Kwiecień 2008

Pontyfikat naznaczony cierpieniem
Arkadiusz Raczyński

Papież a „sprawa polska”
Anna Litwin

Pasterzem jest ten, kto zna drogę…
Ks. abp Marian Gołębiewski

Jak się zostaje świętym?
Rozmowa z ks. dr. Michałem Machałem

Wielka polityka a tragedia Katynia
Tomasz Serwatka

Katyń pamiętamy – „Synowie wolni”
Barbara Lekarczyk-Cisek

Chiara Lubich – orędowniczka jedności
Ks. Tadeusz Reroń

Dolnośląskie jarmarki
Tobiasz Lemański

Niezapomniane Prawdy
Piotr Sutowicz

Kronika agonii miasta
Juliusz Woźny

Kapłańskie życie
ks. Bogusław Konopka

Jakie są skutki utraty poczucia grzechu?
Z ks. Marianem Biskupem rozmawia Bożena Rojek

Czy święci są po to, żeby zawstydzać?
ks. Piotr Nitecki

Nie lękajcie się
Joanna Pietrasiewicz



Strona główna

Archiwum

Pontyfikat naznaczony cierpieniem
Arkadiusz Raczyński



Trzy lata temu w wigilię Niedzieli Miłosierdzia Bożego odszedł od nas Jan Paweł II. O godzinie 20.00 uczestniczył jeszcze we Mszy Świętej; udzielono mu świętego wiatyku i ponownie namaszczenia chorych. Do końca zachował przytomność, a przed śmiercią zdołał powiedzieć jedynie „Amen”. Była 21.37. I tak nastał dla świata szczególny poranek pierwszego dnia tygodnia. Wyjątkowa Niedziela Miłosierdzia Bożego. Dzień, który dla milionów ludzi był momentem przełomowym, chwilą zatrzymania i refleksji. Na nie spotykaną dotąd skalę rozpoczęło się czuwanie – światowe rekolekcje, dzięki milczącej i najpiękniejszej katechezie, jaką wygłosił Jan Paweł II w ostatnich chwilach swego życia.

Dla wielu czas, który upłynął, zapewne zrobił swoje! Opadły emocje, życie dalej toczy się swoim rytmem. Warto jednak wrócić do tego szczególnego czasu narodowych rekolekcji i pochylić się nad tematem cierpienia, który był szczególnie bliski Ojcu Świętemu.

Jan Paweł II już od początku swojego pontyfikatu w wyjątkowy sposób traktował osoby chore, a sam temat cierpienia stał się dla niego swego rodzaju priorytetem, który należy, na ile jest to możliwe pogłębić, aby ukazać światu jego właściwy sens. Papież zagadnienie cierpienia przemyślał do końca, na długo jeszcze zanim ono samo zaczęło go dotykać, stanowiąc dla niego nad wyraz wielki ciężar. Ojciec Święty nieustannie starał się pokazywać ludziom, że Bóg nigdy nie opuścił człowieka. Mówił do nas: Czy Bóg mógł niejako usprawiedliwić samego siebie wobec dziejów człowieka, tak głęboko naładowanych cierpieniem – inaczej, aniżeli stawiając w centrum tych dziejów Krzyż Chrystusa? (…) Ukrzyżowany Chrystus jest jakimś dowodem solidarności Boga z cierpiącym człowiekiem. Bóg staje po stronie człowieka – w sposób radykalny. Szczególnie wymowne są ponadto słowa Ojca Świętego o Niebieskim Lekarzu, do którego każdy z nas może się zwrócić, gdyż posiada moc uzdrowienia naszych licznych i rozmaitych, a zawsze rzeczywistych i domagających się natychmiastowej pomocy słabości, od chorób ciała, do schorzeń moralnych, którymi są grzechy.

Z bogactwa homilii, które wygłaszał Ojciec Święty Jan Paweł II podczas każdej pielgrzymki do Ojczyzny, staraliśmy się wyciągnąć jakiś wątek przewodni, który zawsze był obecny w trakcie wszystkich podróży Apostolskich. Podczas swojej ostatniej pielgrzymki „do Domu Ojca” Papież swoim wymownym milczeniem mówił nam wszystkim kolejny i już ostatni raz o cierpieniu i śmierci. Jan Paweł II dobrze wiedział, że cierpienie dla współczesnych ludzi jest niezrozumiałe i niewytłumaczalne, nawet dla tych, którzy są ludźmi wiary. Dochodzi nawet do tego, że sprzeciw wobec cierpienia, brak zgody na jego istnienie stanowi dla wielkiej rzeszy ludzi źródło zakwestionowania Boga. Papież świadom tych utrudnień, jak możemy przypuszczać, chciał poprzez modlitwę, wykazywanie sensu cierpienia i poprzez swój własny przykład życia wskazać nam wszystkim, że Bóg poprzez Jezusa Chrystusa – Jego Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie jest w jakiś sposób blisko każdego człowieka, a w szczególny sposób człowieka naznaczonego znamieniem krzyża.

Jan Paweł II dał nam konkretny przykład rozumienia i znoszenia ludzkich cierpień. Papież stał się dzięki temu dla milionów ludzi, którzy cierpią, wzorem do naśladowania w przeżywaniu krzyża różnorakich doświadczeń. Choroba, ból, cierpienie naznaczyły jego pontyfikat już niemal od samego początku posługi na Stolicy Piotrowej. Kardynał Stanisław Dziwisz, który był szczególnie bliski Ojcu Świętemu, napisał: …jego droga była nieustannym męczeństwem. I nie ma w tym stwierdzeniu przesady. Jan Paweł II ogromnie cierpiał fizycznie i na duchu, kiedy w pewnych okresach zmuszony był do znacznego ograniczenia czy wręcz przerwania zajęć związanych z pełnieniem misji Pasterza Kościoła powszechnego. Patrząc z perspektywy „szklanego ekranu” widzieliśmy jak choroba, ból i cierpienie przygniatają Papieża, i czynią go niezdatnym do podejmowania swoich obowiązków. Wydawało się wielu, że tak bardzo schorowany Papież nie powinien już pełnić misji, jaka zostaje zlecona każdorazowemu Biskupowi Rzymu. Ojciec Święty w swojej mądrości myślał i postępował inaczej. Wiedział dobrze, że misja, jaką powierzył mu Chrystus, musi zostać wypełniona do końca. I tak się stało. Bóg, który może wszystko, posłużył się swoim, już słabym na ciele sługą, aby pokazać, że cierpienie mocą ducha i wiary można przezwyciężyć, nadając mu właściwy sens.

To, co jednak najbardziej zastanawia wraz z każdą rocznicą śmierci Ojca Świętego to swego rodzaju „konkret”, który chcemy widzieć – czy poza spontanicznymi reakcjami, coś w nas ludziach XXI wieku się zmieniło, czy nauczyliśmy się czegoś, czy w końcu cierpienie, które po ludzku niszczyło Papieża nie jest przez nas rozumiane jako bezsensowne?

W Baśni zimowej Ryszard Przybylski pisze: Haniebna i zła jest starość, która tłamsi miłość, pozbawia duszę skrzydeł i więzi ją w materii (…) Stare, schorowane i zmęczone ciało przypomina więc człowiekowi, że wszedł w okres ciągłego lęku. Był czas radości. Jest czas udręczenia. Dla bohaterów tej książki utrata możliwości panowania nad swoim życiem jest swego rodzaju „grobem”, końcem życia. Inaczej zaś tę prawdę wyrażał Papież, który mówił u kresu swoich dni o radości, modlitwie i zawierzeniu Maryi. Z jego perspektywy pokorna zgoda na Boży plan czyni człowieka wolnym od wszelkiej trwogi, oczyszcza miłość i przygotowuje duszę na spotkanie z Bogiem. Prawdą jednak jest, że zawierzenie wcale nie redukuje cierpienia, jednak ciało, które jest jego źródłem, nie jest już zimną celą śmierci, ale płomiennym krzyżem, który rozpala miłość, i bramą do wieczności. Śmierć oswojona przez wiarę w zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa traci wówczas władzę nad ludźmi. Zachodzi specyficzna zmiana – z rwącej rzeki w spokojny strumień, który płynie do lepszego świata, gdyż cierpienie i śmierć nabierają innego znaczenia już zawsze związanego z Chrystusem.

Bez względu na nasz zrozumiały żal po stracie tak Dobrego Pasterza, trzeba wierzyć, że w tę pamiętną sobotę 2 kwietnia 2005 r. o godzinie 21.37, paradoksalnie, to śmierć przegrała z życiem i dała mu się ujarzmić. Trzeba ponadto, po raz kolejny, wracać do nauczania naszego Papieża Jana Pawła II i poprzez głęboką refleksję wprowadzać je w życie. Z perspektywy czasu dzisiaj, po trzech latach, całe to dziedzictwo Jana Pawła II oraz całe doświadczenie tego pamiętnego kwietnia nie mogą nic nie znaczyć, ponieważ ówczesne postawy świadczyłyby tylko o naszej niedojrzałości. Jesteśmy zatem zobligowani do przyjęcia w całej pełni prawdy, iż powołanie do cierpienia jest uczestnictwem w cierpieniu Chrystusa. Jan Paweł II odsłonił nam tę przedziwną tajemnicę cierpienia i śmierci. A bez niego byliśmy gotowi zapomnieć, że one w ogóle istnieją. Owych tajemnic tak często nie umieliśmy pojąć, ale każdy wiedział, że on je zna i nam nieustannie je przybliża – całym sobą, swoim nauczaniem, swoim życiem i umieraniem, ponieważ zależało mu na nas. Ponieważ jako Dobry Pasterz bardzo nas umiłował.

Obecnie zaś każdy jest niejako zobligowany do daru modlitwy za Ojca Świętego, o którą zresztą tak często prosił, żeby jak najszybciej został włączony do grona błogosławionych i świętych. Abyśmy mogli cieszyć się, że spośród nas Bóg wezwał i powołał słowiańskiego papieża, który był i jest dla nas wzorem świętości, a która kształtowała się na naszej polskiej ziemi.