Lipiec 2011

Ojczyznę porównywał do matki
Ks. abp Marian Gołębiewski

Kardynał Wyszyński – znak Kościoła
Z ks. bp. prof. Andrzejem F. Dziubą rozmawia ks. Piotr Nitecki

O pysze i pokorze
Adam T. Witczak

Najgłupsze wakacyjne pytanie
Joanna Wiśniewska

Kapłan i uczony
Ks. Ryszard Staszak

Świeccy apostołowie
Aleksander Ilnicki

Ku czci Bogurodzicy
Iwona Demczyszak

Gdzie był wtedy Bóg?
Barbara Rak

Rozwój miłości małżeńskiej
Elżbieta Rydzak

Niekochana rzeka
Barbara Ćwik

Kim jest kapłan?
Ks. Piotr Nitecki

Mistrzu, na Twe słowo zarzucę sieci...
Dariusz Janiak

Kiedy gniew jest grzechem?
Z ks. Andrzejem Jagiełłą rozmawia Bożena Rojek

Wrocław dziękuje
Ks. abp Marian Gołębiewski

Charyzmatyczny kapłan z Ugandy we Wrocławiu
Aleksander Ilnicki

Strona główna

Archiwum

Kardynał Wyszyński – znak Kościoła
Z ks. bp. prof. Andrzejem F. Dziubą, biskupem łowickim i dyrektorem Ośrodka Dokumentacji i Studiów nad Osobą i Nauczaniem Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, rozmawia ks. Piotr Nitecki


Czy pamięta Ksiądz Biskup swoje pierwsze zetknięcie się z kard. Stefanem Wyszyńskim?
W pamięci zachowało mi się szczególnie spotkanie z września 1965 r., kiedy to Prymas Polski przybył do Żegocina, do mojej rodzinnej parafii. Była to uroczystość koronacji obrazu Matki Bożej, który cieszy się szczególnym kultem w tamtym rejonie ówczesnej archidiecezji gnieźnieńskiej. Pamiętam, że w swej homilii nazywał Maryję Matką Kościoła. To było jakby echo, patrząc z dzisiejszej perspektywy, jego troski na Soborze Watykańskim II, aby właśnie takim tytułem obdarzyć Matkę Najświętszą. Dwa lata później, w 1968 r., znów podczas koronacji Matki Bożej Łaskawej w Tursku, ponownie zetknąłem się z kard. Wyszyńskim To jest jakiś wyjątkowy znak, że w te spotkania z Kardynałem wpleciona była Maryja. Ta pamięć pozostała i pielęgnuję ją z wielką miłością.

Potem wychowywał się Ksiądz Biskup w kręgu jego oddziaływania jako kleryk i kapłan archidiecezji gnieźnieńskiej, od niego przyjął święcenia kapłańskie. Co takiego było w nim, że myślimy o nim dzisiaj jako wybitnym mężu stanu i kandydacie na ołtarze?
W 1969 r. wstąpiłem do Prymasowskiego Wyższego Seminarium Duchownego w Gnieźnie. Tam już często spotykałem się z Ks. Kardynałem na celebracjach liturgicznych w kaplicy seminaryjnej i w bazylice prymasowskiej. Także chodziliśmy służyć do Mszy św. do kaplicy domu, w którym Prymas Wyszyński się zatrzymywał. To było zawsze wielkie przeżycie – móc stać tak blisko Prymasa Tysiąclecia i to podczas Eucharystii. Po Mszy św. zapraszał na śniadanie. To wszystko kształtowało mój charakter. Także spotkania opłatkowe, podczas których Kardynał najczęściej obdarowywał nas swoimi książkami czy różańcami z Rzymu. To były ważne znaki, które myśmy niezwykle cenili i na które wręcz czekaliśmy. Kardynał był dla nas wielkim autorytetem, był człowiekiem, który prezentował sobą piękno i wielkość Kościoła. Myśmy może mniej postrzegali go jako męża stanu, nie patrzyliśmy na niego przez pryzmat polityki czy nawet jakiejś działalności społecznej, choć kazania, które głosił 2 lutego w bazylice, zawsze miały w drugiej części wątek społeczny i patriotyczny. Nigdy nie zapomnę daru święceń prezbiteratu – jest to wielki depozyt, który niosę w sobie od dnia 21 czerwca 1975 r. To jest ten wielki dar, który chciałbym, aby wydawał jak najlepsze owoce. Doskonale pamiętam: dzień przed święceniami rozmowa z Kardynałem, tak zwane skrutinium, a w końcu przed odejściem wręczył Pismo Święte ze swoją osobistą dedykacją i na pożegnanie powiedział: „resztę dostaniesz jutro”, czyli w święceniach prezbiteratu. I ta reszta towarzyszy mi od tamtej chwili jako dar kapłaństwa.

Zainteresowanie osobą ks. Prymasa Wyszyńskiego zaowocowało powstaniem jedynego chyba Ośrodka Dokumentacji i Studiów nad Osobą i Nauczaniem Kardynała Stefana Wyszyńskiego, który powstał z inicjatywy Księdza Biskupa na warszawskim Uniwersytecie jego imienia. Kiedy ta placówka powstała, jakie są jej cele, i na ile udaje się je realizować?
Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, który powstał z przekształcenia Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, ma patrona w osobie Prymasa Tysiąclecia. Dlatego w strukturach Uniwersytetu powstał specjalny Ośrodek, który powołany został po decyzji Senatu, z dnia 23 czerwca 2005 roku, przez ówczesnego rektora Uniwersytetu ks. prof. Romana Bartnickiego, w dniu 30 czerwca 2005 roku. Ja zaś zostałem powołany na dyrektora tego Instytutu, który zajmuje się promocją osoby i dzieła Patrona uczelni. Ośrodek także wspiera działalność naukowo-dydaktyczną, informacyjną i wychowawczą innych instytucji Uniwersytetu. Ośrodek wydaje periodyk pt.: „Studia Prymasowskie” i serię „Veritatem Facientes in Caritate”. Organizuje także coroczne ogólnopolskie sympozjum poświęcone Prymasom Polski. Od nowego roku akademickiego Ośrodek podjął się specjalnych wykładów dla studentów pierwszego roku.

W pracach Ośrodka dotyka Ksiądz Biskup wielkości Prymasa Tysiąclecia, co zatem wydaje się najbardziej znamienną cechą posługi Prymasa Wyszyńskiego, dlaczego on był wielki?
Wydaje się, że Kardynał wtedy był wielki, kiedy był najpokorniejszy. Pomyślmy, doświadczenie odosobnienia i więzienia – czy to nie sprawiło jego wielkości? On potrafił, jak widzimy dzisiaj, wręcz kształtować swoje uwięzienie. Będąc uwięzionym, był jeszcze bardziej wolnym. Potrafił przeżywać uwięzienie, a nie być tylko uwięzionym. Wydaje się, że potrafił niesiony krzyż, nie tylko w czasie więzienia, ale także później, ze strony różnych środowisk, także środowisk katolickich, nieść i wydoskonalać. Wydaje się, że to przekonanie o jego wielkości nabiera dziś jeszcze większego blasku. Jego zawołanie „Soli Deo” – „Jedynemu Bogu”, było realizmem jego posługi życia. Dlatego był tak wielki, bo szedł razem ze swoim Mistrzem, z Jezusem Chrystusem.

Kim zatem powinien dla nas być: wzorem męża stanu, bo ten aspekt jest zwykle podkreślany, także obecnie, w roku jego jubileuszy, czy wzorem świętości, o oficjalne uznanie której przez Kościół się modlimy i na co czekamy?
Kim powinien być dla nas? To jest pytanie, na które musi sobie odpowiedzieć każdy, indywidualnie. Ale z pewnością także istnieje pilna potrzeba odpowiedzi społecznej, wspólnotowej. Na pewno to pytanie dotyczy zarówno Kościoła, jak i rzeczywistości społecznej Polski. Kim powinien być dla nas? Czy tylko mężem stanu? Chyba to za mało. To jest świadek, to jest opatrznościowy dar na dane czasy. To jest człowiek, który w bogactwie swej posługi, jakby dopełnia ją swoją świętością. Bo Kardynała należy postrzegać zawsze w integralności jego osoby. Jeśliby mówić o nim jako o mężu stanu, to trzeba powiedzieć, że w niczym nie przeszkadzało mu to w drodze do świętości. I odwrotnie – starania o świętość nie przeszkadzały mu w tym, aby być mężem stanu. Przecież twórcy Europy zjednoczonej, to katolicy. To wzorowi ludzie Kościoła, to ci, którzy także zasłużyli na rozpoczęcie procesów beatyfikacyjnych. Dlatego też, postrzegając Prymasa Tysiąclecia, zwłaszcza w roku jego jubileuszu 110 rocznicy urodzin, 30 rocznicy śmierci, winniśmy się modlić za jego wstawiennictwem i ufać jego wstawiennictwu w odpowiedzialności za Kościół i za Polskę.

Na co więc warto dziś zwrócić szczególną uwagę, czego mamy dziś uczyć się od Księdza Prymasa w innych niż jego czasach, gdy skończył się komunizm, a my mocujemy się z liberalizmem etycznym?
Kardynał jest ciągle nauczycielem i to bardzo skutecznym. Jego przepowiadanie i oddziaływanie ewangelizacyjne, było zawsze znaczone troską o prawdę, o pokonywanie kłamstwa prawdą. Ten totalitaryzm, który towarzyszył całemu życiu Kardynała chyba się nie skończył, tylko przybrał inne barwy. Bo współczesny liberalizm to jest negacja wielkości człowieka, to de facto rugowanie ludzkich odniesień wzajemnych. To jest propagowanie wolności zniewalającej, znieczulającej – nawet wobec siebie samego. To liberalne spoglądanie na współczesne czasy, oferuje tylko jeden słuszny i jedynie poprawny system. Wspomniane mocowanie się z liberalizmem etycznym jest wielkim wyzwaniem dla Kościoła. Kościół czasem nie potrafi sprostać tym, dramatycznym ofertom współczesnego życia. Można nawet zauważyć, że demokracja zaczyna zmagać się sama ze sobą. Jakby demokracja staje się mniej demokratyczna, a czasem niedemokratyczna czy wręcz antydemokratyczna. Pomyślmy o walce przeciwko życiu i rodzinie – to jest zaprzeczenie demokracji. Demokracja bez wartości przekształca się zazwyczaj w jawny, lub ukryty totalitaryzm. Kardynał staje tutaj jako szczególny wzór uczący nas odpowiedzialności za człowieka, w jego specyfice niepowtarzalnej osoby i specyfice relacji międzyludzkich, których najdoskonalszym znakiem jest rodzina: ojca, matki, zrodzonych dzieci, wręcz rodzina wielopokoleniowa. Kardynał także staje, w swym zatroskaniu, wobec prawdy i patriotyzmu, państwa i narodu oraz Europy. Ileż on mówi o Europie! Z jakim zaangażowaniem, z jaką troską, z jaką miłością.

Całe życie i posługa Prymasa Tysiąclecia przeniknięte były obecnością Boga. Na krótko przed śmiercią powiedział: przyjdą nowe czasy, wymagają nowych świateł, nowych mocy… On był zawsze wrażliwy na znaki czasu. Czy my umiemy właściwie je odczytywać, jakie znaki powinniśmy przede wszystkim dostrzegać i jak winniśmy je interpretować?
Kardynał Prymas był znakiem Kościoła, ale także był znakiem świeckiej odpowiedzialności. I to również świeckich za Kościół, za obecność Boga w świecie, za realne spełnianie się Boga w świecie. On, będąc realistą, mówi o nowych czasach i światłach, o nowych mocach. Bo był przekonany, że nowość, to wierność przeszłości, a jednocześnie otwartość na działanie Ducha Świętego. To wpisywanie się w Bożą Opatrzność, które daje ludziom współczesnym niezwykłe prorocze świadectwo. Czy my potrafiliśmy ten znak dobrze odczytać? Ten znak Prymasa pokazał dobitnie to, co ks. Jerzy Popiełuszko kilka lat później przypieczętuje swoim męczeńskim darem krwi; nie dać się zwyciężyć złu, lecz zło dobrem zwyciężać (por. Rz 12, 21). Stąd potrzebne nowe światła, nowe moce, moce Bożego miłosierdzia. Potrzebna nowa ewangelizacja. Potrzeba wierności nauczaniu Kościoła i Magisterium. Potrzebna ta głęboka świadomość wiary, która przybiera formę religijności ludowej i intelektualnej. Która przybiera formę wspaniałych traktatów teologicznych, ale i prostych paciorków różańca. To są te nowe światła i moce, których uczył Kardynał Prymas, który zawsze widział człowieka, bo on jest drogą Kościoła. Zawsze widział potrzebę otwarcia drzwi Chrystusowi, bo Jego nie trzeba się bać, Chrystus zawsze będzie służebnym znakiem Boga i ludzi wobec ludzi. Będzie najpiękniejszym znakiem miłości.

Czekamy i modlimy się o beatyfikację kard. Wyszyńskiego. Na ołtarze wyniesieni zostali już: bł. ks. Jerzy Popiełuszko, który kształtował swoje kapłaństwo w kręgu oddziaływania Księdza Prymasa, oraz bł. Jan Paweł II, który od niego uczył się biskupstwa. Czy kult prywatny Prymasa Tysiąclecia jest zdaniem Księdza Biskupa wystarczająco promowany i co należy czynić by rozwijał się on jeszcze bardziej?
Beatyfikacja kard. Stefana Wyszyńskiego to perspektywa ciągle przed nami. My jakby patrzymy na to oczekiwanie przez pryzmat bł. ks. Jerzego Popiełuszki, którego osobiście znałem, z którym wielokrotnie prowadziłem rozmowy. Chyba Prymas go rozumiał i darzył zaufaniem, odczytywał w nim jakąś iskrę, która ostatecznie doprowadziła go do chwały męczeństwa. My na oczekiwaną beatyfikację Prymasa Tysiąclecia patrzymy także przez beatyfikację Jana Pawła II. Bo faktycznie biskupstwa, w jakimś sensie, Papież uczył się od swojego wielkiego współbrata, przy którym stawał często, kiedy to tak harmonijnie dzielili się swoim świadectwem wiary i Ewangelii, sprawując Eucharystię, głosząc słowo Boże. Ufamy, że ostatnie przyspieszenie prac wyda swoje owoce. Wydaje się bowiem, że dotychczasowe zaangażowanie było zbyt małe. Zresztą i dziś także utrudnia się niejednokrotnie publikowanie tekstów Kardynała Prymasa, stosuje się jakieś dziwne mechanizmy, które uniemożliwiają pełne poznanie jego nauczania. Wydaje się także, że w tym zatroskaniu o proces ważne było powołanie nowego postulatora o. prof. Zbigniewa Sucheckiego oraz zaangażowanie o. Gabriela Bartoszewskiego. Ważne jest publikowanie różnego rodzaju materiałów, które pozwalają na szersze zapoznanie się z jego życiem i działalnością. Stąd potrzeba ulotek na jego temat. Niestety, Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego, mimo inicjatyw Ośrodka, dotąd nie postarał się o takie ogólnodostępne materiały i to w kilku językach. Pytanie, dlaczego nie ma jeszcze listu Episkopatu o Kardynale Prymasie? To są te pytania czy wszystko uczyniliśmy, czy wystarczająco jesteśmy zaangażowani w proces beatyfikacyjny Prymasa Tysiąclecia?

Bardzo serdecznie dziękuję Księdzu Biskupowi za interesującą rozmowę.