Styczeń 2001

Kościół wczoraj, dziś i na wieki

Żywa szopka

A gwiazda ich wyprzedzała

Jesteśmy w sieci

Jedno czy trzy? Harcerstwo dzisiaj

W kraju Św.Patryka

Delikatna granica

Wielki kustosz

Duszpasterz amerykańskiej Polonii

Wielkość ducha

Chwaląc Boga śpiewem

Kolędy Arki Noego

Czy przepowiadanie przeszłości jest grzechem?




Strona główna

Archiwum

A gwiazda ich wyprzedzała...


Nie tylko królowie, również zwierzęta były w tamtą noc w drodze do Betlejem. W pewną Noc Wigilijną, jeden całkiem szczególny uczestnik tej podróży wspomina...

Kochani Ludzie, nazywacie mnie wielbłądem Pierwszego Króla, gdyż u was, nad Wisłą, czcicie jako świętych Trzech Królów. Musicie jednak wiedzieć, że mój pan wcale nie był królem, i w przeciwieństwie do nas, zwierząt, które z natury rzeczy żyjemy w zgodzie ze Stwórcą, nie był też szczególnie religijny. Należał po prostu do grupy trzech mędrców, magów, znawców astrologii. Jako poganie i astrologowie pragnęli odczytywać z gwiazd los ludzi i zwierząt. Może macie rację, gdy dzisiaj owych astrologów - chociaż byli poganami - nazywacie świętymi, gdyż nas - zwierzęta - traktowali oni bardzo dobrze, co u innych ludzi nie zawsze jest oczywistością.

Ale wróćmy do mojej historii. Pewnego dnia - pośrodku swoich pogańskich zajęć z gwiazdami, pośrodku swoich poszukiwań prawdy w astrologii - mojemu panu, jak to Wy, Ludzie tak pięknie mówicie, "zaświtało jakieś światełko". Odkrył on na niebie nową gwiazdę, kometę, choć to przecież należy do zadań astrologa... Ale w jakiś szczególny sposób mój pan uznał, że z tą gwiazdą musi być coś szczególnego, gdyż świeciła niezwykle jasno i czysto. Im dłużej ją obserwował, tym stawał się szczęśliwszy, tym lżej było mu na sercu. Jeszcze tej samej nocy poszedł do swoich kolegów, do dwóch innych astrologów, i opowiedział im o tej gwieŸdzie.

Oni, podobnie jak mój pan odczuli, że gwiazda ta promienieje szczególnym światłem. Jak już powiedziałem, Kochani, mój pan i ci dwaj magowie nie byli ludŸmi szczególnie pobożnymi, ale tej nocy poszli po prostu za swoim sercem, za swoim wewnętrznym głosem. Myślę; że jeden z Soborów Waszych czasów nazywa to: poszli za sumieniem. Ci trzej postanowili coś zupełnie szczególnego: opuszczą swoje domy i pójdą za gwiazdą.

Na dworze Heroda

Nie myślcie, że była to łatwa decyzja. W domu było wygodnie i pewnie, a pójście za gwiazdą mogło trwać długo i być też niebezpieczne. Żaden z tych astrologów nie wiedział, dokąd dojdą, idąc za tym światłem. Ale ten wewnętrzny głos, to, co im mówiło serce było dla nich ważniejsze od całego zewnętrznego rozważania, a nawet od niebezpieczeństwa. Następnego dnia postanowili wyruszyć i pójść za światłem, które im rozbłysło. Teraz wzięto oczywiście i nas, wielbłądy pod uwagę. Podróż na Wschodzie bez wielbłąda jest nie do pomyślenia. I gdy Wy - Ludzie Zachodu - często uważacie słowo: wielbłąd za obraŸliwe, to ludzie Wschodu umieją naszą wartość cenić. Mmy wprost obłędną wytrzymałość i niepojętą cierpliwość - obydwie cechy są niezbędne, gdy chce się podążać śladem takiego światła i go nie zgubić. Jeżeli kiedyś widzieliście bieg wielbłądów to wiecie, że wtedy, gdy chodzi o coś ważnego, potrafimy - przy całej naszej ociężałości i cierpliwości - być niesłychanie szybkie.

Jak powiedziałem, nasi panowie magowie ruszyli razem z nami. Oczywiście oszczędzę tu opowieści o całym mozole tej długiej wyprawy. To było wiele dni i nocy, wiele napięć, rozczarowań i trudności... Czasami gwiazda była lepiej widoczna, czasami zupełnie zasłonięta, czasami mieliśmy wrażenie znajdowania się zupełnie blisko niej, a potem znów świeciła z nieskończonej dali. Ale zmienności w naszym życiu są czymś normalnym.

Kochani Ludzie. Na długi czas zajął naszą uwagę pobyt naszych panów w Jerozolimie, na dworze Heroda. Gdzieś około kilka kilometrów przed Jerozolimą zgubiliśmy ostatecznie tę gwiazdę. Pozostała z nami tylko noc. A przecież było już tak blisko by tam, w Jerozolimie, w centrum władzy i religijności, rozejrzeć się i odnaleŸć tam właśnie tę gwiazdę. Ale przeżyliśmy rozczarowanie. Tu, gdzie patrząc zewnętrznie mogliśmy oczekiwać, że odnajdziemy nasze szczęście i cel, w pałacach tego światowego centrum bogactwa, tu, gdzie mieszkali najwyżsi strażnicy pobożności, tu nie było nic słychać o gwieŸdzie...! Król Herod jest człowiekiem bez serca a jego dwór - bogaty i zimny. Co prawda, jego Uczeni w Piśmie znali ze swych świętych ksiąg jedną gwiazdę mającą wzejść, ale najwyraŸniej nie brali serio tego, o czym czytali, gdyż w przeciwnym razie sami ruszyliby w drogę na jej poszukiwanie.

Cieszcie się życiem

Jestem przecież tylko wielbłądem - ale wtedy, w Jerozolimie myślałem sobie: wy, ludzie, jesteście jednak szczególnymi istotami! Zamiast cieszyć się życiem i cudownym stworzeniem, szukacie szczęścia wszędzie tam, gdzie z całą pewnością nie możecie go znaleŸć: w publicznych pałacach, we władzy, w marzeniach o najwyższych zaszczytach i ponadludzkich celach - zamiast cieszyć się tym, że żyjecie! Róbcie tak jak my, wielbłądy: jedzcie, śpijcie, troszczcie się o dobre trawienie i miejcie świadomość daru życia, które dał wam Stwórca. Dlaczego wciąż stawiacie sobie niedościgłe cele, a zapominacie o tym, co najważniejsze, zapominacie o radości życia i o dziękowaniu za ten dar... Wierzcie mi. Ludzie, dzisiaj wiem to tak jasno, jak widzę Słońce - dlaczego ta gwiazda w Jerozolimie, na dworze króla Heroda nie była widoczna. Tam, ludzkie serca wypełnione konsumpcją pełne powierzchowności i znieczulenia, były ślepe na to, co w życiu najważniejsze...

Ale nasi panowie - Bogu dzięki - nie pozostali w Jerozolimie. Ich serca były wystarczająco silne, aby nie dać się odwieść od światła, które dla nich wzeszło. I mieli rację: kilka kilometrów za Jerozolimą nasza gwiazda znów się ukazała, jaśniejsza i bardziej widoczna niż przedtem. Wskazywała w kierunku małej, nie mającej niby większego znaczenia miejscowości, ale wymienionej przez Uczonych w Piśmie jako miejsce narodzenia Wodza. Jakże wielką była nasza radość z ponownego jej ujrzenia! Chociaż na drodze było osobliwie samotnie i wokół noc, ale teraz było lepiej, niż gdybyśmy pozostawali w znieczulającym wirze władzy królewskiej i nie mieli w sercu żadnej gwiazdy.

Powoli, ale zdecydowanie, zbliżaliśmy się do miejscowości zwanej Betlejem. Nic, poza naszą gwiazdą nie wskazywało zewnętrznie, iżby mogło zdarzyć się tu coś szczególnego. Gwiazda nie zatrzymała się jednak nad tą miejscowością... Musieliśmy wędrować dalej, aż za bramy miasta, do jakiejś stajni, żałosnej nawet dla wielbłądów... Właśnie nad tą grotą nasza gwiazda zatrzymała się i rozpromieniła się wspaniałym blaskiem.

Z biciem serca

Kochani Ludzie! Dzisiaj z pewnością nie potraficie wyobrazić sobie bicia serc, z jakim nasi panowie otwierali wrota owej groty. Tu - w tej stajence - musiała znajdować się odpowiedŸ na to tajemnicze i przyjazne światło, które tak pięknie im rozjaśniało noc. Gdy otworzyli drzwi, ujrzeli niemowlę ułożone w żłóbku... Cóż to? Dziecko ubogich ludzi w jednej stajni z osłem i wołem...? Można było doznać gorzkiego rozczarowania, i zdenerwować się...

Ale nasi panowie, jako ludzie zajmujący się wyjaśnianiem życia, chociaż byli poganami - od razu zrozumieli co to oznacza: to Dziecię urodzone pod Gwiazdą musi być znakiem od Boga! W ogólności, musi być znakiem Boskiego, Miłosiernego światła, które rozjaśniło noc świata. Nasi panowie w lot zrozumieli, że tu nie urodziło się zwykłe dziecko... Tu, poprzez To Dziecię, sam Bóg przyszedł do nas. Pan Nieba i Ziemi jest z nami... Przyszedł do ludzi, zwierząt i roślin by pokazać, że przy całej ciemności świata. On jest i będzie z nami: w pełni dobrotliwy, w pełni łaskawy, całkowicie jasny. Nawet my wielbłądy, byliśmy wzruszeni...

Czy nie jest tak, że to waśnie niemowlę najszybciej porusza serca, że my wszyscy w obliczu nowonarodzonego dziecka najszybciej potrafimy uwierzyć w to, że poza naszym rzeczywistym światem istnieje jeszcze jakaś Dobra Tajemnica?

Teraz rozumiecie, dlaczego my - widząc To Dziecię - nie mogliśmy zrobić nic innego, jak tylko nisko się pokłonić, jak tylko paść na kolana przed tym cudem ogromnej miłości Stwórcy do nas. Rozumiecie, dlaczego oddając hołd tej Dziecinie wielbimy Boga, który w Niej zajaśniał nad Ziemią.

Renata Kotusz