Luty 2011

Budowniczy mostów
Bartłomiej Łuczak

Element wspólnego dziękczynienia
Z dr. Pawłem Skibińskim rozmawia ks. Piotr Nitecki

Zadbać o dobry dotyk
Rozmawiała Ilona Migacz

Czy można odmówić udzielenia chrztu świętego?
Ks. Marian Biskup

O bracie Aleksym, czyli o mnichu, co w karczmie przesiadywał
Sławomir Opasek

Dzieje kościoła św. Antoniego w Husiatynie
Jan Jóźków

Krupnik
Elżbieta Nowak

Bal na sześćset par
Marta Pietkiewicz

Dlaczego warto mieć nadzieję?
Z ks. Jerzym Machnaczem rozmawia Bożena Rojek

Ks. prof. Czesław Stanisław Bartnik


Ks. prof. Stanisław Kowalczyk


Strona główna

Archiwum

Dlaczego warto mieć nadzieję?
Z ks. Jerzym Machnaczem rozmawia Bożena Rojek


W naszym życiu ważną rolę odgrywa nadzieja, zwłaszcza w chwilach rozczarowań, załamań i niepowodzeń. Choć wtedy wszystko wydaje się być jej pozbawione, to świat jawi się jednym wielkim koszmarem. I brakuje chęci do życia, i nie ma sił na walkę, by odkryć życiodajne obszary światła nadziei. Nie widać niczego, co mogłoby stanowić szansę na zmianę trudnej życiowej sytuacji, przynieść choć odrobinę wytchnienia, otuchy. Jak rodzi się w człowieku nadzieja? Skąd czerpać siły do radzenia sobie z trudnościami? Dlaczego warto mieć nadzieję? Jak nie popaść w stan apatii i beznadziejności? Czym jest nadzieja chrześcijańska?

Św. Augustyn, ojciec kultury Zachodu, zwraca uwagę na istnienie Stwórcy i stworzenia, na ich wzajemne skazanie na siebie. Stwórca i stworzenie stanowią nierozerwalną jedność. W filozofii klasycznej to „skazanie na siebie”, „związanie” istnienia stworzenia z istnieniem Stwórcy nazywamy partycypacją: stworzenie ma udział w istnieniu Stwórcy. Edyta Stein, Patronka Europy, w swojej pracy filozoficzno-teologicznej ukazuje, że w czasowym, przygodnym istnieniu człowieka objawia się wieczne istnienie Absolutu, trójjedynego Boga.

Filozofia nowożytna, której początków należy upatrywać w myśli św. Augustyna, „związanie” istnienia człowieka z istnieniem Boga wyraża w pojęciu pielgrzymowania. Człowiek to homo viator, życie jest pielgrzymowaniem (G. Marcel). Status pielgrzyma tym się różni od statusu włóczęgi, że pielgrzym ma cel przed sobą, do którego, na swój sposób, zmierza. Włóczęga nie ma celu, każde miejsce jest dla niego dobre. Pielgrzymowanie jest byciem w drodze do celu. Kiedy pielgrzym cel osiągnie, wtedy jest u siebie, jest w pełni. On pielgrzymuje, aby osiągnąć siebie, pełnię swego istnienia. Św. Augustyn o tym właśnie mówi. On mówi o nadziei, przekraczającej granice tej ziemi. Człowiekiem nadziei w Starym Testamencie jest Job: „Choćby mnie zabił Wszechmocny – ufam, i dróg moich przed Nim chcę bronić” (Job 13,15), w Nowym Testamencie Jezus Chrystus, wołający w chwili śmierci: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego” (Łk 23,46). Jeśli nawet wyobrażenie Joba i Jezusa o Bogu jest zupełnie inne, to ich nadzieje są niezłomne: oddają swoje życie Bogu. W chwili ostatecznej, w godzinie nieszczęścia i śmierci, Bóg jest ich ratunkiem, zbawieniem, czyli Tym, który zachowuje ich istnienie i nie pozwala na unicestwienie. Religia, związanie istnienia człowieka z istnieniem Boga, wiedzie do życia.

Człowiek bez Boga „skazany” jest na samego siebie, jego nadzieje mieszczą się w granicach jego mocy, w obszarze tej ziemi. Jeden z filozofów nowożytnych definiuje człowieka jako: „bycie-ku-śmierci”. Człowiek jest dla niego: „między” narodzinami i śmiercią (M. Heidegger). Filozofia nowożytna i jej słynny przedstawiciel redukują, naruszają, tym samym, fałszują istotę ludzkiej egzystencji. Cywilizacja życia, za którą opowiada się religia, zostaje przeciwstawiona cywilizacji śmierci, bez-bożnemu myśleniu człowieka (Jan Paweł II). Pełnia życia, będąca udziałem człowieka, zostaje zastąpiona chwilą wyżycia się carpe diem.

Istnieje nadzieja przekraczająca granice tej ziemi i nadzieja w obszarze tej ziemi. Pierwsza i druga jest udziałem człowieka wierzącego, znaczy drogę jego pielgrzymowania. Droga pielgrzymowania nie jest łatwa, wymaga wysiłku duchowego i fizycznego. Może na niej pojawić się sytuacja beznadziei, ma ona dwa oblicza: rozpaczy i zuchwalstwa. Rozpacz jest takim stanem, w którym człowiek stwierdza, że cel jest poza zasięgiem jego możliwości, dlatego sam nie może nic już zrobić. Zuchwalstwo jest przeciwieństwem rozpaczy, polega ono na tym, że człowiek nie potrzebuje już nic robić, bo osiągnął wszystko. Zwróćmy uwagę, że w beznadziei, czyli w stanie rozpaczy lub zuchwalstwa, człowiek pomija istnienie Boga, przestaje się liczyć z Nim, gdyż uważa, że jest sam, że od niego wszystko zależy. Beznadzieja wiedzie ku śmierci, nadzieja ku pełni życia. Ci którzy mają dla kogo żyć, czyli kochają i są kochani, ci prawdziwie żyją i przeżyją.

Nie! Nadzieja nie jest matką głupich! Człowiek głupi, to człowiek lekko-myślny, nie-do-rzeczny. Chrześcijanie nie są marzycielami, ludźmi lekkomyślnymi. Oni „trzymają” się tego, co jest i na tym budują swoje życie. Dlatego ich nadzieja jest brzemienna, jej „ciężarem” jest rzeczywistość, czyli niepodważalna prawda istnienia.

Nadzieja chrześcijańska nie jest tylko sprawą człowieka, lecz i Boga, ich wzajemnych relacji. Chrześcijanie mają nadzieję, oni mają przyszłość: nie wiedzą dokładnie, co ich czeka, ale ogólnie wiedzą, że ich życie nie kończy się pustką. Tylko wtedy, gdy przyszłość jest pewna jako rzeczywistość pozytywna, można żyć w teraźniejszości (Benedykt XVI, Spe salvi).


Z Katechizmu Kościoła Katolickiego

Art. 1818. Cnota nadziei odpowiada dążeniu do szczęścia, złożonemu przez Boga w sercu każdego człowieka; podejmuje ona te oczekiwania, które inspirują działania ludzi; oczyszcza je, by ukierunkować je na Królestwo niebieskie; chroni przed zwątpieniem; podtrzymuje w każdym opuszczeniu; poszerza serce w oczekiwaniu szczęścia wiecznego. Żywa nadzieja chroni przed egoizmem i prowadzi do szczęścia miłości.

Art. 2090. Gdy Bóg objawia się i wzywa człowieka, nie może on własnymi siłami odpowiedzieć w sposób pełny na miłość Bożą. Powinien mieć nadzieję, że Bóg uzdolni go do odwzajemnienia Mu miłości i do działania zgodnie z przykazaniami miłości. Nadzieja jest ufnym oczekiwaniem błogosławieństwa Bożego i uszczęśliwiającego oglądania Boga; jest także lękiem przed obrażeniem miłości Bożej i spowodowaniem kary.