Małżeństwo ma misję

O tym, jak realizować misję
we dwoje,
z państwem Thérèse
i Antoine Leclerc
rozmawia

MAŁGORZATA TRAWKA

Wrocław

W grudniu Dolny Śląsk odwiedziło małżeństwo z Francji: Thérèse i Antoine Leclerc. Choć małżonkowie są już na emeryturze, mają pięcioro dzieci (jedyny syn jest kapłanem) i ośmioro wnucząt, to służą z ewangelicznym zaangażowaniem parom na całym świecie.
Małgorzata Trawka: Najpierw trochę o Was. Pełnicie w katolickim ruchu duchowości małżeńskiej Équipes Notre- Dame posługę pary łącznikowej dla wielu krajów, w których rozwija się ta wspólnota, miedzy innymi: Polski, Francji, Belgii, Niemiec, krajów Bliskiego Wschodu, a nawet Mauritiusa. Antoine jest stałym diakonem i kapelanem więziennym. Thérèse odpowiada za katechumenat w parafii i otacza opieką rodziny odwiedzające swoich bliskich w więzieniu. Mam wrażenie, że nie byłoby to możliwe, gdyby nie Wasza ewangeliczna postawa. Jak w swoim małżeństwie żyjecie Ewangelią?
Antoine Leclerc: Dla mnie żyć Ewangelią to jest umieścić Boga w centrum mojego życia jako źródło, które prowadzi mnie do opieki nad innymi, nad moimi bliskimi. Przede wszystkim oznacza to opiekę wobec mojej żony. A razem z żoną mamy kochać bliźniego, myśląc najpierw o naszych dzieciach, które bardzo kochamy i troszczymy się o nie. Myślę też o wszystkich, których Bóg umieścił na naszej drodze, których spotykamy, do których jesteśmy zaproszeni, by się nimi opiekować. Kiedy jest nas dwoje, to jesteśmy silniejsi niż jeden plus jeden. Czasami trudno jest mi modlić się samemu, ale gdy patrzę na modlącą się Thérèse, to jej przykład pomaga mi bardziej angażować się w osobistą modlitwę.
Thérèse Leclerc: Gdy czytam Ewangelię, przychodzą mi do głowy dwa słowa: miłość i przebaczenie. Jezus kocha ludzi w sposób bezwarunkowy i mówi, żeby kochać się nawzajem. Miłość polega na tym, żeby akceptować drugiego z jego różnicami. Powiedziałabym to samo odnośnie do dzieci: kochać je to znaczy akceptować w sposób bezwarunkowy, nawet jeśli są inne, niż byśmy chcieli. My mamy to szczęście, że mamy fantastyczne dzieci, mimo że nieraz nas zaskakują. Druga sprawa to przebaczenie, które jest nie do zastąpienia w życiu małżeńskim i w ogóle w życiu. Jezus w dialogu z kobietą cudzołożną nie używa tego słowa, ale mówi: „Idź i nie grzesz więcej”. On patrzy w przyszłość. Przebaczenie jest niezbędne w życiu małżeńskim, w życiu z dziećmi i w ogóle w relacji z drugim człowiekiem.

Pytam o to, ponieważ w duchu Ewangelii podejmujecie wiele różnych zadań. Czy możecie opowiedzieć, do jakich posług zaprosił Was Pan Bóg i jak one wpłynęły na Wasze życie?
TL: To jest długa lista…
AL: Pierwszą moją misją jest – odkąd jestem żonaty – kochanie mojej żony. Mnóstwo rzeczy jest możliwych tylko dlatego, że jest nas dwoje. Służyć Bogu to przede wszystkim przyjąć to, co przyjdzie. Nie polega to na realizowaniu z góry przyjętego planu. Jeśli przyjmujemy to, co przychodzi, to upiększa nasze życie.
Posługa, która aktualnie ma dla nas duże znaczenie, to ta wobec więźniów. Od pięciu lat jestem kapelanem w więzieniu blisko Paryża. To jest świat trudny, w którym występuje przemoc. Spotykamy się z ludźmi, którym w dzieciństwie brakowało miłości i czułości. Ale jestem przekonany, że w takim miejscu nędzy Jezus jest szczególnie obecny. Często jesteśmy nieporadni i uczymy się pokory i cierpliwości. Administracja więzienna działa bardzo powoli. Trzeba długo czekać, aż otworzą kratki, i potrzeba pokory, gdy spotykamy się z sytuacjami, w których po ludzku nic nie można zrobić. Spotykamy się z więźniami, którzy mówią: „jestem głodny”, „potrzebuję ubrania”, „moja żona mnie zostawiła”, „jestem sam”, i ja nic nie mogę zrobić w tych sytuacjach. Ale wierzę, że Jezus może coś uczynić. Uważam, że moja rola polega na tym, żeby im powiedzieć, że Jezus ich kocha. Ale nie tylko powiedzieć, lecz jeszcze im pokazać, że oni mogą być kochani. Pokazać, że ktoś ich kocha, ponieważ kocha ich Jezus. Więc ja staram się ich kochać.
TL: Gdy patrzę wstecz na swoje życie, widzę, że odpowiedzieliśmy na wiele wezwań Pana Boga. Na przykład posługi w Équipes Notre-Dame. To też jest wyzwanie: łączyć małżeństwa z Francji, Belgii, Luksemburga i innych krajów, być członkami ekipy odpowiedzialnej za cały ruch na świecie. Diakonat też był taką odpowiedzią Antoine, a nie jego samowolą. Za każdym razem był to krok w niepewność, piękna przygoda, spotkania, wydarzenia, których wcześniej sobie nie wyobrażaliśmy, na przykład to, że jesteśmy dziś w Polsce i odpowiadamy na pytania do wywiadu. Angażowanie się w ruch międzynarodowy jest okazją do poznania wielu kultur, ludzi i do pokory, dlatego że często nie rozumiemy, co się dzieje, gdy jesteśmy w innym kraju.

Diakonat stały – święcenia w kościele na Koszutce z rąk biskupa Marka Szkudły przyjmuje Andrzej Lwowski.
Obok przyszłego diakona klęczy jego żona, Magdalena

PRZEMYSŁAW KUCHARCZAK/FOTO GOŚĆ

Inna sprawa to ta, że należę do stowarzyszenia, które zajmuje się przyjęciem, opieką nad rodzinami przed i po spotkaniach z członkiem rodziny w więzieniu. Pamiętamy słowa z Ewangelii wg św. Mateusza: „Byłem w więzieniu, a odwiedziliście Mnie”. Ja nie odwiedzam, ale zajmuję się rodzinami, które chcą kogoś odwiedzić. Nie robimy dużo, ale przynosimy trochę czułości w świat, w którym jest tak wiele przemocy. Przyjmujemy ludzi z uśmiechem, pomagamy, gdy ktoś nie wie, dokąd ma iść, proponujemy kawę. Doświadczam dużo dobra, gdy patrzę na tych ludzi. Często są to kobiety, które zachowują godność w trudnych sytuacjach nieobecności męża, towarzysza, syna… Czasami mają problemy finansowe. Muszą trwać w tej sytuacji wiele lat, a mimo to co tydzień przychodzą odwiedzić ich bliską osobę. My nie mówimy im o religii, choć w naszej grupie jest wielu katolików i protestantów. Czasami te kobiety same z siebie wyznają: „Bóg mi pomaga przetrwać tę sytuację”. To miejsce dużo mnie uczy i pomaga mi umniejszać znaczenie moich małych problemów.
Wiele jeździcie po świecie. Jakie macie przemyślenia co do kondycji współczesnych małżeństw? Co Was zachwyca, a co odczytujecie jako problem?
AL: Gdy jeździmy po świecie, to widzimy duże różnice kulturowe. Ale jest pewien aspekt uniwersalny. To jest dobrowolne angażowanie się jednej osoby dla drugiej oraz angażowanie się ich obojga w działalność na zewnątrz. Małżeństwa, które budują na wierze, otrzymują miłość od Boga. 

Ta miłość pochodząca od Boga jest uniwersalna i dużo większa od tego, co przeżywamy na gruncie kulturowym. Pokazuje nam to obraz miłości Boga do ludzkości, a to jest większe od wszystkiego, co możemy sobie wyobrazić.
Czymś, co nas smuci, są dwa zachowania. Są pary, które uważają, że nie ma sensu być wiernym do końca. Gdy się ma ochotę zmienić towarzysza, to się zmienia. Druga rzecz: są pary, które pragną żyć w wierności i miłości przez całe życie, ale nie rozumieją sensu małżeństwa i się nie pobierają. Żyją bardziej dla siebie niż po to, by dać coś od siebie światu. Szkoda, bo to ma ogromny sens. Kiedy podróżujemy, spotykamy wiele par z Équipes Notre-Dame i raduje nas patrzenie na tyle zaangażowanych małżeństw, które świadczą o miłości. Te pary wierzą, że miłość pochodzi od Boga i może trwać w obecności Boga. Niektórzy mówią: „Jesteście bohaterami, że wytrwaliście w małżeństwie przez czterdzieści lat”. Ja nie uważam, że to coś specjalnego. To nie jest trudne wyzwanie, nie trwamy w małżeństwie swoimi siłami, my otrzymujemy miłość od Boga.
TL: Cieszą nas spotkania na całym świecie, szczególnie te w naszym ruchu. Spotykamy ludzi, którzy sakrament małżeństwa traktują poważnie i chcą świadczyć o tym przed innymi. To nadaje sens naszej misji, pobudza w nas ochotę, by wypełniać ją lepiej, napełnia nas dynamizmem i entuzjazmem.

Tłumaczenie: Laurent Nal