Wakacje 2005

Modlitwa o beatyfikację Jana Pawła II
Redakcja

Pokój między narodami jest możliwy
List biskupów ukraińskich i polskich

Jubileusze Księdza Kardynała
K. M.

Niech Cię Bóg strzeże i zachowuje
ks. abp Marian Gołębiewski

Reminiscencje kongresowe
Z ks. kard. Henrykiem Gulbinowiczem rozmawia Janusz Dariusz Telejko

"Giovanni Paolo – santo subito!"
Krzysztof Bramorski

Wszysko mogę w Tym, który mnie umacnia
Z ks. Janem Kwasikiem rozmawia Józef Ambroszko

Nowi polscy błogosławieni: ks. Bronisław Markiewicz
Michał Zwierzyna

Nowi polscy błogosławieni: ks. Ignacy Kłopotowski
Krzysztof Myszogląd

Nowi polscy błogosławieni: ks. Władysław Findysz
Krzysztof Salik

Sakrament kapłaństwa – wieczernikowy dar Chrystusa
ks. Wiesław Wenz

Podyplomowe Studia Biblijne




Strona główna

Archiwum

Reminiscencje kongresowe
z ks. kard. Henrykiem Gulbinowiczem rozmawia Janusz Dariusz Telejko



Eminencjo, obchodzimy ósmą rocznicę od kiedy to we Wrocławiu odbył się 46 Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny. Co zadecydowało o wyborze Wrocławia na miasto kongresowe i czy ta decyzja nie budziła wtedy kontrowersji?
– Decyzję wybrania miejsca na Kongres Eucharystyczny podejmuje Ojciec Święty. Wiem, że Ojciec Święty ma specjalny sekretariat, który pilnuje tego, żeby np.: dwa Kongresy nie odbyły się w tym samym miejscu, żeby rzeczywiście to był Kongres Światowy, a więc następuje rozrzucenie po globie ziemskim. I dlatego decyzja była całkowicie w rękach Ojca Świętego. Dlaczego został wybrany Wrocław – ja sam się nad tym bardzo zastanawiałem – Ojcu Świętemu takiego pytania nie postawiłem bo to nie uchodzi. Wydawało mi się że to powinno być w Krakowie, Warszawie – Stolica, centrum, w Poznaniu. Powoli zaczęliśmy się rozglądać, pytać się dochodzić i jak to wszystko przebiegało – to mniej więcej jeszcze prawie wszyscy starsi dokładnie pamiętamy. Było trochę strachu na początku – czy my poradzimy. Ale strach zawsze łatwo ustępuje kiedy rozdzieli się zdania, dlatego zaczęliśmy tworzyć komisje – Komisję Teologiczno-Liturgiczną, która zajęła się tematami, potem Komisja tzw. Porządkowa, która rozpracowała, gdzie się ten Kongres ma rozpocząć itd. wreszcie ta ostateczna decyzja, to było wybranie terminu – i tu trzeba było już chodzić po terenie delikatnym jak po rozpalonej płycie, bo trzeba było uzgodnić kiedy Papież ma czas, no i w końcu jakoś to się wszystko udało załatwić.

"Eucharystia i Wolność" to główne hasło Kongresu Eucharystycznego, jaki odbył się we Wrocławiu. Eminencjo, jakie było głębsze przesłanie i interpretacja tego hasła?
– Dzisiaj mogę zdradzić Panu Redaktorowi sekret – Ojciec Święty po raz pierwszy był tutaj w roku 1983, wtedy nawiązał do wolności. Jest dużo ludzi pragnących sprawiedliwości i miłości... – Ojciec Święty mówił na ten temat na Partynicach bardzo ciekawie i zostało to przyjęte i należycie zrozumiane przez nasze społeczeństwo i przybyłych na spotkanie z Ojcem Świętym. I dlatego też wydawało się, że skoro Kongres Eucharystyczny – no to "Eucharystia" – i oczywiście "Wolność" – te dwie wartości, które dają człowiekowi jakąś nadzieję. Eucharystia mówi nam, że nie jesteśmy sami, że Chrystus Pan, który powiedział Ja będę z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata..., ja wyobrażam sobie jak to Apostołowie i ci słuchacze, kiedy usłyszeli to zapewnienie, zastanawiali się : "no, dobrze, dobrze, ale jak ty to zrobisz? Jak to będzie? Przecież prorocy umarli, święci poumierali, a ty mówisz, że będziesz aż do skończenia świata?...". Chrystus dotrzymał słowa, znalazł sposób, żeby pozostać z człowiekiem – w Najświętszym Sakramencie. I tutaj właśnie ta myśl była bardzo potrzebna dla człowieka, żeby się nie zagubił, potrzebny jest zawsze ktoś życzliwy, i dlatego Pismo Święte, które mówi to jeszcze w Starym Testamencie – Biada człowiekowi być samemu... Otóż wtedy, kiedy my jesteśmy z Chrystusem jak mówią Grecy – Chrystophoros – Nosiciel Chrystusa – to nie jesteśmy sami. A jak nie jestem sam, to jestem zawsze bezpieczniejszy – moje samopoczucie jest lepsze, i że zawsze jest ktoś ze mną, kto mnie dobrze życzy, kto chce mojego dobra i tu na ziemi i kiedyś w wieczności. A wolność... – kto nie tęskni za wolnością. To było hasło, które podpowiadało naszemu narodowi – czas już wreszcie zrzucić to wszystko, co jest skorupą na naszym narodzie od zakończenia drugiej wojny światowej. Pragnienie wolności narastało w naszym narodzie – my starsi doskonale wiemy, od jakiego czasu chcieliśmy, żeby wreszcie ten niechciany system sobie poszedł w świat i dlatego też uważaliśmy, że tu, wytłumaczyć na czym polega wolność w rozumieniu Kościoła Katolickiego, w rozumieniu naszej teologii, że to nie jest swawola, że to nie jest jakiś liberalizm, że to jest mądrość oparta o te wytyczne, które nam zostawił Chrystus Pan w swojej Ewangelii. I ten temat był chwytliwy – wielu właśnie tym się zainteresowało.

W jaki sposób Kościół Wrocławski przygotował się pod względem duchowym do tego wielkiego wydarzenia, jakim był Kongres Eucharystyczny?
– Tak, to jest bardzo ciekawe pytanie – myśmy też się nad tym zastanawiali – bo przecież Kongres Eucharystyczny, to nie tylko przygotowanie dekoracji, to nawet nie wybranie znakomitych prelegentów, to nawet nie znalezienie lokalu, gdzie to się wszystko będzie odbywać. Doszliśmy do wniosku, że trzeba "przeorać" całą naszą Archidiecezję pod przygotowanie do Kongresu. I zastanawialiśmy się, jak to zrobić – wiadomo było, że trzeba przeprowadzić w każdej parafii misje – ale jaki temat? Doszliśmy do wniosku, że najbliższy Eucharystii – jest Kult Serca Pana Jezusa – bo to Serce Boże, które umiłowało ludzi zostało w Najświętszym Sakramencie. Poprosiliśmy prowincjałów Zakonu Jezuitów, żeby oni – którzy są specjalistami od Kultu Serca Jezusowego – żeby podjęli się tego zadania. I rzeczywiście – stworzyli ekipy i tak przez cztery lata przeorano parafię za parafią. Program został tak ułożony, żeby do rozpoczęcia Kongresu Eucharystycznego wszystkie parafie miały zakończone misje. Jezuici z tego wywiązali się dobrze. Bo na tych misjach nie tylko było ukazanie Najświętszego Serca Jezusowego, ale także było podkreślone to, o czym tak pięknie mówi prorok – jeżeliby grzechy twoje były czarne jak sadza albo czerwone jak karmazyn, jeżeli człowiek nawraca się, to dusza ludzka bieleje, bo Bóg z miłości do człowieka, patrząc w Mękę Swojego Syna przebacza, zapomina, i dlatego też to jest taki bodziec mobilizujący człowieka, by uporządkował swoje własne sumienie, swoje wnętrze.

Przygotowanie do takiego Kongresu to wielkie spotkanie wymagające ogromnego wysiłku organizacyjnego i materialnego. Ale teraz z perspektywy tych ośmiu lat, czy Eminencja może zdradzić co się wówczas udało, a co trzeba by było teraz poprawić w tak ogromnej machinie organizacyjnej jaką było przygotowanie i realizacja tego Kongresu?
– Proszę nie zrozumieć – że się chcę pochwalić, ale ustawiliśmy tę sprawę bardzo porządnie – ja byłem prawie na wszystkich kontynentach z wyjątkiem Ameryki Łacińskiej – tam nie dojechałem – byłem w Kanadzie, byłem w Ameryce, byłem we wszystkich episkopatach Europy, nawet na Litwę się wybrałem, byłem w Australii. Żeby tam się spotkać, to trzeba było ogromnej korespondencji – trzeba było wyszukać kiedy oni mają u siebie Konferencje Episkopatu i żeby tam na tej konferencji przedstawić program naszego Kongresu Eucharystycznego i osobiście zaprosić. To zrobiło ogromną furorę – dlatego, że to nie było poprzez list, poprzez papier, tylko osobiście i dlatego biskupi byli tym ogromnie przejęci. Ja pamiętam, jak byłem czy w Ameryce, czy w Kanadzie a zwłaszcza w Australii, jak rozmawiało się z biskupami w czasie tych przerw w czasie Konferencji, to niektórzy przychodzili i pytali a jak u was to... a jak u was to... a niech mi ksiądz powie jak tu teraz zrobić, bo ja mam taki problem.... Ciekawe to było. To zaufanie do zupełnie obcego przecież biskupa... wiem że ten jeden, który miał takie problemy, to widział mnie po raz pierwszy... I właśnie to – tak myślę, ten szacunek im okazany, bo lecieć tak długo, po pobycie w Australii powiedziałem, że już więcej tam nigdy nie polecę – siedzenie 28 godzin w samolocie to jest straszna historia... na moje usposobienie, naturalnie, może niektórzy to lubią... Co by można było poprawić...? mnie się wydaje, że należy przede wszystkim Panu Bogu podziękować, bo np. nie było gorąco – było chłodno – ci, którzy przyjeżdżali z krajów ciepłych siedzieli w domu, w swoim przydzielonym lokalu, nie chodzili po parkach, nie szukali rozmaitych niespodzianek itd. następnie, gdy była procesja – jak ta tęcza ukazała się nad miastem – to było coś, co wprowadziło największych sceptyków w podziw. Pamiętam taką rozmowę – procesja wyszła spod Hali Kongresowej, do Katedry, to przecież było ponad 50 tys. ludzi – część doszła już do Katedry – tam, w Hali wszystko się jeszcze formowało – podchodzi jeden z biskupów hiszpańskich i mówi: Proszę powiedzieć, jak to zorganizowaliście, że w czasie procesji nikt nie gada i nie pali papierosów? Dla mnie to było zaskoczenie –ja mówię – A u was gadają? – Gadają! – A palą papierosy? – Palą!... Ale u nich jest inny sposób – idą feretrony, idą wszystkie procesyjne elementy, idzie duchowieństwo, idą zespoły śpiewacze, a oni siedzą na ulicy, na krzesełku i w ten sposób biorą udział w procesji. No to siedzieć półtorej godziny czy dwie godziny – to kto wytrzyma bez gadania, a jak palacz wytrzyma bez zapalenia papierosów! Myślę, że publicznie oni tam nie palą... nie dmuchają dymkiem w Pana Jezusa, ale po cichutku, trzeba jakoś sobie poradzić, prawda?... Otóż, myślę, że wielką pomocą było to, że mieliśmy tu dwukrotnie Taize, a Wrocławianie są bardzo gościnni, i wtedy pierwszy raz było ponad 40 tys, za drugim razem ok. 60 tys. Wszystko "rozebrali" ludzie do swoich mieszkań. I to stworzyło bardzo miłą atmosferę.
Podobnie było na Kongresie Eucharystycznym. Ja pamiętam takie spotkanie w Rzymie z Episkopatem Afrykańskim, bo też tam byłem, bo oni mieli akurat swoją odprawę w Rzymie, i jeden z biskupów wstaje i powiada – a co my tam będziemy jedli? Ja byłem "zastrzelony" takim pytaniem. Odpowiedziałem: – Proszę ks. biskupa, na pewno wody i chleba nikomu nie zabraknie.
Był to minimalizm z mojej strony, ale dobry – bo nie obiecaliśmy jakichś nadzwyczajnych smakołyków – powiedzieliśmy, że to, co będzie potrzeba, to znajdziemy, podzielimy się. I rzeczywiście, dzięki, ofiarności poszczególnych diecezji w kraju, to się udało. Jedno podejście było takie ryzykanckie – mianowicie, mieliśmy posiedzenie i stawiają mi pytanie, w którym hotelu zamieszkają ci najwyżsi dostojnicy... Wybraliśmy Hotel "Wrocław" – tak poradzono, ustaliliśmy, ile tam będzie kosztował pobyt przez parę dni... A potem – polskie "Postaw się a zastaw się." I pomyśleliśmy w ten sposób – trzeba było trochę policzyć ekonomiczne – nie będziemy brali od gości żadnych pieniędzy – Kongres pokryje, Diecezja pokryje. I oni potem, kiedy skończył się Kongres, przychodzili do kasy hotelu i mówili – Ja tu mieszkałem tyle i tyle i proszę o rachunek..., a kasjerka odpowiadała, że zapłacone. Bardzo to ich zadziwiło. I potem, jak wrócili do domu, to zawsze coś przysłali... Na tym się nie traci. Gościnność zawsze owocuje. Ale to było ryzyko. Ja potem, jak już została podjęta decyzja, to miałem trochę "stracha" – nie mówiłem nic moim współpracownikom. Jak my zdobędziemy pieniądze – to przecież dziesiątki tysięcy kosztowało utrzymanie ich wszystkich...

A teraz porozmawiajmy o owocach duchowych Kongresu. Czy Kongres Eucharystyczny, który odbył się we Wrocławiu pod jakimś względem wzbogacił tradycję dotychczasowych Kongresów Eucharystycznych?
– Panie Redaktorze, są sprawy, których my nigdy nie dowiemy się tu, na Ziemi. Co się działo w sercu każdego który brał udział w Kongresie Eucharystycznym – czy osobiście uczestnicząc, czy za pośrednictwem radia czy telewizji – nie jesteśmy w stanie tego podliczyć, zweryfikować. Natomiast można spojrzeć na to z perspektywy tych ośmiu lat – zawsze, każdego roku proboszcz musi składać sprawozdanie ile zostało rozdanych komunikantów w ciągu roku w jego wspólnocie i wiadomo, że po tych misjach przeprowadzanych w każdej parafii przed Kongresem, po samym Kongresie wzrosła w każdej parafii liczba przystępujących do Komunii Świętej. Pomnożyły się spowiedzi – ludzie częściej chodzą do spowiedzi. A więc misjonarze przekonali, że warto żyć z Chrystusem w Eucharystii i przyjaźni, warto zapraszać Go do siebie.
Bardzo dobrze, według mego rozumienia, rozwinął się Eucharystyczny Ruch Młodych – to jest ta organizacja katolicka. Myślę, że jest tu jeszcze jedna sprawa. Ks. bp Edward Janiak referował kiedyś, jak był na wizytacji kanonicznej – później było także spotkanie z radą parafialną... Spotkał się z radnym, wywiązała się rozmowa... – ...i ile pan ma dzieci? – Czwórkę... – A najstarsze? – Najstarszego to mam chłopaka, kończy szkołę podstawową. – A gdzie pan go pośle? – a ten pan powiada: – Ja go nigdzie nie poślę, jestem w takiej sytuacji ekonomicznej, że nawet nie mogę mu zapewnić miesięcznego biletu, żeby dojechał do gimnazjum.
I wtedy, kiedy ks. bp wrócił z wizytacji, referował na sesji, że taka jest sytuacja w diecezji. A trzeba wiedzieć, że Watykan żąda od tej diecezji, która ma przywilej zorganizowania Kongresu Eucharystycznego, żeby powstało jakieś dzieło charytatywne. Myśmy to zrobili – w Henrykowie jest Dom Św. Jadwigi, gdzie przebywa około 80 osób starszych, które nie mają możliwości w sowich rodzinach doczekać końca życia. I wtedy przyszła taka myśl – i myślę, że to jest pokłosie Kongresu – To zróbmy liceum... zupełnie darmowe... A więc dla najbiedniejszych synów – ponieważ tam jest Annus propedeuticus – pierwszy rok naszego Seminarium – to nie może być koedukacyjna szkoła, tam mogą być tylko chłopcy – tego wymaga prawo kościelne. I ponieważ tam, w Henrykowie, były sale, gdzie ongiś opat odbywał sądy, i one stały puste – bo nie było potrzeby ich zagospodarowania – wtedy zaczęliśmy myśleć, że może tam zrobimy to liceum. Zaczęliśmy chodzić do rozmaitych urzędów – bo trzeba mieć pozwolenie. Chcieliśmy także, jako że jest to dla najbiedniejszych, by tak jak inne szkoły otrzymują dotacje, nasze gimnazjum też miało ten przywilej. I udało się! A teraz w roku 2005 jest już pierwsza matura. Chłopaki maja ją już za sobą, tylko jeszcze sprawdzają im te wyniki egzaminów – zdaje się, że tam paru będzie musiało jakiś przedmiot powtórzyć – takie plotki do mnie docierają. Ale stawiamy tam im wielkie wymagania – mianowicie – nie wolno palić papierosów, nie wolno żadnych innych ekscytujących środków przyjmować, narkotyków itd., i to rodzice muszą podpisać, że chłopcy do tego się zobowiązują. A więc jest taki rygor. Ale to nie jest małe seminarium – to jest przygotowanie do życia w społeczeństwie, bo młody człowiek musi przejść, tak jak w wojsku, okres unitarny, to bardzo dobrze robi. Honorową opiekę sprawuje nad tym liceum – Akademia Rolnicza – przyjeżdżają i tłumaczą, jak można tam studiować. Jest też honorowy patronat naszej Szkoły Oficerskiej, bo chłopaki lubią być oficerami, więc niech idą. Zobaczymy jak to będzie. W każdym razie – już trzy lata ma liceum – zazwyczaj bywa chłopców ok. 150, potem paru się wykruszy, ale zawsze jest ich ok. 120. Wszyscy, i rodzice na ogół są zadowoleni, my też z tej służby naszym najbiedniejszym chłopcom jesteśmy zadowoleni. Więc myślę, że to można by było też podciągnąć pod efekt 46. Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego we Wrocławiu.

Serdecznie dziękuję za rozmowę, Szczęść Boże.
– Oby jeszcze udało się w naszej Archidiecezji wiele takich ciekawych imprez przeprowadzić.