Luty 2003

Życie zawsze nowe
Jan Wadowski

Światło na oświecenie pogan
ks.Mariusz Rosik

Aż tyle kościołów w jednym mieście!
Anna Sutowicz

Szczególne źródło miłości
Tomasz Bojanowski

Jemu na nas zależało…
Ks. Marian Biskup

Gdy Pan Bóg się uśmiecha
Jan Zacharski

Jestem i Polakiem, i Rosjaninem...
ze Światosławem Świackim, laureatem tegorocznej nagrody im. Andrzeja Drawicza, tłumaczem, literatem - redaktorem naczelnym "Gazety Petersburskiej", rozmawia Leszek Wątróbski

Książka o biskupie Urbanie
Krystian Matwijowski

Edi - nasz brat najmniejszy
Barbara Lekarczyk-Cisek

Paryski Sylwester młodych
Adam Ryszard Prokop

Świątynia Opatrzności Bożej
Andrzej Sujka




Strona główna

Archiwum

Jemu na nas zależało…
Ks. Marian Biskup


W ostatnich tygodniach często padały te pytania: co z Księdzem Kanclerzem? Jak się czuje ksiądz infułat Pietraszko? Towarzyszyliśmy mu w jego - jak się okaza-ło groźnej, śmiertelnej - chorobie modlitwą. 10 stycznia do sali wykładowej, w której miałem zajęcia, zapukał ksiądz rektor Ignacy Dec, by przekazać smut-ną informację, że ksiądz infułat Stanisław Pietraszko nie żyje.

Był prefektem we Wrocławskim Seminarium Duchownym, w latach 1960-1972, 12 lat pracował więc w naszym Seminarium jako wychowawca. Byłem jego wychowankiem. Przyjmował mnie w 1965 roku do Seminarium. Pamiętam to pierwsze spotkanie z księdzem prefektem. Przyjął mnie bardzo serdecznie. Rozmowa była krótka i kon-kretna. Na jej zakończenie usłyszałem decyzję: "jesteś przyjęty". Ciekawa rzecz, przecież była to rozmowa rutynowa, a ksiądz Pietraszko potrafił do niej przy różnych okazjach wracać.

Dla nas, ówczesnych kleryków, ksiądz prefekt Pietraszko był po prostu "Czarnym". Taką ksywkę otrzymał od nas, ze względu na ciemną wówczas fryzurę. Szybko odkrywaliśmy, że "Czarny" ma prefektowskiego nosa. Jako wychowawcę charakteryzowała go wyjątkowa charyzma. Bardzo szybko rozpoznawał kleryka, jego zalety i wady. Lubił porządek, sumienność, obowiązkowość... nie znosił bałaganiarstwa, leserstwa... Dla ponad dwustu kleryków był jedynym prefektem. Zadziwiał nas czujnością. Wydawało się, że ma dar bilokacji. Jeżeli ktoś próbował ominąć w jakimś punkcie seminaryjny regulamin, mógł się spodziewać, że natychmiast pojawi się "Czarny", a reakcja jego będzie zdecydowana, a nawet ostra. Stąd niektórzy uważali, że "Pietraszko" jest zbyt rygorystyczny czy zbyt wymagający. Jednakże większość wiedziała, że za zewnętrznymi znakami ostrości ukryte jest wielkie zaangażowanie formacyjne. Czuliśmy jak bardzo "Czarnemu" zależy, aby Seminarium opuszczali kapłani wielkiego formatu. Nigdy nie gniewał się na nas. Nawet po ostrej reprymendzie, kiedy kleryk czuł się urażony, pierwszy się odzywał: "co, jeszcze ci nie przeszło?" W ten sposób rozładowywał klerycki stres.

Niemal codziennie stawał podczas obiadu na ambonce w refektarzu. Powód jego wystąpień, to zwykle nie posprzątany pokój, nie wyfroterowana podłoga, nie uporządkowane biurko itp. Każde zaniedbanie było publicznie ogłaszane. Denerwowało to, a nawet bolało niewinnych, bo przy takiej okazji połajankę musieli wysłuchać wszyscy. Jednakże odkrywaliśmy sens takiego upominania i przypominania, że czystość, schludność, porządek to wizytówki księdza. Mówił czasem: "pokaż mi swoją łazienkę, a powiem ci, kim jesteś".

Ksiądz prefekt Pietraszko był niemal przy każdej wykonywanej przez alumnów pracy. Na wiosnę, w lecie niemal dozorował pracę w ogrodzie seminaryjnym, Później nam mówił: "najbardziej was poznawałem przy pracy".

Jako prefekt rzadko mówił homilie. Kiedy zaś głosił Słowo Boże porywał nas formą, treścią, sposobem wygłoszonego kazania. W życiu seminaryjnym nic nie uszło jego uwagi. "Czarny" widział wszystko. Rzadko chwalił, częściej napominał. Postęp w cnocie uważał za rzecz oczywistą, natomiast nie znosił minimalizmu, ślizgania się po regulaminie. Stąd byli tacy klerycy, którzy bali się "Czarnego". Ale byli to nieliczni, właśnie ci, którym trudno było zmieścić się w seminaryjnym rytmie dnia, a najbardziej ci, którzy sądzili, że formację seminaryjną można realizować na własny, dowolny sposób.

On zostawiał w każdym z wyświęconych wychowanków znak swojej pedagogicznej pracy. Czynił to przez swoje świadectwo umiłowania Kościoła, ukochania seminarium, kapłaństwa, także tego zapowiedzianego przez dar powołania w kandydatach, klerykach. Po prostu jemu na nas zależało i to każdy z nas wynosił z seminarium duchownego w kapłaństwo. Dowód tego dawał także wówczas, kiedy często odwiedzał kleryków odbywających zasadniczą służbę wojskową w jednostkach specjalnie dla nich zorganizowanych w Bartoszycach, Szczecinie-Podjuchach, Brzegu Opolskim. Klerycy oczekiwali go. Ponieważ jednak zwykle miał zakaz wstępu na teren jednostki, klerycy-żołnierze, jeśli tylko mogli, przychodzili na spotkanie ze swoim prefektem na miejscową plebanię.

Dlatego kiedy został Kanclerzem Kurii Metropolitalnej dał się nam poznać jako "prefekt kapłanów". Dla nas do końca pozostał prefektem - "Czarnym"!!! Lubił nawet, jeśli do niego zwracaliśmy się zamiast "proszę Księdza Infułata" czy "Kanclerza", "Księże Prefekcie". Wtedy można było zauważyć lekki, wyrażający zadowolenie, uśmiech.

Ksiądz Kanclerz znał doskonałe wszystkich księży, nie tylko wychowanków, również tych później świę-conych. Prowadził rekolekcje dla diakonów przed kapłaństwem. Był znakomitym konferencjonistą, rekolekcjonistą dla kapłanów i sióstr zakonnych. Z radością zapraszany był na rekolekcje, spotkania rocznicowe i kapłańskie jubileusze. Prawie w każdą niedzielę wyjeżdżał do różnych parafii, aby głosić kazania. Prowadził również parafialne rekolekcje adwentowe i wielkopostne. Pokazywał mi kiedyś stosy konferencji i rekolekcji, opracowanych w oparciu o Pismo Święte, dokumenty Soboru Watykańskiego II, dokumenty papieskie, encykliki, adhortacje. "To są podstawowe źródła, z których czerpię potrzebne mi treści" - mówił ksiądz Pietraszko.

Jako Kanclerz, bardzo był zatroskany o każdego księdza, ale szczególnie zainteresowany był księżmi, którzy w kapłaństwie przeżywali różnego rodzaju trudności. Jeździł do nich, wzywał ich na rozmowę. Czasami bardzo ostro, w swoim stylu, reagował, aby osiąg-nąć jak najlepszy efekt. Rozmowę z każdym księdzem niezależnie od stażu, czy stanowiska, rozpoczynał swoją sakramentalną inwokacją: "Pokaż ko-lana! - Modlisz się?". Czasami dodawał jeszcze: "A u spowiedzi kiedy byłeś?".

Ks. inf. Stanisław Pietraszko nie zno-sił nieróbstwa. Cieszył się osiągnięciami swoich wychowanków, którzy też chętnie opowiadali mu o swojej duszpasterskiej pracy. Prowadził prosty styl kapłańskiego życia. Codziennie o godzinie 6.10 odprawiał Mszę świętą w kaplicy sióstr Jadwiżanek, potem pracował w Kurii, w domu dużo czytał. Uwaga: nigdy nie miał telewizora. Lu-bił rozmawiać o sprawach Kościoła, o problemach duszpasterskich. Zawsze pytał mnie o kleryków, jacy oni są, ci dzisiejsi kandydaci do kapłaństwa.

Ks. Stanisław Pietraszko jako prefekt - "Czarny", jako Kanclerz, ale przede wszystkim jako człowiek i kapłan, pozostaje w mojej pamięci, a sądzę, że również w pamięci wszystkich wychowanków, jako "verus Israelita". Wdzięcznoś-cią serca ogarniamy go jako prawego człowieka i wiernego Chrystusowi, Kościołowi i swojemu bis-kupowi - kapłana. Jestem dumny, że miałem takiego właśnie wychowawcę - prefekta, tak bliskiego kapłanom kanclerza.

Drogi Księże Prefekcie, Czcigodny Księże Infułacie, budowałeś nas swoim kapłańskim sty-lem życia. Dziękujemy za Ciebie Bożej Opatrzności i gorąco prosimy Boga Miłosiernego o Miłosierdzie dla Ciebie. A Seminarium Duchowne, które było Ci tak zawsze bardzo bliskie, niech ma w Tobie specjalnego orędownika w Domu Ojca.