Kiedyś to były czasy…

Zakochanie sprawia, że druga osoba wydaje się być ideałem,
ale prawdziwą miłość trzeba budować wspólnie.

JUSTYNA I MACIEJ NAJWEROWIE

Wrocław

Spoglądanie na siebie z początków relacji może wywołać rozbawienie

DEPOSITPHOTOS

Zakochanie jest jak przysłowiowe różowe okulary – radykalnie zmienia obraz rzeczywistości na nienaturalny. To prawda, z którą możemy się głęboko utożsamić. Ostatnio, kiedy przeglądaliśmy naszą historię wiadomości z okresu, gdy zaczęliśmy być parą, mieliśmy niezłą zabawę. Zobaczyliśmy w tych wiadomościach dwoje szaleńczo zakochanych w sobie ludzi, którzy mają jedną cechę wspólną: są zupełnie odklejeni od rzeczywistości. Wzajemnie nie dostrzegają żadnych wad, a wizja jakiejkolwiek sprzeczki wydaje im się zupełnie nierealna. Każde z nich w drugim dostrzega chodzący ideał, wzór cnót i wszelkich doskonałości. Każde z nich jest gotowe zrobić niemal wszystko dla drugiej osoby: on wstać o szóstej rano, żeby przed pracą zostawić pod jej drzwiami ulubionego croissanta z czekoladą, ona siedzieć po nocach, żeby w chwilach nawet kilkudniowej rozłąki napisać własnoręcznie miłosny list. Te historie są o tyle niesamowite, że po zaledwie siedmiu latach problemem okazują się poranki z córką, która jest miłośniczką wschodów słońca, czy uzupełnienie raz w roku krótkiego wpisu do albumu z rocznicami ślubu.
Moc różowych okularów
Różowe okulary zakochania mogą oddziaływać z różną mocą. Oprócz dość zabawnych z perspektywy czasu historii mogą dawać zarówno wiele dobrych, jak i złych owoców. Siła zakochania, właściwie kierowana, może prowadzić do pozytywnych zmian: korekty naszych złych przyzwyczajeń, może walki z jakimiś wadami, nadania życiu nowego kierunku. Jednak trudnością (dla jednych większą, a dla innych zupełnie nieznaczącą) będzie utrzymywanie świadomości tego, że wykreowany przez zakochanie obraz drugiej osoby odbiega od rzeczywistości. Nie ma ludzi idealnych.

Ojciec Krzysztof Pałys OP nazywa czasem ten wyidealizowany obraz kryształowym pałacem naszego ego. Zakochanie niechętnie rezygnuje z tej wizji, co może rodzić bunt i odpychanie od siebie wszelkich znaków, które mogłyby jakkolwiek naruszyć konstrukcję naszych wspaniałych budowli. W tym miejscu ujawnia się też destrukcyjna moc różowych okularów – potrafią one nas odciąć od rzeczywistości, ukryć najbardziej oczywiste (dla postronnych) objawy, że ten konkretny związek nie ma żadnej przyszłości. Przemoc, uzależnienia, niezdrowe relacje z rodzicami… Owszem, siła zakochania może nas uzdolnić do zmiany, niekiedy jednak nie ma na to szans – zwłaszcza jeśli nie dopuszczamy do siebie rzeczywistości. W tym miejscu warto powiedzieć o ogromnej roli naszych przyjaciół i rodziny. To oni często próbują rozbić nasze szklane pałace i uchylić choć trochę okno na rzeczywisty świat. Oczywiście nie mamy słuchać ich bezkrytycznie, ale warto być otwartymi i uważnymi: Czy coś z tego, co mówią, nie jest czasem choć trochę prawdziwe? Czy nie żyję w wirtualnej rzeczywistości swojego zakochania?
Etap rozczarowania tą drugą osobą przyjdzie nawet bez pomocy osób trzecich. Zderzenie z rzeczywistością nieidealności drugiej osoby, choć jest gorzkim doświadczeniem, może dać szansę na zrodzenie się miłości. A dlaczego dopiero teraz? Ponieważ spotykamy się z prawdziwym człowiekiem, a nie jego wyidealizowanym awatarem. To może być trudnym doświadczeniem, gdyż to, co do tej pory było słodką przywarą, nagle staje się niewybaczalną wadą. W tym miejscu jesteśmy postawieni przed wolnym wyborem: wchodzimy w kolejny etap związku albo rezygnujemy. Jeśli decydujemy się iść dalej razem, zaczynamy stawiać pierwsze cegły naszego wspólnego domu miłości.

Miłość to wspólna droga przez życie
– w łatwiejszych i trudniejszych momentach

DEPOSITPHOTOS

Miłość – czyli?
Tylko czym właściwie jest ta miłość? Nam chyba najbardziej kojarzy się ona z szacunkiem, czyli postawą, w której uznaję, że ta druga osoba jest mi równa. Pewien psychoterapeuta stawia przed parami takie ćwiczenie, w którym należy stanąć przed sobą i wzajemnie powiedzieć do siebie: nie jestem lepszy od ciebie. To na pozór proste zdanie – gdy zrozumiemy, co tak naprawdę oznacza – może okazać się bardzo trudne do wypowiedzenia. W małżeństwie zawsze przychodzą sytuacje, w których mogę poczuć się lepszy od drugiej osoby: to ja lepiej zajmuję się dziećmi, mniej się wykłócam, bardziej angażuję w związek. Miłość, małżeństwo to nie wyścig, w którym ktoś ma okazać się lepszy. W miłości staramy się wkładać do naszego związku po równo. Oczywiście nie idzie tu o tworzenie skomplikowanych wzorów, w których będziemy ważyć każdą najmniejszą domową czynność czy dzielić się po równo każdym obowiązkiem. Takie kalkulacje mogłyby doprowadzić do wielu absurdów. Każde z nas jest inne, wnosi inne umiejętności i możliwości dawania siebie w małżeństwie i rodzinie – to zupełnie normalne. Co więcej, mogą być takie etapy naszego życia, kiedy jedno z nas będzie dawało więcej z siebie – powinny to być jednak tylko okresy, a nie stała sytuacja. Miłość to decyzja, w której jestem otwarty na dawanie siebie oraz przyjmowanie – i to jest w niej cudowne.
Obojętność grzechem przeciw miłości
Podstawą dawania z siebie w małżeństwie powinno być poczucie odpowiedzialności za związek. Przeciwległym biegunem miłości nie jest wcale nienawiść, lecz obojętność. To ona potrafi zakopać miłość swoim chłodem i brakiem zainteresowania lub po prostu zabieganą codziennością. W naszym małżeństwie niekiedy orientujemy się, że stajemy się sobie coraz bardziej obojętni, nie intencjonalnie, ale jakoś mimochodem.

Bo dzieci, bo obowiązki, bo zmartwienia… Gdy zauważymy, że jesteśmy od siebie coraz dalej, staramy się to naprawić: zaplanować wspólny czas, porozmawiać czy po prostu spotkać się w pełni świadomie, a nie tylko między kolejnymi codziennymi czynnościami. W miłości, we wzajemnej relacji możemy aktywnie działać, a nie jedynie biernie obserwować to, co się dzieje. W tym miejscu ujawnia się też destrukcyjna moc różowych okularów – potrafią one nas odciąć od rzeczywistości, ukryć najbardziej oczywiste (dla postronnych) objawy, że ten konkretny związek nie ma żadnej przyszłości. Przemoc, uzależnienia, niezdrowe relacje z rodzicami… Owszem, siła zakochania może nas uzdolnić do zmiany, niekiedy jednak nie ma na to szans – zwłaszcza jeśli nie dopuszczamy do siebie rzeczywistości. W tym miejscu warto powiedzieć o ogromnej roli naszych przyjaciół i rodziny. To oni często próbują rozbić nasze szklane pałace i uchylić choć trochę okno na rzeczywisty świat. Oczywiście nie mamy słuchać ich bezkrytycznie, ale warto być otwartymi i uważnymi: Czy coś z tego, co mówią, nie jest czasem choć trochę prawdziwe? Czy nie żyję w wirtualnej rzeczywistości swojego zakochania?
Etap rozczarowania tą drugą osobą przyjdzie nawet bez pomocy osób trzecich. Zderzenie z rzeczywistością nieidealności drugiej osoby, choć jest gorzkim doświadczeniem, może dać szansę na zrodzenie się miłości. A dlaczego dopiero teraz? Ponieważ spotykamy się z prawdziwym człowiekiem, a nie jego wyidealizowanym awatarem. To może być trudnym doświadczeniem, gdyż to, co do tej pory było słodką przywarą, nagle staje się niewybaczalną wadą. W tym miejscu jesteśmy postawieni przed wolnym wyborem: wchodzimy w kolejny etap związku albo rezygnujemy. Jeśli decydujemy się iść dalej razem, zaczynamy stawiać pierwsze cegły naszego wspólnego domu miłości.