Marzec 2010

Humanizm krzyża czy ateistyczny mesjanizm
Piotr Wróbel

Święta włócznia
Stanisław Wróblewski

Anioł na ostrym dyżurze
Ks. Antoni Kiełbasa SDS

Jaki jest twój fach, czyli kto się boi polskich humanistów?
Łukasz Henel

Aniela Salawa w Ziębicach
Z ks. Bogusławem Konopką rozmawia Barbara Rak

Klasztory żeńskie na Śląsku jako ośrodki kultury religijnej
Anna Sutowicz

Pocztówka z Kresów
Roman Duda

Nowoczesna nagość
Paweł Piaskiewicz

Wojenne cmentarze Wrocławia
Stanisław Antoni Bogaczewicz

Jakie szkody przynosi zazdrość?
Z o. Wacławem Chomikiem OFM rozmawia Bożena Rojek

Wielkanocny miszmasz
Alicja Gębarowska

Alicja Tysiąc kontra „Gość Niedzielny”
Krzysztof Kunert

Strona główna

Archiwum

Humanizm krzyża czy ateistyczny mesjanizm
Piotr Wróbel


„Jak Bóg mógł pozwolić na taką śmierć? – pytał Fryderyk Nietzsche w „Antychryście” – Mała wspólnota znalazła w niej odpowiedź naprawdę absurdalną. Bóg oddaje swojego Syna na ofiarę. Ach, jak nagle Ewangelia się skończyła! Ofiara przebłagalna, i to w formie najbardziej odrażającej, najbardziej barbarzyńskiej, ofiara niewinnego za błędy grzeszników, co za przerażające pogaństwo! (…) Chrześcijaństwo wzięło stronę tego wszystkiego, co słabe, podłe i nieudane; ze sprzeczności przeciwnej instynktom mocnego życia uczyniło pewien ideał; zepsuło nawet rozum natur intelektualnie silniejszych, ucząc, iż odczuwanie najwyższych wartości intelektualnych jest grzeszne, jako przyczyna wykolejenia i pokusa”.

Oczywiście, trudno przypisywać całemu współczesnemu ateizmowi nietzscheańskie korzenie – to zbyt proste, a zważywszy na pewną skądinąd subtelność i mądrość jego filozofii, nie trzeba intelektualnie dowartościowywać tych, których ateistyczny pogląd na świat jest zdecydowanie prostszy, by nie powiedzieć przyziemny i wulgarny. Nie brak jednak i takich, dla których ten niemiecki filozof jest ważnym autorytetem, a jego myśl punktem odniesienia do budowania własnego poglądu na świat i człowieka. To upoważnia nas do tego, aby nasze rozważania oprzeć właśnie na jego przemyśleniach.

Próba negacji krzyża

Nietzsche dokonuje czegoś, co można by tu nazwać negacją krzyża jako źródła humanistycznych wartości, wskazując na jego absurdalny charakter. Jakże to – zdaje się pytać – Bóg pozwala na męczeńską śmierć kogoś, kto jest niewinny i bez grzechu?! To antyewangeliczne, a ponadto sprzeczne z naturą i rozumem! Ale taki właśnie obraz krzyża został przekazany przez pierwszych chrześcijan, gdzie ofiara Jezusa ukazana jest, jako konieczne zadośćuczynienie Bogu Ojcu za grzechy ludzkości. W efekcie tego zdarzenia ukształtowała się, a później utrwaliła „mistyka krzyża”, która gloryfikuje skrzywdzonych, słabych, nieporadnych, ubogich, odrzuconych, biednych, chorych i społecznie zmarginalizowanych. To zaś doprowadziło – według Nietzschego – do upośledzenia naszej świadomości i co za tym idzie – cywilizacyjnego regresu, i zamiast walczyć o poprawę ludzkiej egzystencji, kierując się naturalnymi instynktami, pod niebiosa wynosi się tych, którzy żyjąc w nędzy i cierpieniu oddali swe życie za pokonanego Chrystusa. Kościół natomiast, mnożąc akty pokutne pozbawia wiernych siły i motywacji do walki o lepsze życie. Ideałem chrześcijańskim nie jest prężny i odważny zdobywca pokonujący nieprzychylność natury, dumny z siebie pogromca konkurentów, ale cichy i pasywny męczennik, dla którego ideałem jest wyzbycie się wszelkich pragnień i pokus, i podporządkowanie się wyrokom boskim. Śmierć zamiast życia; uległość zamiast walki; ascetyzm zamiast witalności – oto ideały wypływające z owej „mistyki krzyża”, którą mimowolnie stworzył przegrany i ośmieszony Syn, wierny swojemu okrutnemu Ojcu.

Nietrudno zrozumieć, że dzieje Chrystusa nie są dla Nietzschego przykładem na spełnione życie. Nie są także dla wielu ludzi o światopoglądzie ateistycznym. I nie jest to tylko problem stricte religijny, uzewnętrzniający się w braku wiary. Chrystus i jego „mistyka krzyża” zdecydowanie nie trafia do współczesnego człowieka właśnie dlatego, że obnaża ludzką grzeszność i niedoskonałość, co w konsekwencji musi rodzić postawę pokory i powściągliwości.

Współczesny humanizm o ateistycznej proweniencji deifikuje człowieka. Nie jest w tym jednak konsekwentny, gdyż równocześnie dokonuje ostrej selekcji na tych, którzy zasługują na „więcej”, i tych, którym należy się „mniej”. Kryteria owej selekcji są różne: wiek, warunki materialne, stan zdrowia, społeczna przydatność, itd. Koryfeusze tego światopoglądu nie obiecują już szczęśliwego świata dla wszystkich, ale tylko dla wybranych: silnych, przebojowych, potrafiących korzystać z tego, co oferuje im życie, tolerancyjnych a równocześnie bezkompromisowych, lubiących luksus narcyzów otoczonych gronem adoratorów. W tym świecie nie ma już miejsca na wartości wywiedzione z krzyża. Cierpienie, ofiara, poświęcenie, pokora – tak, ale na ekranie telewizora. W realnym życiu – nie, bo to takie nieestetyczne, upokarzające i wstydliwe.

Nietzsche wykreował postać „nadczłowieka” (łac. homo superior, a z jęz. niem. Der Übermensch) – osobę o cechach wykraczających ponad przeciętność, co predestynowałoby ją do posiadania praw i swobód dalece większych niż społeczeństwo niżej od niego stojące. Aby stać się nadczłowiekiem, trzeba jednak wpierw zabić w sobie człowieka. A gdy już pokona się w sobie człowieczeństwo z całym bagażem jego niedoskonałości i słabości (przede wszystkim tych „wmówionych” nam przez chrześcijaństwo), stanie się dla siebie bogiem, dla którego nie ma już żadnych praw ni ograniczeń, bo sam dla siebie jest prawem.

Ateistyczny mesjanizm

Trudno się oprzeć wrażeniu, że oto mamy tu do czynienia z nowym mesjanizmem. Przypomnijmy sobie: Idea „mesjanizmu” zakłada pojawienie się mesjasza, który zbawi świat, uwolni od zła, cierpienia i niesprawiedliwości. W religii judeochrześcijańskiej mesjanizm urasta do jednej z kluczowych kategorii teologicznych związanych z oczekiwaniem na Zbawiciela, który będąc namaszczonym przez Boga wysłańcem z rodu Dawida, dokona jego wyzwolenia. Dla chrześcijan zapowiedzianym przez proroków mesjaszem jest Jezus Chrystus (chrystus to grecki odpowiednik słowa „mesjasz”) – Syn Boży, który przyjął ludzką naturę dla zbawienia świata.

Na czym polega ów nowy, ateistyczny mesjanizm? Na przekonaniu, iż człowiek sam, bez pomocy z zewnątrz, jest w stanie uwolnić społeczeństwo od zła i niesprawiedliwości, które panoszą się w świecie. Trzeba tylko wzbudzić w sobie „nadczłowieka” i pozwolić mu działać. Trzeba tylko zniszczyć „mistykę krzyża”, która więzi człowieka w poczuciu niższości i nie pozwala na uwolnienie tych instynktów, które są najbardziej witalne i kreatywne. Oto paradygmat nowoczesnego humanizmu!

Nauka o krzyżu – mistyka miłości

Atakowana przez Nietzschego i jego ideowych spadkobierców „mistyka krzyża” wydaje się być przez nich nie do końca rozumiana. Nie w cierpieniu tkwi bowiem istota sprawy, którą owa „mistyka” chce wyrażać. Jezus nie przyszedł na świat, aby cierpieć, ale aby pokazać ludziom swoje posłuszeństwo Bogu. Cierpienie krzyżowe pojawiło się w życiu Jezusa jako konsekwencja owego oddania się Ojcu. Nie ma ono jednak wartości samej w sobie. Dlatego, gdy mówimy o „mistyce krzyża”, to przede wszystkim myślimy o takiej więzi z Bogiem, która nie waha się przyjąć na siebie również ciężaru cierpienia i śmierci.

Najbardziej wnikliwie o krzyżu pisała Edyta Stein. Choć starała się ująć swoje mistyczne przeżycia w kategoriach filozoficznych, to jednak stale podkreślała, że nauka o krzyżu nie jest teorią, ale praktyką. Jest doświadczeniem polegającym na życiu w krzyżu i z krzyżem. Tylko taka bowiem może być odpowiedź człowieka na miłość Jezusa ukrzyżowanego. Już w samej definicji miłości mieści się mocno uwypuklony element wspólnoty: współodpowiedzialności, współpracy, wspólnoty życia, współodczuwania, współcierpienia… Miłość jest jednością, która „zo-bo-wiązuje” nas do troski o drugiego człowieka. Miłość jest postawą otwartości na innego i gotowości do zabezpieczenia jego dobra. Jeśli nie sprowadzimy jej do sentymentalnego uczucia równego zakochaniu, to w żadnym wypadku nie można mówić o miłości jako ludzkiej słabości. Przeciwnie: jest mocą, jest siłą, jest – jak pisał Goethe w „Fauście” – „potęgą, co wnętrze sił w jedno sprzęga”.

A zatem „mistyka krzyża”, to nie „mistyka cierpienia”, ale przede wszystkim „mistyka miłości”, której krzyż jest niezbitym dowodem. On uczy nas życia dla innych. Przyjęty zmienia nasze patrzenie na świat i myślenie o nim jedynie w perspektywie doczesności. To zaś wyzwala w nas pragnienie przekraczania samych siebie, bo tylko tak można zrealizować tkwiącą w nas potrzebę wznoszenia się ku doskonałości. Przekroczyć samego siebie, to zwyciężyć grzech i śmierć. W pełni dokonał tego Jezus Chrystus. Nam zaś przykazał: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swoje życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 16, 24-25).

Humanizm wywiedziony z „mistyki krzyża” nie kryje w sobie wewnętrznej sprzeczności, czego chcieliby doszukać się dawni i współcześni krytycy chrześcijaństwa. Przeciwnie, czyni humanizm wartością egalitarną, obejmującą wszystkich ludzi. Dostrzega godność człowieka nawet wówczas, gdy nie jest on jeszcze w pełni uformowany, lub gdy zanika jego witalność. Tu bowiem gwarantem jest sam Chrystus – udręczony i ukrzyżowany Bóg-Człowiek, który dał świadectwo prawdzie o Ojcu, który jest Miłością.