Luty 2009

W trosce o Kościół w Polsce i na Dolnym Śląsku
Rozmowa z ks. abp. Marianem Gołębiewskim

Jezus zbuntowany
Alicja Gębarowska

Sprawa prymasa Mindszenty’ego
Tomasz Serwatka

Kościół na granitowej skale
Artur Adamski

Różańce robiłyśmy z... chleba
Krzysztof Szwagrzyk

Wrocław w Powstaniu Styczniowym
Andrzej Kofluk

Preewangelizacja, czyli masz misję specjalną…
Ks. Rafał Kowalski

Czy aborcyjny tajfun zagraża Ameryce?
Ewa H. Kowalewska

Dlaczego Kościół zakazuje antykoncepcji?
Z ks. Tadeuszem Reroniem rozmawia Bożena Rojek

Jubileuszowa łaska pustelnictwa


Świadectwo niewierzącego
Anna Kowałek

List do Diogeneta - fragmenty


Strona główna

Archiwum

W trosce o Kościół w Polsce i na Dolnym Śląsku
Z ks. abp. Marianem Gołębiewskim
rozmawia Marcin Przeciszewski



Księże Arcybiskupie, niedawno Stolica Apostolska ogłosiła instrukcję „Dignitas personae”, poświęconą stosunkowi Kościoła do nowych problemów bioetycznych. Czy zgodzi się Ksiądz z opinią George'a Weigela, że problemy te będą stanowić podstawową oś sporu pomiędzy Kościołem a laickim światem w XXI stuleciu? Dlaczego sprawy te są tak ważne?
Jeśli cofniemy się w przeszłość, zauważymy, że zagrożenia dla życia ludzkiego były różnorakie. Już w schyłkowym okresie cesarstwa rzymskiego tendencje aborcyjne były bardzo rozpowszechnione. Rzymianie wynaleźli wyrafinowane środki ku temu. Skutkiem okazało się zachwianie równowagi cywilizacyjnej. Ludy barbarzyńskie – wolne od tych perwersji – były silniejsze biologicznie i zaatakowały imperium. Opisuje ten wielki przełom św. Augustyn w swym dziele „De Civitate Dei”. Dziś dochodzimy do sytuacji, w której człowiek poszedł jeszcze dalej. Eksperymenty dotyczą samego jądra życia – ludzkich zarodków. Usiłuje się je tworzyć, modyfikować czy modelować wedle własnej woli. Inżynieria genetyczna graniczy z eugeniką. Jeśli sfera ta wymknie się spod kontroli, następstwa będą nieobliczalne. George Weigel ma rację. Czeka nas w tej dziedzinie konfrontacja między tymi, którzy bez skrupułów usiłują iść w tym kierunku, a Kościołem, który zawsze bronić będzie nienaruszalności życia człowieka i godności ludzkiej osoby. Postawa promotorów eksperymentów biomedycznych ma niewiele wspólnego z rzeczywistą nauką, choć do niej się nieustannie odwołują. Jeśli przyjrzymy się sylwetkom wielkich uczonych w historii, takich jak np. Newton, Pasteur czy inni, zauważymy, że stawiali oni sobie znacznie więcej fundamentalnych pytań. Z prawdziwymi uczonymi dialog jest o wiele łatwiejszy. Drugą sprawą, z którą Kościół będzie się borykał w najbliższych dziesięcioleciach są uprawnienia, jakich domagają się związki homoseksualne czy inne rodzaje tzw. związków partnerskich. Wysuwają one nową definicję rodziny, która zrywa z fundamentem jakim jest związek mężczyzny i kobiety, którego celem jest poczęcie i wychowanie dzieci. Uderzenie w tradycyjny model rodziny grozić może równie nieprzewidywalnymi skutkami cywilizacyjnymi.

Jaka argumentacja – zdaniem Księdza Arcybiskupa – może przekonać współczesnego człowieka i Europejczyka, który zdaje się łatwo poddawać tego rodzaju schematom myślenia?
Trzeba jasno ukazywać zagrożenia, jakie wynikają z podjęcia ryzyka w sferze biomedycyny, a są to zagrożenia dla samego człowieka. Mówiąc krótko: Bicz, który ludzkość kręci sama na siebie!

W Polsce nie istnieją żadne prawne regulacje w tej sferze. Ma je wprowadzić przygotowywana ustawa o ochronie embrionu i genomu ludzkiego. Jej projekt opracowany został z inicjatywy Jarosława Gowina. Widnieje w nim zakaz produkcji i zamrażania nadliczbowych embrionów, klonowania i diagnozy preimplantacyjnej, pozwala się jednak na zabiegi in vitro. Jak katolik winien się do tego odnieść?
To krok w dobrym kierunku pod kątem ochrony życia, ale dystans Episkopatu jest zrozumiały. Dla wierzącego katolika nie ma tu dużego „pola manewru”. Oderwanie aktu powstania życia od aktu miłości małżeńskiej i od kontekstu personalistycznego, jest rzeczą niegodziwą. o tym mówi „Dignitas personae”. Projekt Gowina w kwestii in vitro pozostaje poza głównym nurtem etyki katolickiej. Owszem, poseł-katolik może głosować za ustawą, która nie jest do końca zgodna z nauczaniem moralnym Kościoła, ale pod warunkiem, że ogranicza ona radykalnie istniejące zło. Dobrze, że proponowana ustawa zabrania zamrażania zarodków, jest to jej strona pozytywna. Stanowisko etyki chrześcijańskiej jest jednak jasne: na te ograniczenia patrzeć można jako na rozwiązanie, które najwyżej może złagodzić problem. Problem jednak pozostanie.

Media często wysuwają tezę o kryzysie Kościoła w Polsce. Czy taka opinia jest wyłącznie dziełem wrogów Kościoła, czy może winna być poważnie przemyślana w naszych gremiach? Jeżeli tak, to w jakim kierunku?
Kościół nieustannie zastanawia się, jak doskonalić metody swej pracy, aby stworzyć lepszą przestrzeń dla ewangelizacji. Z tego obowiązku nikt nas nie zwolni. Niczym nowym nie jest lansowanie w mediach tezy o kryzysowej sytuacji Kościoła. Za komuny mówiono, że kryzys wiary jest tak silny, że za kilka lat zanikną wszelkie jej symptomy. Takiemu naciskowi ulegali nawet niektórzy księża, widząc przyszłość w czarnych barwach. Pesymizm bywa zniewalający. Człowiek jest drogą Kościoła. Jeśli kryzys dotyka człowieka, to nurtuje także sam Kościół. Nie znaczy to, żebyśmy nie musieli poważnie traktować zdrowej krytyki. Samooceny musimy dokonywać nieustannie.

Jakie sprawy wymagają reformy?
Przemyśleć trzeba gruntownie np. miejsce i rolę laikatu. Jestem przewodniczącym Rady Episkopatu ds. Apostolstwa Świeckich. Na jej spotkaniach z ust świeckich padają sformułowania, które zaskakują mnie w sensie odkrywczości. Trzeba na pewno zmienić ugruntowany w naszej historii stereotyp, że to ksiądz powinien wszystko robić. Tymczasem w krajach misyjnych, gdzie księży jest mało, świeccy umieją doskonale się organizować. Przyjmować odpowiedzialność za kościelną wspólnotę. Pewne meandry dostrzegam wśród inteligencji katolickiej. Przy całej swobodzie dyskusji, środowiska te powinny zajmować bardziej jednoznaczne stanowisko. Niektórzy ulegają modzie „niejednoznaczności”. Jest pokusa, aby się przypodobać. Trzeba odmłodzić Kluby Inteligencji Katolickiej. Szkoda, że się zestarzały i zniedołężniały, gdyż były miejscem promocji myśli soborowej. Teraz tego w polskim Kościele brakuje.

A nowe ruchy apostolskie?
Wnoszą zdrowy ferment i przewietrzają Kościół od wewnątrz. W tych parafiach, w których jest kilka takich wspólnot, życie wygląda inaczej.

Ksiądz Arcybiskup wrócił niedawno z Synodu Biskupów poświęconego Biblii. Co zeń wynika dla pracy Kościoła w Polsce?
Jeśli chodzi o nasze pozytywy pod tym względem, to powiem, że mamy tłumaczenia Pisma Świętego w różnych edycjach: Biblia Tysiąclecia, Biblia Paulistów, Biblia warszawska, Biblia poznańska, oraz Przekład Ekumeniczny. Są to duże osiągnięcia. Mamy ok. 170 dobrych biblistów, dobre komentarze i czasopisma biblijne. Brakuje nam biblijnej praktyki codziennego życia. Brak jest umiłowania Słowa Bożego, jego medytacji, systematycznej lektury i ugruntowanej formacji biblijnej. Potrzebna jest formacja biblijna seminarzystów oraz formacja permanentna kleru w tym zakresie. a generalnie rzecz biorąc uważam, że całe duszpasterstwo Kościoła winno być „ubiblijnione”.

Co Ksiądz Arcybiskup rozumie pod tym pojęciem?
Chodzi o to, by w świetle Biblii, w świetle Słowa Bożego oceniać współczesną rzeczywistość i wszystkie problemy Kościoła.

Czy od protestantów możemy się czegoś nauczyć?
Kościoły reformowane mają pod tym względem duże doświadczenie, większe niż katolicy, chociaż od Soboru Watykańskiego II dużo u nas zrobiono. Od protestantów możemy się nauczyć większego szacunku dla Słowa Bożego. Podczas Mszy św. nie można oddzielać Słowa Bożego od Eucharystii. W świadomości wiernych liturgia Słowa jest mniej ważna od Eucharystii. Tymczasem to samo Słowo przychodzi do mnie pod postaciami eucharystycznymi. Tu jest Słowo zawarte w księdze, ale przekraczające ją – tam jest Chrystus pod postacią Eucharystii. Jest to to samo Słowo – Jezus Chrystus, chociaż inny rodzaj obecności. Episkopat powinien wreszcie się zdecydować na ustalenie jednego ogólnopolskiego terminu Niedzieli Biblijnej. Druga rzecz, to postulat ustanowienia specjalnego Tygodnia Biblijnego. Moim zdaniem można go zorganizować np. w listopadzie. Celem winno być zmienianie mentalności wiernych, w tym zakresie o którym mówiłem.

A co można powiedzieć przysłowiowemu Kowalskiemu? Co powinien zmienić w swoim życiu?
Trzeba mu pomóc w czytaniu i rozumieniu Pisma Św. Niechaj zacznie praktykować codziennie 15 minut lektury Pisma. Jak zacznie czytać, to się wciągnie. Chodzi o zażyłość, o familiarność z Pismem Świętym. Jest to sprzężenie zwrotne. Słowo Boże należy z wiarą czytać, a ono naszą wiarę umocni. Ufam, że z czasem ambicje Kowalskiego w tej dziedzinie będą wzrastać.

We Wrocławiu mówi się o „czworokącie” ekumenicznym. Jak rozwija się wzajemny dialog?
Jest to dzielnica Czterech Świątyń – teren wzajemnego szacunku – gdzie znajduje się synagoga pod Białym Bocianem, Cerkiew prawosławna, luterański kościół Opatrzności Bożej, oraz nasz kościół paulinów. Relacje są pozytywne. Wrocław pod tym względem jest miastem wzorcowym. Do synagogi chodzę na nowy rok żydowski. Mam też dobre relacje z prawosławnym arcybiskupem Jeremiaszem oraz ewangelicko-augsburskim biskupem Ryszardem Boguszem.

Jest Ksiądz Arcybiskup pasterzem Dolnego Śląska, terenu Europy o niezwykłej historii, miejsca spotkania wielu kultur i narodów. Tutaj mieszkała m.in. Edyta Stein i wielu innych wielkich ludzi. Jak ta spuścizna dziś jest kontynuowana? Na ile może być wciąż inspiracją?
Świadomość wielokulturowości i wielojęzyczności zawsze była tu obecna. Dolny Śląsk wielokrotnie zmieniał przynależność państwową. Do 1350 roku rządziła dynastia Piastów. Stworzyli 28 księstw, co okazało się słabością. Następne dwa wieki to panowanie Korony Czeskiej. Pozostawiła ona silne wpływy czeskiego baroku. Kolejne dwieście lat to rządy Habsburgów. Wówczas nastąpiła rekatolicyzacja Śląska. Po wojnie 30-letniej 750 kościołów wróciło do katolików. Potem przyszły Prusy, ciężki okres dla katolików. Bismarck i Fryderyk II zaczęli sprowadzać tu urzędników protestanckich. Przed ostatnią wojną we Wrocławiu mieszkało 70 proc. protestantów i 30 proc. katolików. Nawet Berlin należał do diecezji wrocławskiej, na którą składał się olbrzymi obszar ze Śląskiem i Pomorzem. Potem było tu cesarstwo niemieckie, a od 1933 r. Trzecia Rzesza. We Wrocławiu żyła dynamiczna wspólnota żydowska. Nieopodal znajduje się cmentarz z grobami rodziców św. Teresy Benedykty od Krzyża. Postać św. Edyty Stein jest bardzo inspirująca. W domu, w którym mieszkała zorganizowana została izba pamięci i towarzystwo jej imienia. Stąd pochodził też Dietrich Bonhoeffer. Jego pomnik stoi przy kościele garnizonowym. Podczas wojny Wrocław został w 80 proc. zniszczony. Gdy nastała Polska, ludzie się wymienili. Przyszli ci ze Lwowa i z Kresów południowo-wschodnich. Przynieśli wschodnie ciepło. Teraz są już w trzecim pokoleniu i stali się ludźmi Zachodu. Ale to ciepło pozostało i to ich wyróżnia. „Genius loci” Wrocławia wypowiedział się – w moim przekonaniu – najpełniej w tym, co zrobił kard. Bolesław Kominek jako współautor listu biskupów polskich do niemieckich. Była to profetyczna wizja przyszłości: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”.

Jaka jest specyfika religijna archidiecezji wrocławskiej?
Wrocław ma ok. 30 proc. dominicantes, a na wsi Dolnego Śląska nawet od 45 do 65 proc. Nasze miasto charakteryzują problemy duszpasterskie typowe dla wielkich aglomeracji. Dużym zmartwieniem jest ilość małżeństw niesakramentalnych. We Wrocławiu co trzecie małżeństwo się rozpada, zwłaszcza w dekanacie Wrocław-Śródmieście. Wobec tego główne działania duszpasterskie kieruję na rodzinę. Druga, równie ważna sprawa to duszpasterstwo młodzieży. We Wrocławiu jest 12 szkół wyższych, studiuje ok. 150 tys. młodych ludzi. To jest wielki kapitał tego miasta. Ponieważ sanktuaria maryjne znajdujące się wcześniej u nas, przeszły do wyodrębnionej diecezji świdnickiej, ustanowiłem w Sobótce nowe sanktuarium Najświętszej Maryi Panny Matki Nowej Ewangelizacji. Rozpoczęliśmy też peregrynację po archidiecezji relikwii św. Joanny Beretty Molla. Jeśli chodzi o powołania, niestety jest spadek. Kiedy przyszedłem 5 lat temu, zastałem 52 kandydatów na pierwszym roku, teraz jest ich 14. Problem ten spędza mi sen z oczu. Przy każdej okazji mówię o powołaniach i o potrzebie modlitwy w tej intencji. W Kurii opracowujemy specjalne, powołaniowe programy duszpasterskie. a podstawą jest przekazywanie zdrowych zasad w rodzinie. Następstwem kryzysu rodziny jest kryzys powołań.

Ksiądz Arcybiskup jest członkiem Zespołu Episkopatu ds. Radia Maryja. Po niedawnych obchodach 17-lecia Radia, można odnieść wrażenie, że Episkopat jednoznacznie je popiera?
Jest to pytanie z tezą. 10 proc. czasu Radio to poświęca na sprawy społeczne i polityczne, a 90 proc. na formację religijną. Te 10 proc. o charakterze społeczno-politycznym faktycznie stwarza problemy. Nam jako biskupom zależy, aby nie był to program, który dzieli czy różni. To jest główną naszą troską. Natomiast trudno, żeby biskup zwalczał katechezy biblijne czy występował przeciw godzinkom. Ponadto słuchacze to nasi wierni. Mamy tam inteligencję, profesorów, ale mamy też ludzi prostych, dla których takie Radio jest ważne. Nie trzeba więc likwidować Radia Maryja – tylko je ulepszać. Popełnilibyśmy samobójstwo, zamykając ten ośrodek ewangelizacji. Z Kościoła nie stworzymy „wydumanej elity”, która nie widzi prostego ludu. W ciągu wieków nieraz ten „prosty ludek” ratował Kościół. W czasach arianizmu biskupi się chwiali, gdyż Ariusz intelektualnie był szalenie atrakcyjny. Kościół ocalił prosty lud. Podsumowując: Program liturgiczny, modlitewny i katechetyczny w Radiu Maryja jest prawidłowy. Chodzi o te 10 proc., aby je dobrze zagospodarować.

To znaczy jak?
Zgodnie ze standardami społecznej nauki Kościoła, jak i ogólnej kultury. Trzeba pamiętać, że nie ma programów wysterylizowanych politycznie.

Ale media katolickie nie powinny popierać tylko jednej partii?
Jesteśmy za otwarciem Radia na wszystkich. Nie ulega wątpliwości. Widzę, że tonacja wypowiedzi w Radiu Maryja powolutku zmienia się. Redakcji życzyłbym, żeby bardziej rozglądała się wokół. W Polsce istnieje nie tylko „PiS”.

Jakie są osobiste priorytety księdza Arcybiskupa jako kapłana i chrześcijanina? Kiedyś staniemy na Sądzie Bożym. Co będzie „biletem do nieba” w przypadku Księdza?
Ciągle wydaje mi się, że za mało, że niedoskonale, że można znacznie więcej i lepiej. Robię z tego rachunek sumienia. Nieustannie pragnę wrócić do pierwotnej gorliwości. Raz dłużej trwa taki okres, raz krócej, ale staram się to czynić. U Jeremiasza spotykamy zdanie – które rozwija św. Paweł w Liście do Efezjan – że Bóg nas wybrał jeszcze przed założeniem świata – zanim poczęliśmy się pod sercem naszych matek. Wybrał nas i nazwał po imieniu. Ja też czuję, że zostałem wybrany. Nie starałem się o stanowiska, nie pisałem podań by zostać arcybiskupem wrocławskim. a jeśli mnie Pan Bóg wybrał, znaczy że związał z tym jakieś nadzieje. Pojęcie „biletu do nieba” pozwolę sobie zakwestionować. Kant zarzucał nam, że etyka katolicka jest interesowna. Wiele dobrego robimy, tylko po to by dostać nagrodę. Tymczasem najgłębszy sens katolickiej etyki jest taki, aby człowiek zrozumiał, że pełnienie woli Bożej jest jego największym szczęściem. Ufam więc Bogu i mam nadzieję.

Dziękuję za rozmowę.