Starsze dzieci wychowują młodsze?

Już od starożytności system edukacyjny oscyluje pomiędzy
nauczaniem indywidualnym u boku starszego nauczyciela i wychowawcy
a nauką w grupie rówieśników.

PIOTR KOPYTO

Wrocław

Skauci Europy – obóz wilczkowy w Szymocicach

ROMAN KOSZOWSKI /FOTO GOŚĆ

Gdy rodzice przestają być już głównym autorytetem, często spoglądają na szkolne lub podwórkowe środowisko rówieśnicze, zauważając, że to tam dzieci znajdują osoby, na których zdaniu zależy im najbardziej. Czy rówieśnicy – chłopcy i dziewczęta kilka lat starsze od naszych dzieci – mogą zastąpić im rodziców?
Podobne pytania zadają sobie badacze, naukowcy i wychowawcy od stuleci. Starożytni filozofowie-pedagodzy Plutarch i Kwintylian wskazywali na kluczową rolę rodziców i nauczycieli w rozwoju dzieci i młodzieży. Ich wskazówki są dzisiaj nieraz interpretowane jako „nowoczesne podejście do wychowania”, ponieważ szczególny nacisk kładą na przykład własny rodzica, naukę przez zabawę czy rolę szkoły nie tyle formalno-edukacyjną, co uczącą nawiązywania relacji i współpracy z rówieśnikami. Jednak nawet oni nie potrafili odpowiedzieć na pytanie, jak rodzice mogą zapewnić dzieciom dobre środowisko rówieśnicze do rozwoju, gdy te będą przebywały poza domem.
Szkoła jenajska
Peter Petersen (1884–1952), niemiecki badacz i pedagog, był uczniem Wilhelma Wundta (1832–1920) – niemieckiego filozofa i psychologa, uważanego w środowisku naukowym za ojca psychologii jako nauki. Jego empiryczne i badawcze podejście spodobało się Petersenowi. Wundt niewątpliwie zainspirował go do rozpoczęcia badań nad procesem nauczania, które Petersen prowadził w eksperymentalnej szkole w Jenie (Niemcy). Miał do dyspozycji niewielki ceglany budynek z ogródkiem oraz boiskiem do gier i zabaw. W środku znajdowały się trzy sale – do robót ręcznych, muzyczno-teatralna oraz do nauk przyrodniczych. W szkole jenajskiej znajdowały się co prawda krzesła i ławki, ale ich ustawienie przypominało raczej pokój w domu rodzinnym niż szkolną klasę. O to właśnie chodziło Petersonowi – szkoła miała być jak rodzina, stąd zamiast klas rówieśniczych grupy uczniów były zróżnicowane wiekowo na wzór rodzeństwa. Starsi uczniowie uczyli młodszych, a nauczyciele jedynie doglądali i korygowali proces nauczania, zwracając szczególną uwagę na element wychowawczy. Na 120 uczniów było tylko 3 nauczycieli i w ocenie Petersena nie było potrzebnych ich więcej. Podstawowymi formami nauczania w szkole jenajskiej były rozmowa, zabawa, praca i świętowanie ważnych uroczystości. Uczeń otrzymywał wsparcie od dwóch opiekunów ze starszych roczników, dobrze zaznajomionych już z planem jenajskim. Naukę rozpoczynało się od pracy w czteroosobowych zespołach, a w miarę zdobywania wiedzy dziecko odkrywało swoje zainteresowania oraz mocne strony i mogło wybrać kursy bardziej ukierunkowane na konkretne dziedziny naukowe. Uczniowie zakładali również kółka zainteresowań. Zajęcia odbywały się według tygodniowego i dziennego harmonogramu, jednak czas przeznaczony na poszczególne tematy był zależny od stopnia zainteresowania uczniów.
Dla Petersena ważne było, aby szkoła odpowiadała na potrzeby dzieci, które w tamtym czasie w skutek wojny były ofiarą kryzysu rodziny. Często nie posiadały ojców, a matki były przeciążone pracą zarobkową. Domowa atmosfera w szkole czyniła z niej bezpieczną przystań dla uczniów. W szkole w Jenie zwracano szczególną uwagę na podmiotowość ucznia – nauka, praca i wychowanie były procesem przeprowadzanym wspólnie z dzieckiem, a nie tylko „dla dobra dziecka”. Chciano, aby dzieci czuły się oczekiwane, akceptowane, ważne i bezpieczne – tak jak w dobrym domu.
Możemy zastanawiać się, dlaczego system edukacji „opracowany naukowo” nie wyparł tego, który ukształtował się niejako „społecznie i kulturowo”. Czyżby wyniki badań Petersena okazały się nieprzydatne? Zdaniem późniejszych badaczy szkoła Petersena dobrze realizowała państwowe cele programowe.

Przygotowywała nawet do życia silnie związanego z aktualną sytuacją społeczną – jej uczniowie i nauczyciele nie oparli się przecież tak popularnej wtedy w Niemczech ideologii nazistowskiej. Być może wprowadzenie metod opracowanych przez Petersena wiązało by się ze zbyt dużą przemianą mentalną pedagogów i nauczycieli, którzy musieliby uwierzyć w to, że starsze dzieci potrafią wychowywać i uczyć te młodsze oraz że to dzieci wiedzą, które tematy są dla nich ważne i interesujące.
Ruch skautowy
Czy podejście Petersena, w którym wskazywał skuteczność wychowania młodych przez młodych, było wyjątkiem? Zapewne nie, chociaż on chyba jako pierwszy zastosował tę metodę wychowawczą jako alternatywę dla „standardowej” szkoły. W innych przypadkach wychowanie młodzieży przez nieco starszych rówieśników było raczej jej uzupełnieniem. Jako przykład można przytoczyć ruch założony przez angielskiego generała, lorda Baden-Powella (1857–1941), który ponad sto lat temu, przechadzając się po uliczkach Londynu, dostrzegł młodzież, która w obliczu braku rodzin lub ojców, walczących na wojnie, marnowała czas na używki i kradzieże. Wpadł wtedy na pomysł, że przy właściwym pokierowaniu młodzi ludzie mogą podjąć odpowiedzialność za swój rozwój. Wystarczyło tylko okazać im zainteresowanie i obdarzyć zaufaniem, a osoby starsze stawały się autorytetami i dobrymi opiekunami tych młodszych. I tak już 20 lat później ruch skautowy, realizujący hasło „wychowania młodych przez młodych”, liczył ponad 1 mln członków. Nie musimy daleko szukać, bo również w Polsce mieliśmy wybitnych pedagogów, którzy stawiali na wychowanie młodzieży w takim właśnie ujęciu. Próby wychowywania młodych przez młodych w naszym kraju również wiązały się z kryzysem rodziny i zaangażowaniem ojców w działania wojenne. Były także wyrazem dążenia młodego pokolenia do odzyskania przez Polskę niepodległości. Organizacje młodzieżowe powstawały pod koniec okresu zaborów i w II Rzeczypospolitej jak grzyby po deszczu. Poseł i pedagog Zofia Sokolnicka (1878–1927) w tajnych spotkaniach dla młodzieży przygotowała ją do odegrania kluczowej roli w zwycięskim Powstaniu Wielkopolskim. Stanisław Sedlaczek (1982–1941), który rozwinął ruch skautowy w naszym kraju, najpierw działał w organizacji „Zet”, organizującej tajne młodzieżowe kółka oświatowe. Podobnie zresztą jak Andrzej Małkowski (1888–1919) wraz żoną Olgą (1888–1979), którzy wcześniej współtworzyli m.in. organizację młodzieżową „Eleusis”. Towarzystwa Gimnastyczne „Sokół”, organizacje strzeleckie i paramilitarne dla młodzieży opierały się na współpracy młodych osób. Polskie ruchy młodzieżowe były jednak również tymczasowym zastąpieniem szkoły lub jej uzupełnieniem.
Edukacja rówieśnicza w szkole?
Czy możliwe jest wprowadzenie dzisiaj alternatywy dla standardowej edukacji? Wydaje się, że tak, choć wymaga to inicjatywy rodziców i wysiłku badaczy oraz osób odpowiedzialnych za system edukacji. Dobrym przykładem mogą być powszechnie znane szkoły Montessori, założone na przełomie XIX i XX wieku przez włoską lekarkę i pedagog o tym samym nazwisku. Również ta metoda opracowana została na podstawie wieloletnich badań naukowych. Podczas zajęć w szkole Montessori także wykorzystuje się wychowawczy wpływ starszych dzieci na te młodsze. Czy chodzenie do szkoły, w której z założenia nauczycielami są starsze dzieci, pomoże naszym dzieciom odnaleźć dobre wzorce wychowawcze? Warto to zbadać, przyglądając się tego typu alternatywnym formom szkolnym i porównując efekty wychowania i kształcenia oraz subiektywne odczucia rodziców i uczniów.

Witraż autorstwa Heleny Papée-Bożyk z 2005 r.
w budynku Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”,
przy ulicy Piłsudskiego w Krakowie

ZYGMUNT PUTWIKIMEDIA COMMONS CC BY-SA 4.0