Marzec 2010

Humanizm krzyża czy ateistyczny mesjanizm
Piotr Wróbel

Święta włócznia
Stanisław Wróblewski

Anioł na ostrym dyżurze
Ks. Antoni Kiełbasa SDS

Jaki jest twój fach, czyli kto się boi polskich humanistów?
Łukasz Henel

Aniela Salawa w Ziębicach
Z ks. Bogusławem Konopką rozmawia Barbara Rak

Klasztory żeńskie na Śląsku jako ośrodki kultury religijnej
Anna Sutowicz

Pocztówka z Kresów
Roman Duda

Nowoczesna nagość
Paweł Piaskiewicz

Wojenne cmentarze Wrocławia
Stanisław Antoni Bogaczewicz

Jakie szkody przynosi zazdrość?
Z o. Wacławem Chomikiem OFM rozmawia Bożena Rojek

Wielkanocny miszmasz
Alicja Gębarowska

Alicja Tysiąc kontra „Gość Niedzielny”
Krzysztof Kunert

Strona główna

Archiwum

Jaki jest twój fach, czyli kto się boi polskich humanistów?
Łukasz Henel


Od mniej więcej roku jesteśmy zasypywani wiadomościami na temat rosnącej liczby studentów kierunków humanistycznych. Temat to bardzo modny. W podawaniu tej „zastraszającej” informacji celują najbardziej poczytne polskie gazety.

Otóż, nieświadomi zupełnie sytuacji panującej na rynku pracy naiwni młodzi ludzie pragną zdobyć magistra lub licencjata najmniejszym nakładem sił. A zatem nie tylko naiwni, ale jednocześnie perfidnie wyrachowani. Poziom nauczania na większości humanistycznych uczelni, zdaniem autorów tychże artykułów, jest tragiczny i równie dobrze – można kupić dyplom na bazarze.

Jedną z książek, które zawsze wywierały na mnie ogromne wrażenie jest „Pięć lat kacetu” Stanisława Grzesiuka. Autor opowiada o swoich przeżyciach z niemieckich obozów koncentracyjnych. Najbardziej poruszająca jest świadomość, że wspomnienia te spisuje człowiek, który był naocznym świadkiem wydarzeń tamtych dni. Szczególnie utkwiła mi w pamięci scena w której więźniowie mają odpowiedzieć na pytanie: jaki jest twój fach?

Od tej odpowiedzi zależało wszystko. Jeśli ktoś był, dajmy na to murarzem, dekarzem, stolarzem, dostawał w miarę „ludzki” przydział zadań. Strasznym w konsekwencjach błędem było przyznanie się do bycia nauczycielem, pisarzem, artystą, człowiekiem kultury. Taki „do niczego nieprzydatny” osobnik był przydzielany do specjalnego komanda – kopaczy rowów. Oznaczało to nieprzerwane bicie, przebywanie na zimnie, poniżenie i śmierć z wycieńczenia.

Po co nam humaniści?

Zgoda, podaję skrajny przykład. A jednak widać w tym wszystkim pewną myśl, nad którą warto się głębiej zastanowić: rozwój polskiej kultury i narodowej świadomości nie jest na rękę tym, którzy pragną wykorzystać Polaków w charakterze siły roboczej. Teraz nie ma już wojny, a jednak ta idea jest wciąż aktualna. Sprzedaje się ją nam w pięknym opakowaniu: wolna, krytyczna prasa pragnie zwrócić uwagę na aktualny problem polskiej edukacji, napomnieć młodych, może zbyt idealistycznie nastawionych do życia ludzi. Po co nam politologowie, historycy, poloniści, socjologowie, filozofowie, kulturoznawcy, pisarze, artyści. Potrzebujemy niewykwalifikowanej siły roboczej i wąsko wyspecjalizowanych fachowców. Nikogo więcej.

Dane mi było niedawno zwiedzić wielką fabrykę w Wielkopolsce. Pracuje w niej prawie pięćset osób. Praca na trzy zmiany, przy maszynach stoi się prawie na baczność, monotonna praca, brak dziennego światła, huk nie do opisania. Czy zdarzają się wypadki przy pracy? – pytam. Moje pytanie zostaje potraktowane jak dowcip. Oczywiście, że tak – odpowiada dyrektor ze śmiechem – nie uwierzy pan, zdarzało się, że ludzie wariowali przy tych maszynach. A inspekcja pracy? – pytam naiwnie. Inspekcja? – dyrektor nie traci dobrego humoru – kazali zrobić palarnię.

Właścicielami tej fabryki są Francuzi. Taksówkarz, z którym jadę z powrotem wie sporo na ten temat, mówi, że „traktują pracowników jak bydło”.

Widać jasno, komu zależy na przerobieniu polskiego narodu w bezrozumną, bezrefleksyjną masę. Zagranicznym koncernom oraz naszym, polskim urzędnikom (być może nieraz bardzo wysoko postawionym) którzy z przymykania oczu na takie sytuacje czerpią wymierne korzyści. Czy to możliwe, aby te „siły” stały za wspomnianymi artykułami w prasie? Tego nie wiem, ale z pewnością dysponują one wystarczającymi argumentami finansowymi i politycznymi aby tak mogło być.

Humanista z pracą

Jest sprawą oczywistą, że dobry fachowiec czy specjalista zawsze był i jest ceniony – i bardzo dobrze. Tak właśnie powinno być, bo przecież każda dobrze wykonana praca jest na wagę złota. Jednak naród potrzebuje również humanistów i to wielu. Po to, by historia mogła być lepiej nauczana, byśmy umieli wyciągać z niej wnioski. Po to, by rozwijała się kultura i sztuka, żeby w prasie były mądre, wartościowe artykuły, a w telewizji dobre programy. Po to, byśmy rozumieli co się w naszym kraju dzieje. Po to, aby urzędnik rozumiał znaczenie służby, którą wykonuje, a robotnik czuł szacunek do siebie i swojej pracy.

Jeśli dla humanistów nie ma pracy, znaczy to, że coś jest nie tak z naszą edukacją, kulturą, urzędami, państwem. Raczej w tym kierunku powinniśmy skierować nasze wysiłki. Edukujmy społeczeństwo, bo jeśli będzie stawało się coraz bardziej światłe – znajdzie się praca dla ludzi opiniotwórczych, niezależnych dziennikarzy, literatów, animatorów kultury, specjalistów od polityki, nauczycieli języka polskiego, historii i filozofii, ponieważ – społeczeństwo będzie świadome, że potrzebuje ich wiedzy i pracy. Będzie gotowe za nią zapłacić.

Z pewnością wiele osób zarzuci mi nierealne spojrzenie na rzeczywistość. Jest jednak pewna teza, której będę starał się bronić „rękami i nogami”. Uważam mianowicie, że humanistyczna edukacja jest korzystna z punktu widzenia czystego zysku finansowego. Innymi słowy – nie jest prawdą, że mając w narodzie wielu wykształconych humanistów – zbiedniejemy. Pracodawcy, którzy będą mieli na uwadze coś więcej niż matematyczne tabelki – wpłyną dodatnio na kulturę, warunki i bezpieczeństwo pracy, a więc jej wydajność. Pracownicy, którzy będą mieli świadomość, że to, co robią, jest cenne dla naszego kraju – będą pracować lepiej, wydajniej i z większym zadowoleniem. Lekarze, gdy zyskają nie tylko wiedzę na temat anatomii, ale także świadomość że ich praca jest służbą człowiekowi – będą leczyć lepiej i pracować uczciwiej. Może wreszcie znajdą się też politycy, którzy będą chcieli zrobić coś dla Polski – nie tylko dla siebie. Głęboko wierzę, że humanistyczna edukacja sprzyja tworzeniu takich postaw w narodzie, Głęboko wierzę, że takie postawy są korzystne dla Polski także z ekonomicznego punktu widzenia. Dla Polski jako całości, nie dla pojedynczych biznesmenów. Jednak taka przemiana jest możliwa jedynie przy aktywnym współdziałaniu rządu.

Propozycja dla młodych

Często w prasie krytykuje się mniejsze, prywatne uczelnie humanistyczne za zbyt niski poziom nauczania. Zgoda. Jeśli gdzieś poziom nauczania jest zbyt niski – mamy przecież instytucje to nadzorujące, niech zabierają się do pracy. Nie umniejszajmy jednak wagi wykształcenia humanistycznego, nie dyskredytujmy za jednym zamachem prywatnych uczelni. Poziom kształcenia w nich czasem jest dobry, a nawet lepszy niż w niejednej uczelni państwowej.

Jeżeli młodzi ludzie chcą studiować kierunki humanistyczne – chwała im za to. Nie zakładajmy z góry, że wybierają je, ponieważ są łatwiejsze. Łatwiejsze? Znam inżynierów, którzy nie potrafią napisać wypracowania, wyrazić swoich myśli. Niech więc każdy rozwija się zgodnie ze swoim talentem. To niemodne co piszę, ale wspaniale, że są młodzi ludzie, którzy chcą poznawać historię naszego kraju, chcą studiować literaturę i sztukę, chcą nauczyć się myśleć i zrozumieć człowieka w całej jego pełni. Takich ludzi mamy wciąż za mało!

Czucie i wiara silniej mówią do mnie, niż mędrca szkiełko i oko – pisał Adam Mickiewicz. Jan Paweł II tyle razy mówił o sile jaka tkwi w młodości. Może to właśnie ten „niepraktyczny” idealizm jest tą siłą. Może młodzi ludzie lepiej czują, co jest ważne i wartościowe.