codziennie – wystarczy włączyć dziennik telewizyjny lub jakikolwiek film. Jest to jednak zawsze śmierć obca, czyjaś – takie wydarzenie nie angażuje i nie staje się punktem wyjścia dla własnych przemyśleń.
Kultura dzisiejszego świata pragnie za wszelką cenę być kulturą bezpieczeństwa. Tylko że w pewnych aspektach człowiek to bezpieczeństwo paradoksalnie traci. Historia wytworzyła swoisty modus vivendi ze śmiercią, który funkcjonował przez tysiąclecia. My to zmieniamy a właściwie już zmieniliśmy. Śmierć, moja śmierć, została uznana za element kulturowo niebezpieczny. Ale czy człowiek w takim świecie czuje się rzeczywiście bezpieczniej? Przecież jest to tak naprawdę ucieczka przed problemem, a nie sposób jego rozwiązania. Oczywiście, problemu śmierci nie można rozwiązać. Trzeba z nim żyć. A z tym dzisiejszy człowiek właśnie przestał sobie radzić. Dla Platona np. cała filozofia oznaczała przygotowanie się do śmierci. Mądrościowe rozważania nie były tylko abstrakcją. Ukazywały świat i człowieka w jego ostatecznym odniesieniu do celu i sensu życia.
Dzisiaj, niestety, świat zubaża się w znaczący sposób nie tyle nie posiadając odpowiedzi na ostateczny sens życia, ale programowo, spychając samo pytanie na margines zainteresowania. Jest to nawet wręcz ucieczka przed tym pytaniem. A jednocześnie swoista kapitulacja i bezradność, gdzie strach każe strzelać na oślep, chwilowo tylko poprawiając samopoczucie.
Od dawna już np. w zlaicyzowanej Holandii bezwyznaniowy obrzęd pogrzebowy, prowadzony przez osoby świeckie, polega zwykle na wygłaszaniu pochwał na cześć zmarłej osoby. Jest to zarazem paradoksalnie jeszcze większe uwypuklenie przegranej człowieka wobec śmierci. Odwaga mówienia dotyczy tylko przeszłości. Przyszłość pozostaje w takim wypadku pustką lub pełną przerażenia ciemnością. Świat dzisiejszy w swojej sporej części odszedł od średniowiecznego pytania ubi sunt?, gdzie są ci, którzy napełniali sobą ziemię. I jest to swoiste wtórne zwycięstwo śmierci. Nowa kultura po trosze przyjęła epikurejskie rozumienie śmierci: "Śmierć mnie nie dotyczy, ponieważ, gdy jest ona, mnie już nie ma, a dokąd ja jestem, jej jeszcze nie ma". Ale właśnie ludzkie doświadczenie ukazuje niewystarczalność takiej postawy. Pojedynczy człowiek naprawdę tak nie myśli. Śmierć jest jednak częścią życia. Towarzyszy nam i naszemu życiu jak jeźdźcowi na drzeworycie Dürera.

Chrześcijanie a śmierć
Jakie jest chrześcijańskie zapatrywanie się na śmierć? W chrześcijańskiej tradycji mówiło się o "dobrej śmierci". Czy śmierć może być dobra? Nie tylko może, ale powinna taka być. Dobra śmierć to śmierć przygotowana, wydarzenie, które zastaje człowieka gotowym. Stąd również wezwanie: a subitanea morte libera nos Domine, od nagłej śmierci wybaw nas Panie. W późnym średniowieczu i w kolejnych wiekach powstawały liczne bractwa dobrej śmierci. W Polsce wiele z nich działa do dzisiaj. Nie są one efektem pobożności jednej tylko epoki, ale wypływają z oczekiwania na ewangelicznego złodzieja (por. Mt 24,43), do którego pojawienia się Jezus porównywał swoje powtórne przyjście, a w czym duchowość chrześcijańska widziała także obraz nieznanej daty śmierci. Człowiek ma być gotowy; ale jest to kwestia przygotowania, które obejmuje całość życia. Element przygotownia do dobrej śmierci znaleźć możemy także np. w znanej nam praktyce pierwszych piątków miesiąca. Właściwie odprawione mają m.in. zapewnić śmierć poprzedzoną możliwością odbycia spowiedzi. Coś z próby stwierdzenia lub zapewnienia innych o czyjejś dobrej śmierci mają i dzisiaj jeszcze nekrologi wraz ze swoją formą "odszedł opatrzony świętymi sakramentami". Z jednej strony są stwierdzniem przez żywych spełnienia swojego obowiązku wobec zmarłego, z drugiej strony są elementem chrześcijańskiej nadziei w odniesieniu do tego co "potem" ze zmarłym się zdarzy.
Śmierć w chrześcijaństwie jest spotkaniem z tym co ostateczne, z samym Chrystusem. Jest misterium w pełni tego słowa znaczeniu. Nie ma ona być przy tym wydarzeniem podobnym do innych, które dzieją się częściowo obok nas, bez naszej wyraźnej zgody. Mimo swojej nieuchronności śmierć w chrześcijaństwie nie zastaje człowieka biernym, ale właśnie przygotowanym do zamknięcia swojego życia. Śmierć, która jest spełnieniem życia człowieka nie jest tylko ostatnim wydarzeniem, ale dopełnieniem całej osobistej historii. Dlatego chrześcijanin w pewien sposób chce "mieć śmierć w swoich rękach". Jej moment jest w pełnym tego słowa znaczeniu oddaniem się w ręce Chrystusa. Pozostaje ona, owszem, niechciana, lecz jako nieunikniona nie zostawia chrześcijanina bezradnym wobec samego faktu swojego nadejścia, ale aktywnie angażuje podczas całego życia. Swoisty kulturowy pragmatyzm wobec wydarzenia śmierci w ciągu minionych wieków był tego wyrazem.