Maj 2004

Potrzeba nadziei
Słowo biskupów polskich z okazji przyjęcia Polski do Unii Europejskiej

Nikogo nie zostawiać w poczuciu osamotnienia
Rozmowa z ks. abp. Marianem Gołębiewskim, nowym metropolitą wrocławskim

Kochajcie Kościół!
Słowo nowego metropolity wrocławskiego

Pajęcza sieć
Maciej Zabłocki

Śladem średniowiecznej księgi
Anna Sutowicz

Europa ducha
Józef Łukaszewicz

"Pelikan"
Tomasz Kwaśniewski

Świadectwo wierności
Wiesława Tomaszewska

Czy Europa musi być chrześcijańska?
Ks. Rafał Kowalski

Modlitwa do Maryi Matki Nadziei




Strona główna

Archiwum

Śladem średniowiecznej księgi
Śląsk i jego mieszkańcy w XIII wieku na kartach Księgi Henrykowskiej
Anna Sutowicz


XIII wiek to dla Śląska okres szczególny: na tronie książęcym zasiadali potomkowie potężnego Henryka Brodatego i św. Jadwigi. Najpierw Henryk Pobożny, choć zginął pod Legnicą otoczony legendą obrońcy chrześcijaństwa, zdążył podjąć wiele kroków, by uczynić ze swego dziedzictwa przodującą dzielnicę Polski. Po nim kolejno: Henryk III, niezwykle gospodarny pan Wrocławia i Henryk IV zwany Probusem, pomimo niemieckiego wychowania i konfliktu z Kościołem pod koniec życia wyraźnie zwrócony ku Polsce i polskości, wprowadzali Śląsk w centrum cywilizacji europejskiej. Dzielnica ta w ciągu tego okresu osiągnęła nie tylko polityczną rangę znaczącego regionu tej części Europy, ale również wysoki poziom gospodarczy i kulturalny. Kościoły św. Krzyża i katedra św. Jana Chrzciciela to perły gotyku europejskiego, a liczne zabytki sztuki są do dziś wymownymi świadkami bogatego życia kulturalnego miast śląskich. Najazd Tatarów w 1241 r., choć dokonał spustoszenia demograficznego, nie zdołał jednak powstrzymać gwałtownego rozwoju dzielnicy, wręcz przeciwnie – przyczynił się do wzmożenia akcji kolonizacyjnej i sprowadzania nowych osadników z zachodu.

Wtedy właśnie, w drugiej połowie XIII wieku na mapie Śląska pojawiło się wiele nowych osad, lokowanych często na prawie niemieckim. Zmieniały się nie tylko miasta, w których uwijali się przy pracy architekci i majstrowie murarscy, rzeźbiarze i malarze hołdujący nowym prądom sztuki, ale także zmieniała się prowincja: obok starych wyrastały nowe wsie pod zarządem sołtysów, niekiedy istniejące już osady zmieniały nazwę i przejmowały nowe prawo. W całej Europie na życie codzienne prowincji największy wpływ miały zakony osiadające poza murami miast. W XIII wieku na Śląsku aktywny udział w akcji kolonizacyjnej brał ł zakon cystersów, faworyzowany przez książąt wrocławskich. Zakonnicy z Niemiec przywozili ze sobą nie tylko znajomość kultury Europy zachodniej, ale również sposobów uprawy ziemi i organizowania wsi. Chociaż w klasztorach śląskich cystersów mogli zamieszkiwać tylko Niemcy, często wrastali oni w miejscowe obyczaje, niekiedy jako duszpasterze miejscowej ludności uczyli się jej języka i tradycji.

Jednym z najciekawszych świadectw tamtych czasów jest tzw. Księga Henrykowska, dokument spisany na użytek klasztoru cystersów w Henrykowie przez jego opata Piotra, a po 1310 r. przez jednego z mnichów. Miała ona stanowić zapis łask poszczególnych książąt piastowskich, począwszy od fundatora Henryka Brodatego, którzy dbali o rozwój klasztoru i jego uposażenie majątkowe. Autorzy Księgi pragnęli przekazać kolejnym pokoleniom mnichów tradycję klasztoru, zabezpieczając się w ten sposób przed ewentualnymi uzurpatorami majątku henrykowskiego. Przy tej okazji przekazali wiele interesujących szczegółów obyczajowych i detali życia codziennego mieszkańców XIII-wiecznego Śląska.

Na kartach Księgi przewijają się imiona księży, rycerzy, chłopów różnej przynależności etnicznej. Choć wnioskowanie o narodowości na podstawie imienia jest bardzo niepewne, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że Dobrogost, Janusz, Krzepisz, Żuk, Kołacz, Wojsław, Boguchwał, Wacław byli Słowianami posługującymi się językiem polskim lub czeskim, które w tamtych czasach dopiero zaczynały się wyraźnie różnicować. Obydwie nacje żyły obok siebie hołdując podobnym obyczajom i tradycji. Małżeństwo chłopa Boguchwała, Czecha, który po polsku zwracał się do swej żony ze zrozumieniem proponując jej pomoc przy mieleniu zboża, chociaż była „gruba i zupełnie niezdarna”, stało się słynne w polskiej literaturze. Noszący imiona: Henryk, Bodo, Albert, Bertold, Menold to zapewne Niemcy lub inni przybysze z Zachodu Europy. Najczęściej przebywali oni blisko dworu księcia, rządcy, notariusze, rycerze. Wśród rycerzy są tacy, którzy posiadali swe majątki i dwory z dala od stolicy, prowadzili żywot niezależny od księcia, zakładali własne osady i kolonie. Jednym z nich był niejaki Albert. Choć nie wiadomo nic o jego pochodzeniu, na podstawie przydomku „po polsku ťŁykaŤ” możemy wnioskować, iż był zżyty z ludnością polską, ożenił się z Polką, córką rycerza Dzierżka. W 1229 r. udał się on na krucjatę przeciwko Prusom odstąpiwszy przedtem klasztorowi w Henrykowie majątek w Ciepłowodach [ks. I, 3]. Po najeździe tatarskim, który stanowi wyraźną datę graniczną w dziejach Śląska, wielu dostojników dopuściło się aktów samowoli, „każdy zagarniał dla siebie, co mu się podobało”. Po kraju zaczęli włóczyć się rycerze trudniący się rozbojem, różnej maści gwałtownicy, nastający na porządek i życie ludzkie. W Księdze odnajdujemy zapis postępowania sądowego po uchwyceniu czterech rozbójników: Przybysława, Boguchwała, Wojsława i Gostacha, których poddano próbie pojedynku ze skarżącymi się rycerzami. Pokonani musieli sprzedać życie za całe swoje dziedzictwo.

Choć cystersi z Henrykowa pozostawali w bliskich stosunkach z okoliczną ludnością, nie zawsze relacje te układały się harmonijnie. Zdarzały się kłótnie kończące się nawet przed obliczem księcia. I tak dziedzice Bobolic powołali przed sąd Bolesława Rogatki mnichów oskarżając ich o nieprawne posiadanie kawałka ziemi. Klasztor często i burzliwie sądził się z okolicznymi właścicielami ziemi. Nie było zgody nawet z synami ich dobrodzieja Alberta z Brodą. Liczne wygrane sprawy o majątek klasztorny wzmacniały pozycję konwentu. „Niejaki Michał, syn niegdyś Dalebora”, posiadał majątek, którego granice dotykały posiadłości klasztornych. Na złość zakonnikom człowiek ten urządzał w dni świąteczne tańce dziewcząt, co przyprawiało opata o strapienie. W końcu jednak udało mu się przekonać szkodnika do zamiany posiadłości i odsunięcia go w ten sposób od granic klasztoru, ratując tym samym „przed groźnym niebezpieczeństwem zatraty wielu dusz w tym klasztorze”. Inny natomiast rycerz, Stefan z przydomkiem Kobyla Głowa, podburzał przeciwko mnichom henrykowskim wieśniaków, nastając na ich dobra. Tą chytrością, jak twierdzi autor Księgi, uzyskał od księcia pana to, czego żądał, rozpoczynając w ten sposób wieloletni spór z klasztorem.

Zwykli kmiecie, żyjący w otoczeniu konwentu, jawią się nie mniej barwnymi postaciami na kartach Księgi. Dla nich placówka ta stanowiła ważne odniesienie kultury religijnej, centrum życia gospodarczego, gdzie mogli zapoznać się z nowymi, wydajniejszymi metodami uprawy ziemi. W klasztorze bywali zapewne ci najzamożniejsi chłopi, którzy często mieli okazję służby księciu. Niejaki Kwiecik, nazywany przez Polaków Kika wskutek utraty ręki, często stołował się u cystersów. Autor Księgi z upodobaniem przytacza dzieje tego człowieka, który ongiś „swoim nicpoństwem i cudactwem często o wielki śmiech przyprawiał księcia pana Henryka starego i jego otoczenie”, następnie założył i odstąpił klasztorowi swoją wieś i do końca życia uzależnił się od mnichów. Wśród opowieści o sposobach uzyskania kolejnych części majątku klasztornego znajdzie się w Księdze Henrykowskiej interesujące szczegóły obyczajowe z życia prostych ludzi. Dwóch wieśniaków z wsi książęcej, uprawiających rolę w Żukowicach, Krzepisz i Żuk, popadło w spór, który zakończył się śmiercią obydwu. Awantura musiała być dużego kalibru, skoro wkrótce potem inni mieszkańcy tej wsi rozpierzchli się i opuścili Żukowice, które przejął klasztor cystersów.

Wydaje się, iż życie codzienne zarówno dostojników, jak i prostych chłopów, obfitowało w tamtych czasach w wiele barwnych wydarzeń. Ludność była niezwykle przywiązana do dawnego obyczaju, choć napływający przybysze przynosili ze sobą nie tylko nowe sposoby zachowania i rozstrzygania sporów, ale również gospodarowania i organizacji życia. Mieszanka etniczna, jaka powstała na Śląsku w ciągu XIII wieku, sprzyjała wymianie wartości i kultury życia codziennego. Naturalne skłonności tamtych ludzi do uciekania się do siły w razie konfliktu oraz tradycja prawa zwyczajowego, łagodzone były prawem sądów książęcych, odwoływaniem do mocy dokumentu i świadków wydarzeń. Niemało było naówczas powodów do bójek i przepychanek słownych. Jednak musi zwrócić naszą uwagę, że nigdy nie były to spory na tle narodowościowym. Jeśli ktoś miał kłopoty z zaakceptowaniem zachowania sąsiadów to dlatego, że w grę wchodził spór majątkowy lub różnice obyczajowe. Mieszkańcy Śląska uczyli się organizacji życia na prawie niemieckim, które dla nich wiązało się z uściśleniem niektórych zasad dotąd ustalanych ustnie, dopuszczeniem do pracy i ziemi ludzi przybywających niekiedy nawet z bardzo daleka.

Zdarzały się także spory pomiędzy duchowieństwem, dla którego pojawienie się zakonników z obcej ziemi również oznaczało pewną utratę wpływów. Biskup Tomasz I, o którym autorzy Księgi wyrażają się zawsze życzliwie, odebrał pewnemu kapelanowi dochody, jakie czerpał z dóbr klasztornych w Henrykowie. Ów wiejski pleban Henryk, żyjący zapewne w spokoju przez wiele lat, usłyszał wówczas od własnego biskupa: „Tyś jest sam i najczęściej śpiewasz tu z wróblami”, co miało stanowić wymowny przytyk do mizernych efektów jego działalności duszpasterskiej. Z czasem sam zrezygnował z kościółka, przekazał go opatowi henrykowskiemu i wstąpił do zakonu kanoników regularnych. Odtąd więc okoliczna ludność Henrykowa korzystała z sakramentów świętych tylko w kościele należącym do mnichów.

Pojawienie się cystersów, a wraz z nimi nowego prawa osadniczego, wniosło wiele zmian w życiu mieszkańców Śląska. Większość z nich przyczyniła się do polepszenia warunków życiowych, podniesienia świadomości prawnej, a tym samym rozwoju kultury łacińskiej. W Księdze Henrykowskiej odnajdujemy opis Śląska jako ziemi kwitnącej sadami, łąkami, obsianej nowymi rodzajami zbóż. Najlepszym przykładem jest obraz majątku Nikłowice. Murowany dwór otoczony był polami zboża ozimego i jarego, hodowano tu stada bydła rogatego i trzody, mieszkańcy posługiwali się pługami, przyborami żelaznymi, dziedzic tej wsi posiadał nieopodal młyn. Mieszkańcy takich osad przebywali z dala od spraw wielkiej polityki, nie mając zapewne wielkiego pojęcia o planach dynastycznych książąt śląskich ani też świadomości uczestnictwa w doniosłych zmianach cywilizacyjnych. Rodzili się jako potomkowie mieszanych etnicznie małżeństw, chrzcili swe dzieci w kościółkach klasztornych, karczowali lasy, niekiedy byli świadkami burzliwych awantur sąsiedzkich, po tragicznych chwilach najazdu tatarskiego dochodząc powoli do zamożności i dostatku. Dzięki uczonym autorom Księgi Henrykowskiej, wielu z nich dostało się na karty historii chociaż nie uczynili w życiu niczego szczególnego, nie zmienili jej biegu, nie podjęli żadnej dziejowej decyzji. Prowadzili życie ludzi zapracowanych, troszczących się o codzienny chleb, niekiedy wykolejonych, odrzucających zastany porządek, do którego nie mogli się dopasować. A jednak to właśnie ich dzieje są właściwym centrum tego, co nazywamy historią.


Wszystkie cytaty pochodzą z: Liber Fundationis Claustri SMV in Henrikow czyli Księga Henrykowska tłum. R. Gródecki, Wrocław 1991.