Kwiecień 2007

Śląska Wielkanoc dawniej
Anna Sutowicz

Z martwych wstaję
Anna Litwin

Żyliśmy w cieniu czy w blasku Ojca Świętego?
ks. Waldemar Irek

Papieże z Niemiec w dziejach Kościoła
ks. Antoni Kiełbasa SDS

Wierzyć – celebrować – żyć!
ks. Tadeusz Reroń

Bardzo kocham to, co robię
Z biskupem Antonim Długoszem rozmawia Bożena Rojek

Wychowanie w szkole – do życia w rodzinie
Beata Dudkowska-Tupaj

Jeszcze o „Duchowej adopcji”

Dziesięć słów
Adam Kwaśniewski

Pamięć i przyszłość we Wrocławiu

In Memoriam Janowi Pawłowi II
Jadwiga Hoffmann



Strona główna

Archiwum

Bardzo kocham to, co robię
Z biskupem Antonim Długoszem rozmawia Bożena Rojek



Ks. bp prof. dr hab. Antoni Długosz, urodzony 18 kwietnia 1941 r. w Częstochowie, biskup pomocniczy archidiecezji częstochowskiej, krajowy duszpasterz młodzieży nieprzystosowanej społecznie, wykładowca katechetyki. Od lat występuje w programie TVP dla dzieci „Ziarno”.
Tę rozmowę miałam nadzieję przeprowadzić trzeciego dnia rekolekcji wielkopostnych, które głosił Ksiądz Biskup w parafii pw. Bożego Ciała we Wrocławiu. Ksiądz Biskup trafił jednak do szpitala i nie mógł dokończyć tamtych rekolekcji, po to, ażeby samemu stać się uczestnikiem rekolekcji niespodziewanie zaaranżowanych przez Pana Boga tu, w tej niecodziennej scenerii, jaką jest sala Szpitala Wojewódzkiego przy ul. Kamieńskiego we Wrocławiu…
– Tak się złożyło, że w ostatnim czasie intensywnie pracowałem, najpierw głosząc serię rekolekcji dla akademików, później dla młodzieży w Warszawie, wreszcie przez jedenaście dni wśród Polonii szwajcarskiej. Dwa pierwsze dni rekolekcji w parafii Bożego Ciała zakończyły się dla mnie przyjemnym doświadczeniem spotkania z różnymi grupami wiernych. Tymczasem w nocy, z drugiego na trzeci dzień, przeżyłem istny horror związany z nasileniem się wcześniejszych dolegliwości chorobowych, w wyniku czego trafiłem do szpitala. I tak oto już cały tydzień odprawiam rekolekcje na łóżku szpitalnym. Ale skoro tyle mówimy o tajemnicy cierpienia, wypada, ażeby i kapłan doświadczył, czym ono jest, co znaczy ból i choroba. Muszę jednak przyznać, że dzięki staraniom wrocławskich lekarzy i wyjątkowej opiece ks. prałata Andrzeja Dziełaka, proboszcza parafii Bożego Ciała we Wrocławiu, w szybkim tempie dochodzę do siebie.

Wiem z różnych źródeł, że od dzieciństwa interesował się Ksiądz Biskup sztuką. Jako dziecko należał do kółka muzycznego, potem tanecznego, wreszcie trafił do Teatru Żywego Słowa. Myślał nawet o zostaniu aktorem, ostatecznie jednak poszedł Ksiądz Biskup za głosem powołania kapłańskiego. Sposób przekazu treści ewangelicznych oparty na śpiewie, tańcu, wykorzystaniu różnych rekwizytów – co miałam okazję zaobserwować w czasie Mszy św. dziecięcej w parafii Bożego Ciała podczas owych niedokończonych rekolekcji wielkopostnych – nieodparcie nasuwał mi na myśl, że te „artystyczne” tęsknoty są wciąż w Księdzu Biskupie bardzo żywe... Kiedy odkrył Ksiądz Biskup, że elementy sztuki mogą stanowić dużą pomoc w głoszeniu nauki Chrystusowej?
– Kapłaństwo jest tak wspaniałym powołaniem, że do jego realizacji przydają się wszystkie uzdolnienia. Otrzymane w dzieciństwie i młodości przygotowanie artystyczne zacząłem wykorzystywać już podczas studiów w seminarium. Zrobiłem wówczas w gronie rodzinnym kukiełki do baśni pt. „Przygody Gęgorka”. Objechałem z tą sztuką wszystkie placówki duszpasterskie w diecezji. W późniejszym czasie, już jako młody ksiądz, wspólnie ze starszymi dziećmi i młodzieżą, przygotowałem kukiełki do innych baśni i przedstawień teatralnych z pierwszych wieków chrześcijaństwa. Elementy wizualne i rekwizyty wykorzystywałem także podczas różnych nabożeństw, jak choćby Drogi Krzyżowej dla najmłodszych. Duszpasterzując wśród dzieci, doszedłem do wniosku, że powinny one w sposób czynny i świadomy uczestniczyć w liturgii. Inaczej będą przeżywać we kościele długie chwile nudy. Dla dziecka najtrudniejszy jest przekaz słowny. Jego psychika jest tak wrażliwa i jednocześnie rozkojarzona, że trzeba oddziaływać różnymi bodźcami, by treść, którą chcemy przekazać, mogła trafić do mentalności małego odbiorcy. Dlatego daleki jestem od tego, aby kierowane do dzieci przesłanie opierać wyłącznie na czystym słowie. Staram się więc z całym przekonaniem dążyć do tego, aby nośnikami treści były zarówno różne pomoce wizualne, na przykład obrazy, przezrocza, rekwizyty, jak również nagrania podkładów muzycznych czy materiały oddziałujące na zmysł dotyku. Ważne jest, by dziecko, modląc się, modliło się całym ciałem, dlatego wprowadzam też elementy tańca i ruchu. Zauważyłem, że jeśli przekazujemy mu wiedzę na różnorakie sposoby, wywołując przy tym radość, wówczas treści te kodowane są głęboko w jego pamięci. A to tworzy podwaliny jego formacji religijnej.

Ze względu na ewangelizację najmłodszych jest Ksiądz Biskup zwany często „biskupem od dzieci”. A czyni to na różne sposoby: występuje z dziećmi w programie Telewizji Polskiej „Ziarno”, opracował dziecięce wydanie Biblii, nagrał nawet płytę „Chrześcijanin tańczy”. Skąd u Księdza Biskupa, profesora teologii, tak świetna znajomość psychiki dziecięcej?
– Wprawdzie uczyliśmy się w seminarium psychologii rozwojowej, jednakże w życiu bardzo ważna jest praktyka. Prowadząc zajęcia dydaktyczne ze studentami, nigdy nie traciłem i nie tracę kontaktu z dziećmi i młodzieżą. Pomagają mi w tym rekolekcje oraz regularne spotkania z najmłodszymi w częstochowskich przedszkolach i podczas przygotowań nagrań katechez pokazowych dla katechetów. Nabieram wówczas doświadczenia: uczę się na swoich błędach, pozytywy zaś staram się zapamiętywać i powielać. Dziecko jest świetnym nauczycielem, szczególnie w poznawaniu jego świata.

Jest Ksiądz Biskup także diecezjalnym duszpasterzem dzieci specjalnej troski. Stworzył dla nich kilka ośrodków, gdzie mogą uczestniczyć ze swoimi rodzicami we Mszy św. Jakie uczucia wzbudzają w Księdzu Biskupie spotkania z pokrzywdzonymi przez los małymi istotami? Czego Ksiądz Biskup uczy się od nich? A jakie są ich oczekiwania względem Księdza Biskupa jako osoby duchownej?
– Staram się być przy rodzicach, dla których dziecko specjalnej troski jest, oczywiście, wielkim darem od Pana Boga, ale i szczególną życiową misją, naznaczoną dźwiganiem krzyża jego niepełnosprawności każdego dnia. Rodzice muszą wiedzieć i czuć, że duszpasterz jest z nimi i że gotów jest wciąż służyć pomocą. A równocześnie, że tak zorganizuje duszpasterstwo, by nie było żadnych przeszkód w korzystaniu z sakramentów świętych. Trzeba pamiętać – przypominam wciąż o tym klerykom i katechetom – że dzieci specjalnej troski zawsze przygotowane są do przyjęcia każdego sakramentu, choćby nawet niczego nie umiały się nauczyć – jeśli tylko jest to ich pragnieniem. Jeśli natomiast nie umieją tego wyrazić, a taka jest wola ich rodziców, to także należy im to umożliwić. Błędem jest żądanie – a zdarza się tak wcale nierzadko – aby dziecko do przyjęcia danego sakramentu posiadało określoną wiedzę. Wiadomo, że niektóre dzieci nie są w stanie niczego się nauczyć, dlatego nie można przedłużać im okresu przyjęcia danego sakramentu. Obserwacja ich tempa rozwoju pokazuje, że im są starsze, tym trudniej jest się z nimi porozumieć. W takiej właśnie sytuacji trzeba całkowicie zaufać Panu Bogu, którego pragnieniem nie jest z pewnością dzielenie ludzi na złych i dobrych, zdrowych i chorych, lecz doprowadzenie każdego do przeżycia pięknej przygody z Panem Jezusem, czego wyrazem jest także stopniowe zjednoczenie z Nim poprzez sakramenty święte. Kierując się tymi względami, stworzyliśmy w naszej diecezji sześć ośrodków duszpasterskich przeznaczonych dla dzieci specjalnej troski, gdzie – jeśli to tylko możliwe – prowadzone są katechezy. Staram się o to, aby pokrzywdzonych przez los dzieci nie dyskwalifikowali przynajmniej ludzie Kościoła. Ich rodzice przeżywają na co dzień tak wiele chwil zepchnięcia na margines życia społecznego, że byłby to wyraz całkowitego braku miłości, gdybyśmy także my, jako chrześcijanie, pozwolili przeżywać im podobne przykrości jeszcze we wspólnocie Kościoła.

Czego jeszcze w sferze duchowej oczekują od kapłana dzieci niepełnosprawne?
– Dzieci te bardzo mocno wiążą się z osobą duszpasterza. Wiedząc o tym, staramy się, aby w duszpasterstwie ludzi specjalnej troski nie było częstych zmian księży, by kapłani spełniali tę misję możliwie jak najdłużej. Mamy specjalnie wyszkolone katechetki i bardzo gorliwych księży umiejących nieść pomoc cierpiącym. Angażujemy także kleryków, by już w okresie formacji do kapłaństwa doświadczali tej specjalnej formy duszpasterstwa, która może być ich udziałem, kiedy otrzymają święcenia kapłańskie. Eucharystię opieramy na czynnym udziale dzieci. Zakupiliśmy dla nich instrumenty perkusyjne. Przed Mszą św. one same wybierają sobie instrument, na którym później grają. Specjalny zespół muzyczny tworzy muzykę do rytmicznych piosenek. Eucharystia nie trwa długo. Homilia oparta jest na materiałach wizualnych, na dialogu. Dzieci angażujemy także do modlitwy powszechnej. Niektórzy, mniej upośledzeni chłopcy są ministrantami. Bardzo lubią pełnić tę posługę. Naszą troską jest, aby w duszpasterstwie wszyscy mogli czuć się jak we wspólnocie, żeby rodzice nie musieli drżeć, że ich dzieci będą komuś przeszkadzać. Tam jest ich Msza św., ich miejsce spotkania z Panem Bogiem.

Od lat jest Ksiądz Biskup także krajowym duszpasterzem młodzieży nieprzystosowanej społecznie. W Mstowie pod Częstochową założył Katolicki Ośrodek Leczenia Uzależnień „Betania”, gdzie narkomani uczą się pracy nad sobą, aby móc zerwać wreszcie ze zgubnym nałogiem. Swe doświadczenia w pracy z młodzieżą uzależnioną przelał Ksiądz Biskup także na karty książki „Narkomania – ucieczka donikąd”. Proszę zatem powiedzieć, czym jest tak naprawdę narkomania.
– Narkomania to okrutna choroba, jeszcze groźniejsza od choroby alkoholowej. Nigdy się z niej nie wychodzi, zresztą jak z żadnego uzależnienia. Trzeba wiedzieć, że w ośrodkach odwykowych nie leczy się uzależnień, lecz jedynie przedłuża abstynencję. Jeśli ktoś zniszczy sobie organizm jakimkolwiek uzależnieniem, spowoduje to potworne schorzenia zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Ośrodek „Betania”, w którym pobyt trwa dwa lata, uczy uzależnionych umiejętności pracy nad sobą w sytuacji zagrożenia, jakim jest narkotyk. Staramy się, aby po detoksykacji, kiedy z powodu braku narkotyków w organizmie narkomani nie odczuwają już bólów fizycznych zwanych głodami, z pomocą dobrych terapeutów mogli uzdrawiać także psychikę. Ponadto po pewnym okresie próby podejmują naukę, kończą różne kursy. Pomagamy im w tym, aby pod względem przygotowania do obowiązków zawodowych, które podejmą w przyszłości, okres pobytu w ośrodku nie był dla nich czasem zmarnowanym. Intensywna terapia trwa więc dwa lata, a potem, już po opuszczeniu ośrodka, byli narkomani muszą tak naprawdę czuwać wciąż nad tym, aby abstynencję zachować do końca życia.

Jakie są bezpośrednie przyczyny wejścia na tę prowadzącą donikąd drogę?
– Najczęstszą przyczyną sięgnięcia po narkotyk jest ciekawość, chęć doświadczenia czegoś nowego, nieumiejętność rozładowywania stresów, szczególnie w okresie dojrzewania, wejście w złe środowisko. Jednakże najpoważniejszą z nich jest patologia występująca w rodzinie, charakteryzująca się niewłaściwą atmosferą, brakiem bezpieczeństwa, miłości, czasu. Kiedy rodzice nie uczestniczą w radościach i smutkach dziecka, nie uczą go postaw społecznych i ofiarności wobec innych, to w takiej rodzinie może dojść, choć nie musi, do uzależnienia dziecka od narkotyków. Szuka ono wtedy grupy rówieśniczej, w której mogłoby być zauważone i zaakceptowane. Łatwo może wpaść w środowisko patologiczne, gdzie dostanie narkotyki i usłyszy slogany typu: Przyjdź do nas. U nas będzie ci dobrze. Nie przejmuj się niczym. My pokażemy ci sposób, jak można o wszystkim zapomnieć. Narkomani nie domagają się pracy nad sobą, a biorąc narkotyki, wchodzą w inną rzeczywistość i uważają, że to im wystarczy w życiu. Wobec ogromu zła płynącego z uzależnień trzeba nam bić na alarm, by rodzice pamiętali, że najważniejsze jest dziecko. Lepiej byłoby, gdyby mniej zarabiali, a jemu poświęcali więcej czasu, bo w ten sposób zaspokajaliby jego potrzeby emocjonalne, a te są przecież o wiele ważniejsze od materialnych. Dziecku często najbardziej potrzeba właśnie obecności ojca i matki, zainteresowania jego problemami, pomocy w ich rozwiązywaniu. Narkotyki w obecnych czasach są wielkim biznesem i z tego też względu stanowią zagrożenie dla młodego człowieka. Ogromnie ważna jest prewencja. Dużą rolę w tym względzie mają do odegrania świetlice przyparafialne, gdzie wolny czas dzieci mogą spędzać pod opieką instruktorów, spotykając się z szerokim wachlarzem możliwości godziwego rozwijania swoich talentów. Młodzi nie musieliby więc dla zabicia czasu sięgać po używki. Trzeba nam z wielką mocą uświadamiać sobie konieczność inwestowania w dzieci i młodzież, bo wówczas inwestujemy w przyszłość naszego kraju.

Czasami można spotykać się jednak z poglądem, który wypowiadają nawet ludzie Kościoła, że jeśli ktoś znalazł się w trudnej życiowej sytuacji niejako „na własne życzenie” – chodzi tu o osoby uzależnione – niech więc na własnej skórze odczuje wszystkie dotkliwe konsekwencje swych nierozważnych czynów. Instytucje kościelne powołane są zaś do niesienia pomocy tym, których cierpienie jest niezawinione. A tych mamy przecież wokół siebie całe mnóstwo. Co Ksiądz Biskup odpowiedziałby komuś, kto tak właśnie stawiałby problem pomocy innym?
– Powiedziałbym, że wpierw należałoby, oczywiście, zadbać o prewencję i formację religijno-moralną zarówno dzieci i młodzieży, jak również kandydatów do małżeństwa, ucząc ich odpowiedzialności za środowisko rodzinne, jakie stworzą. W szkole zaś należy wymagać nie tylko przestrzegania regulaminu i przygotowania do zajęć, lecz warto także przyglądać się dzieciom mającym różne problemy natury emocjonalnej. Tam właśnie młody człowiek przeżywa często obojętność ze strony wychowawców i grup rówieśników, co może stanowić istotny czynnik zachęcający go do wkroczenia na złą drogę. Powiedziałbym ponadto, że nie wolno nam nigdy zapominać o tych, którzy doświadczyli tragedii uzależnienia, bo są to ludzie chorzy, a chorych się przecież nie kopie ani nie wyrzuca na margines życia. W odniesieniu do nich powinniśmy odkrywać na nowo Ewangelię Pana Jezusa, który burzył bariery tych, rzekomo sprawiedliwych, którzy chcieli ludzi chorych na trąd wyrzucać na pustynię, a kobiety cudzołożne kamienować. Tych, którzy dzielili ludzi na świętych i grzeszników, dobrych i złych, czystych i nieczystych. Jezus obnażał bezduszność ich postępowania wobec drugiego człowieka i pokazywał, że On przyszedł w szczególności do tych, którzy wymagają wewnętrznego oczyszczenia, czyli do zagubionych. Jeżeli więc mamy do czynienia z człowiekiem uzależnionym, powinniśmy mu pomóc, bo wtedy właśnie naśladujemy samego Chrystusa. Z narkomanii niezwykle trudno jest wyjść samemu. Abstynencję udaje się przedłużać w zasadzie tylko we wspólnocie, gdzie można zetknąć się ze świadectwami tych, którzy byli uzależnieni, a wyzwolili się. Oczywiście, nie pomożemy komuś, kto sam nie chce sobie pomóc, ale przynajmniej powinniśmy pokazać, że jesteśmy gotowi podać mu rękę. W miłosiernym traktowaniu każdego napotkanego na swej drodze człowieka zawiera się misja ludzi Kościoła.

Posługę duszpasterską pełni Ksiądz Biskup także wśród chorych psychicznie kobiet częstochowskiego szpitala. Z jakimi problemami można zetknąć się w tej społeczności? Jak pomóc ludziom cierpiącym często na bardzo poważną chorobę duszy?
– W zakładzie kobiet psychicznie chorych, który z wielkim oddaniem prowadzą w Częstochowie siostry albertynki, jestem kapelanem od 1972 r. Zachowania pacjentek bywają różne. Czasem krzyczą, czasem biegają po kaplicy wokół klęczników. Nie reaguję na to, bo wiem, że mam do czynienia z ludźmi chorymi. Siostry zawsze z wielką troskliwością zajmują się takimi pacjentkami i wszystko powoli zmierza ku normalności. Zakład ten, składający się z 80 chorych i 50 osób personelu medycznego, nazywam po prostu rodziną, bo tam rzeczywiście jest jak wśród najbliższych, gdzie jeden drugiemu na miarę swoich możliwości stara się pomagać, choć przedział wiekowy jest dość rozpięty. Bo są i 18-latki, i panie w zaawansowanym wieku. Codzienna Eucharystia i możliwość korzystania z sakramentów świętych to wielka wspaniała terapia, z której korzysta wiele znajdujących się tam pacjentek. Siostra przełożona zabiega o takie urozmaicenie życia szpitalnego, aby składały się na nie różne uroczystości, imprezy, przedstawienia. Chore potrzebują bardzo dużo serca i życzliwości. Pomaga im także obecność stałego duszpasterza. To wszystko stanowi dla nich niezbędny element prowadzonej w sposób naturalny terapii.

Order Uśmiechu to jedyne odznaczenie na świecie nadawane dorosłym przez dzieci za serce, przyjaźń, dobroć i cierpliwość. Kawalerami Orderu Uśmiechu zostało już ponad 800 osób z całego świata, m.in. Jan Paweł II, Matka Teresa z Kalkuty, Janina Ochojska, ks. Jan Twardowski. 21 stycznia 2007 r. ten zaszczytny tytuł otrzymał właśnie Ksiądz Biskup. Jak to jest znaleźć się w tak doborowym gronie?
– Słyszałem, że od wielu lat dzieci starały się, abym otrzymał od nich to odznaczenie. Wyjątkową siłę przebicia miały dopiero dzieci specjalnej troski, które potrafiły przekonać Kapitułę do przyznania tego orderu właśnie mnie. Uroczystość pasowania na Kawalera Orderu Uśmiechu – do czego służy czerwona róża – była dla mnie przemiłym przeżyciem. Koniecznym warunkiem otrzymania tego zaszczytnego odznaczenia było wypicie soku z cytryny, który wyciskają same dzieci. Ja musiałem pić ten sok dwa razy: raz podczas uroczystości z udziałem mediów, drugi raz w Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, wypełnionej trzytysięczną rzeszą dziecięcej publiczności. Dzieci bardzo ofiarnie wyciskały ten sok: jeden chłopiec włożył nawet palec do cytryny, żeby go jeszcze więcej uzyskać. Starały się niezwykle, ponieważ wzięły sobie do serca słowa przewodniczącego Kapituły, który powiedział, że im więcej soku wycisną, tym bardziej mnie kochają. Cenię sobie bardzo to odznaczenie, bo to namacalny dowód życzliwości, jaką dzieci mnie obdarzyły.

Skąd czerpie Ksiądz Biskup siły, by móc wciąż z uśmiechem serca służyć na tak wielu trudnych odcinkach posługi kapłańskiej i duszpasterskiej?
– Bardzo kocham to, co robię. Dlatego chętnie korzystam z nadarzających się okazji, aby służyć tym, którzy mnie potrzebują. Wprawdzie od dłuższego już czasu odczuwałem pewne symptomy chorobowe, nie przypuszczałem jednak, że wiązały się one z kiepskim stanem mojego żołądka. Jeśli kocha się jakąś pracę, to podchodzi się do niej z wielkim entuzjazmem. Bardzo szybko regeneruję siły. Najważniejszy jest dla mnie sen. Kiedy się wyśpię, mogę aktywnie pracować przez długi czas. Umiem wypoczywać przy muzyce, czytaniu książek, oglądaniu ciekawych filmów. Ponieważ praca mnie absorbuje, nie czuję takiego zmęczenia, jakie towarzyszyć może w przypadku odrabiania tzw. pańszczyzny.

Podczas wspomnianych wcześniej rekolekcji ukazywał Ksiądz Biskup różne postawy odważnych w wyznawaniu swej wiary chrześcijan. Jak należy żyć, by nie wtapiać się bezwiednie w bezimienny tłum maszerujący z prądem trendów proponowanych przez współczesny świat, lecz by być wyrazistym świadkiem Chrystusa?
– Najważniejszym dziś świadectwem o Chrystusie jest przykład życia, nie samo słowo. Tak naprawdę niewiele trzeba mówić o Panu Bogu. Bo jeśli jesteśmy życzliwi, kierujemy się w życiu racjami religijnymi, umiemy innych w delikatny sposób ukierunkowywać na właściwą drogę postępowania, to wtedy jesteśmy autentycznymi świadkami wartości, jakie reprezentujemy. Tę prawdę ukazywał nam przez prawie 27 lat swojego pontyfikatu Jan Paweł II, wypowiadając, podczas swej pierwszej pielgrzymki do Polski w 1979 r., słowa: Przybywam, by dać świadectwo o Chrystusie. Każdy ochrzczony człowiek powinien na swój sposób dawać świadectwo o Chrystusie, bez względu na to, kim jest. Bo przecież każda profesja to powołanie od Pana Boga. Jeśli wykonujemy ją dobrze, jesteśmy dobrymi świadkami. A jeśli ktoś zapyta mnie wprost o moją relację do Pana Boga, wówczas świadectwo życia mogę poprzeć także słowem. Nie wystarczy jednak tylko moralizować czy pouczać innych, swą wiarę trzeba nieustannie przekładać na konkretne czyny miłości.

Z serca dziękuję za możliwość przeprowadzenia wywiadu w tych niecodziennych okolicznościach. W imieniu redakcji „Nowego Życia” i swoim własnym życzę Księdzu Biskupowi wielu łask Bożych, szczególnie szybkiego powrotu do zdrowia i odzyskania pełni sił.
– Szczęść Boże! Pozdrawiam wszystkich serdecznie.