Wrzesień 2011

Dobry start
Ks. Kacper Radzki

Powołanie nauczyciela
Grażyna Grzywa

Tajemnica Krzyża
Halina Dzięgło

Budować w Panu
Edward Guziakiewicz

Każde dziecko jest darem Boga
Anna Żarowska

Beatyfikacja kolejnej ofiary nazizmu
Ks. Adam Ryszard Prokop

Na naukę nigdy nie jest za późno
Ks. Henryk Szeloch

„Nasz los przestrogą”
Stanisław A. Bogaczewicz

Wspomnienie o księdzu prałacie Stefanie Wójciku
Krystyn J. Matwijowski

Ostatnie lata prymasa Hlonda
Ks. Józef Pater

Wszyscy zacznijmy wychowywać!
Z listu pasterskiego Episkopatu Polski

Horyzont
Elżbieta Nowak

Strona główna

Archiwum

Horyzont
Elżbieta Nowak


Słyszałam ostatnio następującą anegdotkę. Czym się różni człowiek północy od człowieka południa? Otóż człowiek północy planuje swoje życie, uczy się, żeby potem dobrze zarabiać, kupić dom, założyć rodzinę. A u człowieka południa horyzont – to najbliższy obiad. Nie wiem, ile jest w tym prawdy. Panuje jednak przekonanie, że ludzie południa są leniwi. Na co mój śp. Tato miał zawsze kontrargument: jeśli u nich jest tak gorąco, to każdemu by się odechciało pracować.

Faktem jest jednak, że ta przypowiastka odzwierciadla dwie ludzkie postawy. Życie na dziś, i życie dla przyszłości. Obie wizje mają swoje racje, i trudno jest jednoznacznie określić, jaki model życia jest właściwy. Ale na pewno warto zastanowić się nas sobą, jaki model panuje w moim życiu.

Odwiedzałam niedawno w szpitalu bliską osobę. Ciężko chorą. Jej horyzont – wypisz wymaluj był taki, oczywiście z konieczności, jak człowieka południa. Aby do obiadu, aby do obchodu lekarskiego, aby do mierzenia temperatury, aby do kroplówki, a potem po kroplówce. Pomimo to, przy niektórych łóżkach, na nocnych szafkach, można było zobaczyć święte obrazki. Co by świadczyło, że jest coś jeszcze w tym doczesnym świecie, co wykracza poza jego ramy. Czyli że horyzont bywa szerszy niż do dyżurki pielęgniarek.

Gdy rozmyślałam nad tym tematem, natychmiast przyszedł mi na myśl Robert Kubica. Jakoś nie słyszałam, by zamartwiał się, czy ręka mu się dobrze goi, czy będzie sprawnie poruszał palcami, czy noga mu się zrośnie, kiedy będzie mógł się ruszać czy normalnie jeść. Ale za to słyszałam, że on myśli już o najbliższym wyścigu, gdy znów będzie mógł zasiąść za kierownicą swojego bolidu. Jego wzrok jakby przelatuje nad tymi wszystkimi aktualnymi przeszkodami, które teraz go unieruchomiły, przelatuje nad niewiadomymi miesiącami rehabilitacji, i zatrzymuje się dopiero u celu. A ten cel – to tor wyścigowy, i auto. Z nim w środku. To wszystko zaś, co będzie po drodze do tego celu – to jest tylko przestrzeń do szybkiego pokonania.

O, jakże dobrze go rozumiem, ale i jakże daleko mi do jego trudnych doświadczeń. Kiedyś miałam operację, i przed nią prosiłam lekarza o… ładny szef. Po prostu. Jak to kobieta. A on odpowiedział, że gojenie się rany będzie zależało od tego, jak prędko wstanę po operacji z łóżka. Następnego dnia, gdy doktor przyszedł na obchód, powitałam go w drzwiach sali, na stojąco. Oczywiście byłam wtedy o wiele młodsza. Ale też ile ja się namęczyłam poprzedniego wieczoru, żeby jako tako dojść do siebie!

Horyzontem duszy każdego człowieka jest życie wieczne. Czy myśli on o tym, czy nie, i tak to go kiedyś czeka. A życie wieczne ma tylko dwie opcje. Niebo lub piekło. Mówię „dwie opcje”, bo przecież czyściec jest przedsionkiem nieba, więc kiedyś się tam zawsze dojdzie. O tych dwóch opcjach warto więc czasem pomyśleć, dokonując różnych życiowych wyborów.

Obecnie zwykło się mówić, że ludzie żyją tak, jakby Boga nie było. A gdyby tak pomyśleli, że może jednak się mylą? Że może Pan Bóg istnieje? A to wszystko zmienia. Nasza krzątanina za rzeczami doczesnymi staje się jak bieganie psa dokoła siebie za własnym ogonem. Czyli taka gonitwa bez celu. Tylko jedzenie, picie, spanie, no i może jeszcze coś… Czy na tym polegać ma życie? Czy to w ogóle jest życie? A jednak.

Z moją wiekową sąsiadką wymieniamy się regularnie gazetami, dzięki temu mam okazję przeglądać pewne kolorowe pisemko o życiu celebrytów. Niedawno na okładce jednego z numerów były dwie znane twarze – męska i żeńska. A pod nimi podpis: „Bliżej nowej rodziny”. Czyli taka swoista droga nareszcie ku prawdziwemu szczęściu. Z tekstu wewnątrz wynikało, że dla niego będzie to już rodzina czwarta, a dla niej też kolejna, choć przemilczano która. Oczywiście, z tych poprzednich związków są dzieci, które się podobno już zaprzyjaźniają między sobą. Niektóre żony też. Iście po muzułmańsku. I to w środku katolickiego kraju. Pytanie jest więc retoryczne. Czy temu, kto ma tzw. niebo na ziemi, potrzeba jeszcze czegoś więcej?