Wrzesień 2008

Sługa miłosierdzia
Bartosz Trojanowski

Słowo Boże w życiu i misji Kościoła
Ks. Mariusz Rosik

Żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus
S. Ewa J. Jezierska OSU

Świątynie wśród lasów i wzgórz
Artur Adamski

Kapłanem jest się cały czas
Krzysztof Kunert

W kręgu średniowiecznych cystersów śląskich
Anna Sutowicz

Gdzie ci mężczyźni?
Piotr Wróbel

Czy zawsze należy mówić prawdę?
Z ks. Marianem Biskupem rozmawia Bożena Rojek

Witaj szkoło!
Ewa Szuszkiewicz

Miłosierdzie Boże zwycięży! Kardynała Gulbinowicza spotkania z ks. Michałem Sopoćko
Krzysztof Kunert



Strona główna

Archiwum

Gdzie ci mężczyźni?
Piotr Wróbel



Wystarczy dobrze rozejrzeć się we własnej wspólnocie kościelnej, np. podczas niedzielnej Mszy św., by się przekonać, że frekwencja kobiet zdecydowanie przysłania frekwencję mężczyzn. Ci, jeśli już przychodzą do kościoła, niechętnie zajmują pierwsze ławki (chyba że towarzyszą żonie, małym dzieciom czy wnukom), a najczęściej chowają się za filarami, w tylnej części świątyni, na chórze lub przebywają na zewnątrz budynku. Ich obecność podczas nabożeństw – bardziej ciałem niż duchem – przeważnie podyktowana jest podporządkowaniem się „kościelnym przepisom”, spełnieniem chrześcijańskiego obowiązku, uspokojeniem nadmiernie (ich zdaniem) pobożnej żony czy dawaniem przykładu dzieciom, niż pragnieniem uczestnictwa w adoracji, zanurzenia się w tajemnicy liturgicznych i sakramentalnych znaków, chwaleniu Boga śpiewem i wspólnymi modlitwami, wsłuchaniem się w czytania mszalne czy kazanie. Oczywiście, są i tacy mężczyźni, którzy właśnie tego oczekują i w tym pragną całym sercem uczestniczyć. Jednak, na co wskazują liczne badania, są oni w mniejszości. Podobnie sprawa wygląda z angażowaniem się mężczyzn w różnego rodzaju ruchach działających w Kościele, we wspólnotach formacyjnych czy charytatywnych. Tu także dominują kobiety. Dlaczego tak się dzieje? Jakie są przyczyny tego, że choć Kościół zdominowany w swym „kierownictwie” przez mężczyzn, bliższy jest sercu kobiety niż mężczyzny? Jakie są – a także, jakie mogą być – skutki tego stanu rzeczy i czy powinniśmy się ich obawiać? A może ze stoickim spokojem uznać, że tak musi być, i dalej modelować swoje duszpasterstwo na wrażliwość kobiet, dzieci i młodzieży?

Problem z przyciągnięciem mężczyzn do Kościoła nie dotyczy tylko katolików. Jest on wspólny właściwie wszystkim wyznaniom chrześcijańskim, o czym przekonuje David Murrow w książce „Mężczyźni nienawidzą chodzić do kościoła”. Autor, należący do starszych wspólnoty Kościoła prezbiteriańskiego w USA, dokonał olbrzymiej i w dużej mierze pionierskiej pracy, by prześwietlić problem wysokiej absencji mężczyzn w życiu Kościoła, odwołując się zarówno do wiedzy psychologicznej, jak i duszpasterskich doświadczeń różnych wspólnot. Oczywiście, pisze głównie z punktu widzenia reprezentanta Kościoła powstałego na fali reformacji i w dodatku mieszkającego w Ameryce, która jak wiadomo ma swoją religijną specyfikę, nie zawsze przystającą do europejskiej. Czytelnik z Polski musi to wziąć pod uwagę i dokonać stosownych korekt w wyciąganych przez Murrowa wnioskach, a szczególnie w proponowanych przez niego rozwiązaniach zaradczych.

Podstawowa i bardzo ogólna odpowiedź Murrowa na pytanie dlaczego mężczyźni unikają świątyń brzmi: Kościół w obecnych czasach wykształcił w sobie kulturę, która odpycha mężczyzn, gdyż to, co się w nim odbywa nie odpowiada jego naturze i dlatego kościół jest ostatnim miejscem, gdzie mężczyzna szukałby Boga (s. 22). To bardzo mocne i pewnie nieco przesadzone twierdzenie (jakich jest tu wiele), oparte jest nie tylko na zwyczajnej obserwacji, ale także dość szerokiej – i moim zdaniem najciekawszej w książce – analizie natury mężczyzny. Pobożność jest zachowaniem, które w jakiś sposób opisuje naszą wiarę, dookreśla ją i eksponuje, ale nie utożsamia się z nią. Można zatem epatować pobożnością, będąc człowiekiem letniej (lub wypaczonej) wiary, a także być człowiekiem głębokiej wiary, która jednak nie znajduje uzewnętrznienia w kulturowo czy środowiskowo przyjętych zachowaniach dewocyjnych. A „chodzenie do kościoła” jest przez wielu mężczyzn traktowane właśnie jako zachowanie o charakterze dewocyjnym, które przystoi kobietom i dzieciom, ale nie „prawdziwym mężczyznom”. Nie oznacza to – podkreślmy bardzo mocno – że mężczyźni są mniej wierzący od kobiet, a co najwyżej mniej pobożni.

Zanik mężczyzny. Feminizacja Kościoła?

Według Murrowa problem ulokowany jest w konstrukcji psychicznej mężczyzny, która w zetknięciu z tym, co „oferują” duszpasterstwa blokuje się, zniechęca lub wręcz odrzuca. Jaka jest zatem natura mężczyzny i co tak odpychającego jest dla niej w Kościele?

Kultura, która obowiązuje w większości wyznań chrześcijańskich (…) przedkłada bezpieczeństwo ponad ryzyko, stabilizację ponad zmiany, zachowawczość ponad ekspansję i przewidywalność ponad wyzwanie. (…) Prawie wszystko w dzisiejszym Kościele – sposób nauczania, duszpasterstwa, zachowanie ludzi czy nawet popularne wizerunki Jezusa – są dostosowane do wymagań żeńskich odbiorców. Kościół jest uroczy, sentymentalny, opiekuńczy i sympatyczny. Kobiety rozkwitają w takim środowisku. Mówiąc językiem potocznym, kobiety są grupą docelową współczesnego Kościoła (s. 34-35). Z tego powodu cała uwaga duszpasterska skupia się na budowaniu więzi, tworzeniu przyjaznej atmosfery, a czasem nawet lirycznego nastroju. To przyciąga kobiety, natomiast zniechęca mężczyzn, którzy spełniają się w rywalizacji, w działaniu opartym na konkretnych zadaniach z jasno wyznaczonym celem i drogą do niego wiodącą. Mężczyźni lubią ruch, chcą odnosić sukcesy i imponować, mieć wpływ na to, co się dzieje. Cenią współzawodnictwo, w którym mogą się sprawdzić. Natomiast źle się czują w środowisku, gdzie trzeba być wylewnym, gdzie mówi się o uczuciach, i gdzie trzeba je „na zawołanie” okazywać. Nie odpowiada im klimat wymuszanej „ekspresji słownej”, „gładkich rozmów”, dyskusji nad problemami oderwanymi od rzeczywistości „tu i teraz”. Mężczyźni lubią wyzwania, ryzyko, czarno-białe sytuacje moralne… Wiedzą o tym doskonale producenci filmów sensacyjnych, programów sportowych i przedsiębiorcy branży turystycznej oferujący eskapady dla „prawdziwych twardzieli”.

Nic z tych rzeczy nie znajdziemy ani w kościele, ani w duszpasterstwach. Wśród wierzących i niewierzących – pisze Murrow – panuje powszechne przekonanie, że bycie chrześcijaninem jest równoznaczne z przyjęciem systemu kobiecych wartości (s. 50). Duch męskości oparty na wartościach wymienionych wyżej jest nie tylko nieobecny w kościele, ale czasem wręcz potępiany i uważany za niechrześcijański, z którym należy walczyć.

A jak obecnie najczęściej przedstawiany jest Chrystus? Każde dziecko powie, że jest On cichy, pokorny, ofiarny, pozbawiony agresji, skory do wzruszeń, pocieszający i litujący się nad każdym skrzywdzonym stworzeniem. Bo to najczęściej usłyszy w kościele czy na katechezie. Rzadko jednak obraz ten uzupełnia się jeszcze innymi Jego cechami: stanowczość, bezkompromisowość, odwaga w stawianiu sobie i innym trudnych wyzwań, przywódczość, lojalność wobec przyjaciół (Apostołów). Murrow twierdzi wręcz, że „współczesny Jezus” ma więcej cech kobiecych niż męskich. W tym też kierunku podąża dzisiejsza sztuka sakralna ukazująca Chrystusa w estetyce przypadającej kobiecym gustom (odwiedźmy sklepiki z dewocjonaliami w Częstochowie, a przekonamy się, że tak jest!). A przecież dla wielu mężczyzn inny mężczyzna o wyraźnie kobiecych cechach jest od razu kimś gorszym, pozbawionym osobowości, obcym i w żaden sposób nie zasługującym na uczynienie go swoim autorytetem.

Zdaniem Murrowa obok feminizacji kultury duchowej Kościoła, będącej przeszkodą w przyciągnięciu do niego mężczyzn, istnieje jeszcze jej infantylizacja, czyli skupienie uwagi na wychowaniu i kształceniu religijnym dzieci. Dla wielu mężczyzn kwestia wychowania potomstwa jest domeną kobiet, natomiast ich zadanie polega głównie na zabezpieczeniu materialnym rodziny. Nie czują się pewnie, gdy – jak to się teraz coraz częściej zdarza – role zostają odwrócone. Uczestnicząc w nabożeństwach, gdzie cała uwaga skierowana jest na dzieci, przyjmują postawę pasywną, dystansując się od tego, co słyszą i widzą, uznając, że to nie dla nich. Nie chcą, by sprowadzano ich do poziomu przedszkola, czy szkoły podstawowej, tak, jak nie chcą uczestniczyć w czymś, co definiują jako „babskie”.

W poszukiwaniu męskości

Większość mężczyzn chce uchodzić za jednostki silne, zdecydowane, kompetentne i mające wpływ na otoczenie. W związku z tym szukają takich środowisk i grup, gdzie znajdą potwierdzenie dla tych swoich ambicji. Ponadto szukają męskiego autorytetu: Mężczyźni nie idą za programem – oni podążają za innymi mężczyznami. Kobieta może wybrać wspólnotę kościelną, ponieważ realizuje ona taki czy inny program, ale mężczyzna szuka innych mężczyzn, których mógłby naśladować (s. 114). Spostrzeżenie to jest istotne szczególnie w odniesieniu do dorastających chłopców: Dlaczego ojciec duchowy jest ważny? Ponieważ chłopcy naśladują mężczyzn, a nie zachowania religijne. Jeśli twój syn nigdy nie pozna mężczyzny wierzącego w Chrystusa, są niewielkie szanse, że kiedyś i on będzie wierzył w Chrystusa (s. 172). Powinno nas to skłonić do refleksji w kontekście jeszcze jednej uwagi Murrowa: (…) kiedy matka nawraca się na wiarę w Chrystusa, jej rodzina podąża za nią w 17 procentach przypadków. Kiedy natomiast nawraca się na wiarę w Chrystusa ojciec, reszta rodziny przechodzi z nim w 93 procentach przypadków (s. 93). Murrow wyprowadza z tego prosty wniosek: każdy Kościół – niezależnie od wyznaniowych barw – powinien większą uwagę skupić i więcej czynić wysiłków, by przyciągnąć do siebie mężczyzn, gdyż za przykładem ich wiary podążą ich rodziny.

Zapewne wiele z tego, co znajdziemy w książce Davida Murrowa, uznamy za przesadzone, dalekie od problemów Kościoła katolickiego, właściwe kulturze amerykańskiej, ale bynajmniej nie polskiej. Szczególnie ta część książki, w której autor przedstawia różne sposoby na uatrakcyjnienie nabożeństw w celu przyciągnięcia mężczyzn może wzbudzić naszą dezaprobatę (np. wykorzystanie projekcji multimedialnych, filmów itp.). Byłoby jednak przysłowiowym „wylaniem dziecka z kąpielą”, gdybyśmy przez te kontrowersyjne fragmenty odrzucali wartość całej książki. A jest ona godna polecenia szczególnie księżom, katechetom i osobom zaangażowanym w duszpasterstwa i grupy formacyjne. Z pewnością dzięki niej lepiej zrozumiemy złożoną psychikę mężczyzn i poznamy właściwy ich naturze system wartości.

David Murrow, Mężczyźni nienawidzą chodzić do kościoła, Wydawnictwo Polskiej Prowincji Dominikanów „W Drodze”, Poznań 2007.