Styczeń 2006

Nowy biskup we Wrocławiu
ks. abp Marian Gołębiewski

Benedykt XVI do Kościoła w Polsce

Kościół – przestrzeń otwarta
ks. Piotr Nitecki

Zdrowy rozsądek
Bartłomiej Kazubski

Wrocławskie siostry św. Edyty Stein
Piotr Stefaniak

Adwokatura na Dolnym Śląsku
Maciej Korta

Pijany za kierownicą
ks. Tadeusz Reroń

Wrocławski Mikołajów
Artur Adamski

Już jest...
Kazimierz F. Papciak SSCC

Między słowami i Słowem
Wiesława Tomaszewska CR

Trzeba nam ożywić wiarę
Bożena Rojek




Strona główna

Archiwum

Zdrowy rozsądek
Bartłomiej Kazubski



Dużo się zmieniło przez dwa tysiące lat. Dzisiejsza cywilizacja – informacji i wiedzy – mająca do dyspozycji zaawansowane instrumenty naukowe, zupełnie inaczej odbiera zjawiska nadzwyczajne. Nauka osiągnęła poziom, którym stara się demaskować wszelkiego rodzaju złudzenia. Patrząc perspektywicznie na działalność Jezusa na ziemi, a w szczególności towarzyszące nadprzyrodzone zjawiska, pod przykrywką nauki, ocenia się je jako wykorzystywanie naiwności i niewiedzy mieszkańców Galilei. Nie jest zresztą żadną tajemnicą, że czyni się to głównie po to, by ustawić w negatywnym świetle naukę głoszoną przez Jezusa. Kierując się zasadą "oszuści nie mają racji" pseudonaukowcy otwarcie uruchamiają instrumenty, których zadaniem jest stawianie Boga w fałszywym świetle. Takie działania, nazywane przez naukę "myśleniem racjonalnym", z biegiem lat nasilają się coraz bardziej.

Już sam przyjazd trzech mędrców ze wschodu do maleńkiej wioski w Judei świadczyć może o wyjątkowości zdarzeń sprzed dwu tysięcy lat. Nie wiemy, jakimi ludźmi byli oni wcześniej, jednak bez wątpienia, bezprecedensowe wydarzenia, w których wzięli udział, musiały wpłynąć na ich życie. Tym bardziej że stali się jednymi z pierwszych świadków wypełniania Pisma. A otrzymawszy we śnie polecenie z nieba, aby nie wracali do Heroda, udali się inną drogą do swego kraju (Mt. 2,12). "Inna droga" – symbol wewnętrznej przemiany człowieka, będzie odtąd trasą bardzo uczęszczaną. Nowo narodzony całkowicie będzie zmieniał sposób myślenia miliardów, bogatych i biednych, władców oraz prostych ludzi.

Stojący z boku obserwatorzy na widok mędrców prawdopodobnie przecieraliby oczy ze zdumienia. Kto by pomyślał, żeby poważni ludzie, wchodzili do wiejskiej chałupy oraz oddawali pokłon niemowlakowi i ubogiej wieśniaczce!? Do tego taka rozrzutność! Taakie prezenty! Absurd! Doprawdy, niezwykły to musiał być widok... Trzeba by jednak dodać, że ludzie, którzy widzieli dwa tysiące lat temu Boga na ziemi, "startowali z zupełnie innego pułapu". Czuli przecież Jego fizyczną obecność, odbierali bliskość za pomocą zmysłów. Widzieli później cuda, byli świadkami i obserwatorami, wręcz uczestniczyli w niezwykłej działalności Jezusa oraz Jego uczniów. Dlaczego jednak "swoi Go nie przyjęli? Czy winny był tu zwykły "zdrowy rozsądek", czy może obawa przed następstwami uczestnictwa w powstawaniu "nowego porządku"?

Patrzenie dzisiaj na wydarzenia sprzed dwu tysięcy lat "ze strony ludzkiej" i ich ocenianie, niesie ze sobą wiele niebezpieczeństw. Działalność Jezusa oraz pierwszych chrześcijan, przewyższa bowiem swą rangą inne wydarzenia historyczne. Późniejsze prywatne objawienia czy działalność stygmatyków, uznawane przez Kościół, jedynie potwierdzają wyjątkowość tamtych czasów. "Zdrowy rozsądek" zaleca jednak głęboką ostrożność.

Jezus swoja nadzwyczajność, ludzką i boską, złączył w jedno. Ludzie oczekiwali przecież od Mesjasza, którego przyjście zapowiadało Pismo, nadprzyrodzonych wydarzeń. Wiara, nadzieja i miłość, które Kościół nazywa dziś cnotami boskimi, istniały na swój sposób wcześniej, to jednak interpretacja Jezusa Chrystusa, nadała miłości najwyższą rangę. Ale czy można porzucić Boga zostawiając sobie w sercu

niezbędne do życia "pierwiastki miłości"? Współczesny świat na to pytanie często odpowiada pozytywnie. Przekonując do swoich racji miłość nazywa tolerancją, jednak najpiękniejsze uczucie, jakim jest miłość, sprowadza do poziomu cielesnego.

Jezus pozostawił na ziemi Kościół, widoczny znak swojej obecności, a Piotrowi, uczniowi, którego miłował, przekazał w nim naczelną władzę (J 21,15-17). Tymczasem głównym zadaniem "myślenia racjonalnego" jest burzenie wizerunku Kościoła przez systematyczne atakowanie jego struktur. Wojna z Kościołem stała się "konikiem" wielu współczesnych mediów. Moda na globalny laicyzm zrodziła m.in. pojęcie: "wierzący niepraktykujący". Chociaż w świetle logiki, stanowi ono samo w sobie całkowite zaprzeczenie, to uważa się je za kompromisowe rozwiązanie w drodze do całkowitego zateizowania człowieka. Odrzucenie Kościoła, a w konsekwencji wyparcie się Chrystusa, jest pewnego rodzaju stawianiem Bogu warunków. "Wiara częściowa" jest olbrzymim nieporozumieniem, jednak ludzie chętnie decydują się na takie kroki. Pragnienie bycia nowoczesnym i oświeconym, kłóci się, według nich, z wiarą Kościoła.

"Wiarę częściową" można porównywać do zaglądania przez okno. "Wierzący niepraktykujący" dumny jest często z siebie, że wynalazł złoty środek! Widzi trzech mędrców pokornie oddających cześć Jezusowi i Maryi. Kiedy chce, spogląda na niemowlę i jego matkę. Wydaje mu się przy tym, że jest niedaleko Boga. Zostawiając sobie pełną swobodę działania wykorzystuje życie jedynie dla własnych celów. Woli mieć oraz rządzić aniżeli być i kochać. "Sterem, żeglarzem, okrętem" – świetna trójca "zdrowego rozsądku"!