Luty 2001

W służbie najuboższym

Uczony i gorliwy pasterz

Samorządny umysł

Światło dla odrzuconych

Obecność Chrystusa w znaku jedności wierzących

Ks.Luigi Giussani

Na służbie u Królowej

Nowy biskup z Wrocławia

Nie-zwykła szkoła

550 lat kościoła na wrocławskim Ołtaszynie

W poszukiwaniu szczęścia

Śląskie Castel Gandolfo

Czy niechodzenie na religię jest grzechem?




Strona główna

Archiwum

Czy niechodzenie na religię jest grzechem?


Ewidentnie tak. I to nie tylko niechodzenie na religię, ale również bierny w niej udział - chodzenie tylko po to, by "odfajkować" sprawę, by mieć święty spokój.

Obowiązek czynnego, zaangażowanego uczestnictwa w katechezie wynika z pierwszego przykazania Bożego rozumianego pozytywnie w świetle przykazania miłości Boga. Nieuznawanie, lekceważenie Boga i swoich obowiązków wobec Niego jest początkiem wszystkich wypaczeń moralnych i dlatego poznawanie Boga i Jego Słowa skierowanego do nas w Piśmie Świętym ma pierwszorzędne znaczenie dla życia człowieka. Pierwsze przykazanie Dekalogu domaga się od nas umacniania naszej wiary (patrz Katechizm Kościoła Katolickiego 2087-2089), a to dzieje się w dużej mierze poprzez katechezę.

Trzeba sobie też jasno powiedzieć, że odpowiedzialność za przekaz i rozwój wiary dzieci i młodzieży spada przede wszystkim na rodziców. To oni co najmniej dwukrotnie w życiu publicznie wobec Boga i Kościoła przyrzekali, że po katolicku wychowają swoje dzieci. Po raz pierwszy rodzice składają taką deklarację podczas Sakramentu Małżeństwa, drugi raz gdy proszą o chrzest dla dziecka. Jeżeli więc rodzice nie interesują się katechezą dziecka, jeśli nie wymagają od dziecka czynnego udziału w nauce religii, sami zaciągają wobec Boga i Kościoła poważną winę, ponieważ nie wypełniają swoich obowiązków jako katoliccy małżonkowie i rodzice.

W naszych polskich warunkach, gdzie prawie całe społeczeństwo deklaruje się jako katolickie wybór przez młodego człowieka niechodzenia na religię w szkole można właściwie odczytać jako publiczny akt zaparcia się wiary. Jest to pewna ewidentna deklaracja, że dla mnie jest to sprawa obojętna. Jeśli ktoś robi to w sposób świadomy i wolny to należy to uznać za grzech apostazji, czyli publicznego wyparcia się wiary, który w pierwotnym Kościele należał do grupy najcięższych grzechów na równi z cudzołóstwem i zabójstwem. Niech więc nikogo nie dziwi, że duszpasterze nie chcą potem takich osób dopuszczać do sakramentów, czy do funkcji świadka chrztu, bierzmowania lub ślubu. Sakramenty są dla wierzących. Jezus powiedział nawet bardzo ostro: "Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie" (Mt 7,6). Jeśli ktoś zaparł się wiary to najpierw musi okazać skruchę, nawrócić się i odpokutować, by wrócić do społeczności Kościoła.

Myślę jednak, że w przypadku większości młodzieży nie chodzącej na religię bardziej trzeba tu mówić po prostu o braku wiary, której właściwie nigdy nie było niż o jej wyparciu się. Główną bolączką tej grupy dzieci, młodzieży i ich rodziców jest to, że tylko formalnie, ewidencyjnie są katolikami, ale nigdy nie przyjęli do serca Boga. Oni Go nigdy nie poznali, jest dla nich kimś obcym i dlatego nie widzą potrzeby poznawania Go. Ale tu nie trzeba mówić o katechezie, która buduje już na wierze, lecz o pierwotnej ewangelizacji tych ludzi, którzy w istocie są jeszcze poganami, a właściwie ochrzczonymi poganami.

ks. Jacek Froniewski