Styczeń 2002

Migdał, który czyni królem
Marek Perzyński

Terroryzm – „zło wspólne”
o. Kazimierz F. Papciak SSCC

Zjawisko terroryzmu
z orędzia papieża Jana Pawła II na Światowy Dzień Pokoju – 1 stycznia 2002 r.

Zadania katechezy szkolnej
ks. Marek Zołoteńki

Dwa oblicza Internetu
Daniel Zapała

Moja wiara...
Michał Okoniewski

Człowiek pod brzemieniem historii
Wiesława Tomaszewska CR

Tacy młodzi żyją wśród nas...
s. Eugenia Gąsiorowska

Pięć lat po śmierci Agnieszki z Pilczyc
ks. Piotr Bałtarowicz

Ku radykalizmowi Ewangelii
ks. Zygmunt Jaroszek

W prostocie piękno
Anna Maria Teresa

Ku radykalizmowi Ewangelii
ks. Zygmunt Jaroszek

Klerycy działają... czyli słów kilka (p)o XVII Forum Młodych
Mariusz Woskowicz

Stan wojenny – spojrzenie po dwudziestu latach
Wojciech Trębacz

Rocznica urodzin Franciszka Karpińskiego
Zbigniew Berling

Młodzi z Wileńszczyzny we Wrocławiu





Strona główna

Archiwum

Migdał, który czyni królem
Marek Perzyński


W niektórych domach na Trzech Króli wybiera się wciąż migdałowego króla. Niewielu jednak wie, że zwyczaj to prastary, sięgający starorzymskich Saturnaliów. Na wybory króla migdałowego zjeżdżał wówczas cały ród. Podczas rocznej kadencji zadaniem króla była m.in. opieka nad członkami rodziny, dbanie o jej honor i rozstrzyganie ewentualnych sporów. Wybór migdałowego króla nie był więc tylko rozrywką.

W późniejszych wiekach zabawa podczas wyboru króla migdałowego musiała być doskonała, skoro zwyczaj ten stał się nawet jedną z atrakcji wielkich balów. Nowo wybrany król otrzymywał prezenty, za które musiał się zrewanżować. Echem tamtych dni jest obdarowywanie się podarkami gwiazdkowymi. Bo zwyczaj wyboru króla migdałowego należy wiązać głównie z okresem świąt Bożego Narodzenia. Kulminacja przypadała na Trzech Króli, czyli 6 stycznia. Dlaczego? Dawniej członkowie rodziny, zjechawszy w dom jednego z krewniaków na Wigilię, opuszczali go dopiero właśnie w tym dniu. Świętowano więc równo... dwa tygodnie.

Król migdałowy, wybierany podczas ostatniej świątecznej uczty familijnej, miał ją dodatkowo uatrakcyjnić. Królem migdałowym zostawał ten, kto trafił na migdał w kawałku ciasta. Tytuł króla przyznawano tylko na jeden dzień i nie miał już on takich zadań, jak w czasach rzymskich, było jednak co wspominać przez cały rok. Ostatecznie nieczęsto, się zdarza, że zostaje się królem, choćby migdałowym.

Nie był to jedyny zwyczaj związany ze świętem Trzech Króli, jak nazywano w Polsce uroczystość Epifanii, czyli Objawienia Pańskiego. Po przyjściu do domu z kościoła wypisywano na drzwiach domu poświęconą w tym dniu kredą cyfrę nowego roku oraz z przodu – inicjały K+M+B lub C+M+B (pierwsze litery imion Magów, zwanych w późniejszych czasach Królami). Dlatego, bo właśnie oni pierwsi oddali pokłon Dzieciątku Jezus. Litery te miały i inne znaczenie. „C” oznaczało cogito – poznaję (tak jak trzej Mędrcy poznali Zbawiciela), „M” – matrimonium -małżeństwo (lub gody w Kanie Galilejskiej, związane z pierwszym cudem Jezusa), „B” – baptismus – symbolizujące chrzest Jezusa z rąk Jana Chrzciciela w Jordanie. Litery te – w interpretacji Pism św. Augustyna – mogą znaczyć także tyle co Christus Multorum Benefactor, czyli „Chrystus Dobroczyńcą wielu”. Odczytywane jako błogosławieństwo Kościoła dla danego domostwa.

W dawnej Polsce uważano, że poświęcona kreda ma magiczną moc. Gospodarz, zakreślając nią granice swego gospodarstwa wierzył, że znaku tego nie przekroczą złe moce. Ci, którzy dbali o swe bydło, kreślili kredą znaki krzyża na czołach krów i byczków oraz na drzwiach i słupach obory. Niepiśmienni chłopi, nie mając innego wyjścia, zapraszali tego dnia do siebie co światlejszych w kaligrafii. Bywało, że „uczonego” tak obficie raczono jadłem i gorzałką, że miał już dość po obejściu kilku domów.

Trzech Króli było dawniej w Polsce dniem wolnym od pracy. Bo trzeba przyznać, że święto to w świecie chrześcijańskim niezwykłe – najstarsze obok Wielkanocy. Na Wschodzie obchodzono je już w III wieku. Przypomina, że Jezus przyszedł objawić się nie tylko narodowi wybranemu, ale wszystkim ludziom, którzy kiedykolwiek żyli. Pierwszymi, którzy oddali mu pokłon spoza Izraela, byli tajemniczy Magowie. Nie wiemy skąd. przybyli, jakie mieli imiona i ilu ich było, bo Nowy Testament o tym nie mówi. W wiekach późniejszych jednym z Trzech Króli stał się Murzyn. Tradycja chrześcijańska uczyniła tak dla podkreślenia uniwersalizmu zbawienia. Również tradycja chrześcijańska jest sprawcą nadania Trzem Królom imion Kacpra, Melchiora i Baltazara. Stało się to w IX wieku. Z kolei Magów na Króli przemianował teolog Tertulian, posiłkując się psalmem 72:

Królowie Tarszyszu i wysp przyniosą Mu dary. Tradycja syryjska i ormiańska twierdzi, że Magów było dwunastu, choć według malowideł w katakumbach rzymskich z wieku II i III wynika, że mogło być ich zarówno dwóch, trzech, jak i czterech. Że było ich trzech, miałoby wskazywać jednak to, że – według św. Mateusza – przynieśli oni ze sobą dary: mirrę (przeznaczoną dla człowieka), kadzidło (dla Boga) i złoto (dla króla). Mirra była niejako zapowiedzią Męki Pańskiej, bo przeznaczano ją dla tego, kto miał umrzeć. Dodana do wina wzmacniała jego oszałamiające właściwości, stanowiła więc znakomity napój dla skazańców. Używano jej także do namaszczania ciał zmarłych (miała wówczas postać cennego balsamu z czerwonych jagód, który sprowadzano z Arabii).

Mirra, kadzidło, złoto i kreda poświęcane są w polskich kościołach w dniu Trzech Króli do dzisiaj. Dawniej poświęcano tego dnia także pierścionki i monety, które wrzucano noworodkom do kąpieli, aby zapewnić im w przyszłości bogactwo i siłę. Złotem tym dotykano także szyi, by ustrzec się przed chorobami gardła

W dzień Trzech Króli uboższy stawał się król Jan Kazimierz. Podczas poświęcenia złota kładł bowiem na ołtarzu wybite w minionym roku złote monety. Za to bogatsza stawała się szopka, gdyż dołączano do niej figurki przedstawiające Trzech Króli. O to, czyja szopka najładniejsza, toczyły się zawzięte boje. Celowali w tym zakonnicy, a zwłaszcza kapucyni, którym przypadała zwykle palma pierwszeństwa – pisał ks. Jędrzej Kitowicz (1720-1804).

Marek Perzyński