Styczeń 2003

Dialog warunkiem pokoju
List pasterski Episkopatu Polski

Praskie Dzieciątko w hiszpańskiej koronie
Tadeusz Pulcyn

Czy możliwy jest sojusz liberalizmu i chrześcijaństwa?
Piotr Wróbel

Pokonani lecz wolni
Piotr Sutowicz

Młodsi bracia Kolumbów
Krzysztof Szwagrzyk

Jak zachować się wobec "spraw świętych"?
ks.Jarosław Grabarek

Z pielgrzymiej wędrówki po zachodniej Ukrainie
Anna Dadun-Sęk

Biskup społecznik
ks. Zbigniew Waleszczuk

Raj zapominany czyli zaułki poezji wiary i wiary poezji
Adam Ryszard Prokop




Strona główna

Archiwum

Pokonani lecz wolni
Piotr Sutowicz


W wydanej 18 marca 1864 r. odezwie do ludów Europy Romuald Traugutt pisał: "Polska istnieć będzie, bo istnienie jej dla postępu ludzkości nie tylko jest potrzebnym, ale i koniecznym: czas Zmiłowania Pańskiego nad nią, jak mocno ufamy, już niedaleki". Niewątpliwie pisząc te słowa Traugutt doskonale zdawał sobie sprawę, że rzeczywiste szanse na zwycięstwo powstania, które wybuchło w styczniu 1863 roku, są znikome, a właściwie żadne. Jako były oficer rosyjskiej armii doskonale umiał rozeznać sytuację militarną i na pewno nie był romantycznym fantastą. Mimo to zdecydował się stanąć na czele walki zbrojnej i to jego wysiłkowi zawdzięczamy to, że dziś, z perspektywy ponad 100 lat wspominamy wydarzenia lat 1863-64 jako piękne, symboliczne karty naszych dziejów. Ten wybitny Polak doskonale zdawał sobie sprawę, że losy każdego narodu i całego świata nie są tylko w rękach ludzkich, lecz zależą również od woli Bożej, której trze-ba się podporządkować, wiedząc, że nawet najbardziej słuszne rzeczy, skazane są na niepowodzenie.

Samo powstanie w zasadzie nie było wynikiem przemyślanej polityki, która widziałaby je jako przedłużenie działań pokojowych, mających na celu odbudowanie niepodległego bytu państwowego. Było ono bez wątpienia aktem rozpaczy narodu, przemocą pozbawionego własnej państwowości, który w stanie upodlenia, w jaki usilnie wcis-kali go zaborcy, zdobył się na gest rozpaczy. Ten gest miał być świadectwem wobec własnego narodowego sumienia, jak też wobec Europy, która na przestrzeni całego wieku XIX coraz bardziej przyzwyczajała się do braku Polski na politycznych mapach. Oczywiście, współcześni mu Polacy mocno zastanawiali się, czy gest ten jest potrzebny, czy nie lepiej by było w narodowych działaniach iść inną drogą.

Najogólniej za symbol takiej alternatywnej drogi uważa się Aleksandra Wielopolskiego, który poprzez swego rodzaju polityczną kolaborację z caratem, starał się wygrać dla Polaków pewne ustępstwa w wielu dziedzinach życia społecznego. Z drugiej strony barykady stała patriotyczna, politycznie często zrewolucjonizowana młodzież, która odrzucała wszelki kompromis, do tego należy dodać dyplomatyczną rozgrywkę polityki pruskiej, a szczególnie działania Bismarcka, który wszelkimi drogami dążył do rozerwania sojuszu francusko-rosyjskiego i gotów był w tej kwestii posłużyć się także kwestią polską.

Bezpośrednią przyczyną wybuchu powstania była tzw. branka, czyli przymusowy zaciąg Polaków do wojsk rosyjskich, ogłoszona przez Wieloposkiego. Można w tym miejscu pokusić się o stwierdzenie, że w ten sposób polityk ten w zasadzie przekreślił wszystkie dobre działania, jakie udało mu się dla dobra Polaków przedsięwziąć do tej pory. Próbujący koordynować działania powstańcze Rząd Narodowy, od razu postanowił wciągnąć do działań powstańczych wszystkie warstwy narodu. W pierwszych chwilach powstania wydał dekret o reformie rolnej, zwracając się do chłopów o udział w walce. Informował ich, iż "wszelka posiadłość ziemska, którą każdy gospodarz tytułem pańszczyzny, czynszu lub pod innym tytułem posiadał wraz z należącymi do niej ogrodami, zabudowaniami gospodarczymi i mieszkalnymi tudzież prawami i przywilejami do niej przywiązanymi od daty niniejszego dekretu staje się wyłączną i dziedziczną dotychczasowego posiadacza własnością, bez żadnych jakichkolwiek bądź obowiązków, danin, pańszczyzny lub czynszu z warunkiem jedynie opłacania przypadających z niej podatków i odbywania należytej służby krajowej". Bez wątpienia słowa te, świadczące o dużym zainteresowaniu młodych przywódców powstania sprawami największej grupy w narodzie, są dobrym objawem wskazującym na właściwy kierunek myśli powstańczej. Rzeczywistość jednak była o wiele bardziej skomplikowana. Walki powstańcze nasilające się z każdym miesiącem nie doprowadziły do wymaganych celów, czyli do wyzwolenia znaczniejszych obszarów kraju. W zasadzie działania zbrojne nigdy nie wyszły poza partyzantkę, niekiedy nawet dużych rozmiarów. Do tego należy dodać spory, jakie toczyły się w kierownictwie powstańczym oraz działania niekiedy przez nikogo nie koordynowane, które można by nazwać próbami szerzenia terroryzmu, co miało miejsce szczególnie w Warszawie, a niekiedy także w innych dużych miastach. Jeżeli do tego dodamy brak szerszych działań dyplomatycznych państw zachodnich, na które kręgi powstańcze tak mocno liczyły, to ujrzymy cały tragizm sytuacji.

Po okresie walk letnich 1863 r., w październiku tegoż roku u steru władzy powstańczej dochodzi do radykalnych zmian. Wtedy to właśnie na czele ruchu staje Romuald Traugutt, który zdaje się od początku swych rządów mniej lub bardziej świadomie prowadzić z honorem chaotyczną jak do tej pory walkę, i w razie realnego niepowodzenia działań powstanie z honorem zakończyć.

Wydaje się, że nie mogło być bardziej szczęśliwego, oczywiście w zaistniałych okolicznościach, wydarzenia, w sytuacji żywych a jałowych sporów pomiędzy obozami, które dziś moglibyśmy okreś-lić prawicą i lewicą. Traugutt bowiem przede wszystkim był człowiekiem honoru, a, co nie mniej ważne, wielkiej wiary, współcześnie pojawiają się nawet nie tak bardzo odosobnione głosy o potrzebie wyniesienia go na ołtarze. Można powiedzieć, że stał się ponadczasowym wzorem patriotyzmu, który łączy umiłowanie ojczyzny, ludzkości i Boga.

W swej odezwie z 22 stycznia 1864 roku pisał: "Jako chrześcijanie jesteśmy cząstką tej ludzkości, dla której Chrystus krew swą wytoczył. Również jak On pracować chcemy za całą ludzkość i dla ludzkości teraz walczymy. Krew naszą, łzy nasze i całe męczeństwo z radością do skarbnicy ludów składamy i jako wspólną dla wszystkich ofiarę, ośmielamy się złożyć przed tronem Przedwiecznej Sprawiedliwości. Nie ustaniemy w tej strasznej walce przeciwko duchowi fałszu, tyranii i ciemności, dopóki prawda triumfu nie odniesie".

W wymiarze politycznym nic nie było w stanie uratować powstania, można było jedynie ratować jego wymiar moralny i historyczny, i to powiodło się właśnie dzięki Trauguttowi. Doraźnym wynikiem powstania było pogrzebanie nadziei na autonomię Królestwa, unicestwienie reform Wielopolskiego, zaś kraj cały przez kilkadziesiąt lat poddany był niczym nieskrępowanej rusyfikacji. Do tego dorzucić trzeba cywilizacyjne cofnięcie się ziem zaboru rosyjskiego pod względem gospodarczym, kulturalnym i społecznym.

Jest jeszcze coś, co powoduje, że my żyjący w początkach XXI wieku, powinniśmy pamiętać o wysiłku prze-szłych pokoleń. Ich wysiłek w takim czy innym stopniu sprawił, że dziś żyjemy, oraz że jesteśmy tym, kim jesteśmy jako naród, ukształtowany na zasadzie, że czasem trzeba być pokonanym, by zachować wolność. Jest to jeden z najdziwniejszych paradoksów dziejów, którego ogarnięcie bywa niezwykle trudne, nawet dla najwybitniejszych zawodowych historyków. Dobrze by było, by postać straconego 30 lipca 1864 Dyktatora Powstania Styczniowego była nam w tym pomocna.