Medialne palenie na stosie

O drodze do sukcesu i swoim życiu
po ataku medialnym
oraz próbie zniszczenia
dobrego imienia,
z ks. Jackiem Stryczkiem,
pomysłodawcą i twórcą
sukcesu Szlachetnej Paczki
czy Ekstremalnej Drogi
Krzyżowej,
rozmawia
KS. ŁUKASZ ROMAŃCZUK
„Nowe Życie”

Studniówka Szlachetnej Paczki
na Rynku Głównym w Krakowie,
12 września 2018 r.
MONIKA ŁĄCKA/FOTO GOŚĆ
Ks. Łukasz Romańczuk: Dlaczego postanowił Ksiądz tworzyć Szlachetną Paczkę i Ekstremalną Drogę Krzyżową?
Ks. Jacek Stryczek: Są dwa zupełnie różne powody. Moja droga do Boga to droga poszukiwania szczęścia. W wieku 15, może 16 lat postanowiłem, że chcę być szczęśliwy, a na swojej drodze chcę kierować się prawdą. I eksperymentowałem – gdzie jest szczęście? Próbowałem na różne sposoby doświadczyć szczęścia. W końcu, po moim nawróceniu „z katolicyzmu na katolicyzm” w wieku dwudziestu lat, odkryłem, że „więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu” (por. Dz 20, 35). Pomogłem wtedy starszej pani, która z powodu złamanego kręgosłupa była ograniczona. Cały czas spędzała w swoim mieszkaniu, a ja jej pomagałem. Wydawało mi się, że ona niewiele może mi zaproponować, a ja – student AGH, wysportowany mięśniak – mogę dać jej wszystko. Paradoksalnie, ponieważ właśnie nie spodziewałbym się po niej rewanżu w tym pomaganiu, kiedy od niej wyszedłem, doświadczyłem szczęścia. I potem się od niego uzależniłem. Tak, mogę to powiedzieć. Jestem uzależniony od pomagania, bo więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu.
Potem po prostu szedłem tą drogą. Angażowałem się w kolejne projekty pomocowe, szukając szczęścia. Przy okazji natrafiłem na przykazanie miłości wzajemnej, które mówi, że nie sztuką jest po prostu kochać. Sztuką jest kochać tak, że ten, kogo kocham, też potrafi kochać. Czyli nie sztuką jest pomagać i dawać, a w efekcie demoralizować. Sztuką jest tak pomagać, żeby ten, komu pomagam, potrafił poradzić sobie w życiu. Wyposażony w te dwie zasady Jezusa postanowiłem zmienić świat. I to są początki Szlachetnej Paczki. Należy do tego dodać z pewnością bardzo trudne lata 90. XX wieku w naszym kraju: lata transformacji, bardzo dużego podziału społeczeństwa, niesamowitej biedy… Według niektórych statystyk nawet czterdzieści kilka procent Polaków było w skrajnej biedzie. To ludzie, którzy mieli problem z dostępem do środków czystości, a czasami z brakiem jedzenia (ponad 20%). Postanowiłem wtedy, że nie będę pomagał pojedynczym osobom – to mnie nie zaspokajało – postanowiłem, że zmienię ten kraj. Chciałem nauczyć ludzi nie tyle pomagania, co znajdowania większego szczęścia. Już od początku wiedziałem, że jak przekonam ludzi do takiej przemyślanej pomocy, dedykowanej i trafionej, jak to się dzieje w Szlachetnej Paczce, to poczują szczęście. I udało się. Tak naprawdę ten zachwyt nad Paczką to był zachwyt obdarowanych, ale dużo bardziej zachwyt darczyńców – przekonanie, że to ma sens, że to daje radość.
Ekstremalna Droga Krzyżowa była zaś odpowiedzią na moje prace w duszpasterstwie akademickim. Wiele lat byłem już duszpasterzem akademickim, ale doświadczaliśmy wszyscy w duszpasterstwie kryzysu męskości. Mówiąc inaczej, mało było „męskich” facetów. Postanowiłem więc stworzyć dla nich taką drogę, taki plan formacyjny, który by im pomógł męskość odnaleźć. Wydaje mi się, że trafiali do mnie (i nadal trafiają), rozpieszczeni przez swoje mamy faceci, którzy wciąż są chłopcami, niewierzący do końca w swój męski potencjał zawadiaki szukającego przygody. Stąd właśnie te 40 km nocą, samemu albo w skupieniu, ponieważ faceci nie potrafią opowiadać o swojej męskości, ale wiedzą, że są facetami wtedy, kiedy pokonują trudności, kiedy właśnie konfrontują się z trudnościami, z przymusem pokonania samego siebie. Kiedy tego dokonują, to ich mądrość życiowa wzrasta. I okazało się, że od początku taki męski pomysł stał się dla wielu pomysłem na życie. Przy czym, żeby wyszedł tak duży projekt, to warto dodać, że skorzystałem z dorobku Szlachetnej Paczki, czyli ze Stowarzyszenia Wiosna. Miałem już zasoby, miałem ludzi. Po drugie, jeżeli w duszpasterstwie ludzie pracowali ze mną kilka, kilkanaście lat, to wiedzieli, że sięgam po rzeczy niemożliwe i w nich też było takie pragnienie – osiągania rzeczy niemożliwych. Szybki rozwój EDK jest więc przede wszystkim zasługą wieloletniego dorobku, tej pracy nad Szlachetną Paczką, nad wieloma projektami, które bardzo się rozrosły. To dało tak duży impuls do tworzenia Ekstremalnej Drogi Krzyżowej.
Jak udało się Księdzu i Stowarzyszeniu odnieść sukces w tych przedsięwzięciach?
Sukces w Szlachetnej Paczce – powiedziałbym, że może na zewnątrz był sukces, bo na pewno byliśmy w mediach, wielu ludzi chętnie podpisywało się pod Paczką, wielu było dumnych z tego, że biorą w niej udział. Czuli, że ich życie zmienia się na lepsze. Natomiast pod spodem były to najtrudniejsze projekty w życiu. To był ogromny trud, za który zapłaciłem swoim życiem. Najpierw trudno było rozpoznać, kto jest biedny, bo na wolnym rynku było dużo osób, które reklamowały się tym, że są w biedzie. To był dla nich sposób na życie – zarabiali na tym, że wyglądali na biednych. Potem trzeba było znaleźć mądrych wolontariuszy, a nie takich, którzy poprzestaną jedynie na ciepłym zaakceptowaniu tego, co kto powie. Musieli weryfikować i budować dobre relacje z tymi dobrymi rodzinami. Kolejną ogromną trudnością było znalezienie darczyńców, którzy chcieliby przygotować dedykowaną pomoc, a następnie trzeba było jeszcze finansować pracowników. Z punktu widzenia organizacyjnego na 18 lat mojego przywództwa w Szlachetnej Paczce, było więc 18 trudnych lat. Pod koniec 2017 r. doświadczyliśmy pewnej stabilizacji, ale jednak to ogromny trud i z mojej perspektywy nie trąbiłbym, że to był sukces. To był trud. Wiem natomiast, że ludziom się podobało. Może chcieli w tym brać udział. Ile trzeba było nowych rzeczy się nauczyć, ile wymyślić, ile razy przekroczyć siebie? Nie, nie wspomnę. Na pewno w Szlachetnej Paczce była taka przestrzeń dla idealistów i ludzie rzeczywiście utożsamiali się z tym, co robią, co pozwalało im wyzwolić nieprawdopodobną energię z siebie. To jednak bardzo przejrzysta organizacja i wszystko było widać jak na tacy. Co robimy, co osiągamy? Jakie są zasady? To jest źródło tego sukcesu. Przy okazji miałem też taką politykę w budowaniu w komunikacji z ludźmi.
Ekstremalna Droga Krzyżowa była po prostu strzałem w dziesiątkę. Powstała w 2009 r. i już, kiedy powstawała, wiedziałem, że konsumpcjonizm zaowocuje problemami związanymi z poczuciem sensu życia u wielu osób i że będą szukać swojej duszy. Potem tylko wystarczyło to pokazać. Myślę, że sam pomysł jest prosty – chodzić 40 km, ale odwrotnie, czyli w nocy. Natomiast wiele osób, żeby to zrobić, potrzebowało dodatkowej motywacji. Mówimy tutaj o motywacji religijnej, czyli pewnego dowartościowania tego projektu. To też się udało. Teraz takich pomysłów jest dużo więcej. Ten chcemy jednak wciąż pozostawić w przestrzeni duchowej.
Jak środowisko biznesu reagowało na współpracę z Księdzem?
Były takie dwa albo nawet trzy etapy. Pierwszy to sam początek XXI wieku. Niestety bardzo dużo osób, które dorobiły się w latach 90. XX w., było skoncentrowanych na swoim sukcesie. Mieli w sobie przynajmniej lekką pogardę wobec tych, którym się nie udało. Było bardzo trudno, tak trudno, że myślałem, że jest tak mało potrzeby wspierania biednych ze strony tych zamożnych, że zajmę się pracą w przedszkolu, żeby chociaż dzieci tych osób wychować na osoby zaangażowane. Drugi etap to czas po 2004 r., kiedy wstąpiliśmy do Unii Europejskiej. Wielu młodych ludzi wyjechało i po dwóch latach zaczęli wracać. To już było zupełnie co innego. Zaczęli się pojawiać i wolontariusze, i darczyńcy. Ludzie wrócili z przekonaniem, że nie musimy żyć tak, jak do tej pory. To dało dużą przestrzeń do działania. Potem trzeci etap. Zaszczepiłem w Stowarzyszeniu Wiosna wiedzę biznesową. Byliśmy kompatybilni z biznesem. Pracowaliśmy zgodnie z wiedzą biznesową, na narzędziach biznesowych. Dzięki temu milion osób mogło się wymienić paczkami. I ludzie biznesu to dostrzegli. I to było po 2010 r., bo coraz więcej koalicji, współpracy, czyli takiego prawdziwego zaangażowania ludzi biznesu w Szlachetną Paczkę.
Dostałem też nieskończoną ilość nagród od biznesu. Chociaż jak dostawałem nagrodę, nawet w Wiośnie, nikt specjalnie tego nie celebrował. Po prostu uważałem, że taką mam robotę.

Początek Ekstremalnej Drogi Krzyżowej z Krakowa do Kalwarii Zebrzydowskiej z udziałem ówczesnego nuncjusza
apostolskiego abp. Celestino Migliore (w środku), 8 marca 2015 r.
MIŁOSZ KLUBA/FOTO GOŚĆ
Niektórym zależało na tym, aby zniszczyć księdza. Chyba już teraz widać, że chodziło o to, żeby mnie zniszczyć. Kiedy w 2018 r. był atak Onetu, ja przed tymi tekstami byłem pewny, że bez problemu się obronię. Bo było wiadomo, że nie ma nic. I niepotrzebnie sobie zaufałem. Wydawało mi się, że to jest takie proste. Zrezygnowałem w piątek, a w poniedziałek obudziłem się z myślą: To już nie muszę robić Szlachetnej Paczki… Teraz ćwiczę moją pokorę. Oskarżali mnie, ale myślałem, że to niebawem wyjdzie na jaw. Okazało się, że nie wychodzi. I okazało się, że skala tych kłamstw cały czas rośnie i osoby, które zajmują się kłamaniem przechodzą już same siebie. W mediach i nie tylko. Naprawdę już wymyślają niesamowite rzeczy. I rodzi się pytanie: komu na tym zależało?
Wiadomo, że Stowarzyszenie oparte było na wychowankach mojego duszpasterstwa, a teraz zarządzają nim pracownicy. Budżet to 20 mln złotych i z wiadomego powodu przy tych przemianach organizacyjnych pojawili się ludzie związani z lewicą, np. Sylwia Abram, działaczka lewicowa. Jej mąż jest członkiem Stowarzyszenia Wiosna. Nie mogę tego pojąć.
Jak wyglądało ostatnie pięć lat życia Księdza?
Wbrew temu, co może część osób sądzi, nie mam aż takich problemów z tym, że mnie oskarżają w mediach. Moje życie wygląda raczej jak życie Jamesa Bonda – każdego dnia coś może się wydarzyć, jakaś kolejna manipulacja. To są działania we wszystkich wymiarach mojego życia. Może powinienem po swojej rezygnacji wracać do zdrowia, ale tych stresorów było tak dużo, a wydaje mi się, że moje życie było na bieżąco monitorowane. I im gorszy miałem stan zdrowia, tym więcej było różnych działań stresujących, niszczących mnie. Otarłem się więc o śmierć. Myślę, że tak mogę powiedzieć. Nie rozumiem, dlaczego żyję. Żyję. Tak mniej więcej wyglądało moje życie. Mam nadzieję, że trochę więcej rzeczy się jeszcze w przyszłości pokaże.
Jaką rolę odgrywały w tej sprawie media?
Wiodącą rolę, bo nawet jeżeli ja coś chciałbym powiedzieć, to jak mogę poradzić sobie z taką ogromną korporacją jak Axel Springer? Ma wielomilionowe zasięgi i wpływa na opinię wielu ludzi. Ale to jest bardziej złożony temat. Nawet niedawno pojawił się tekst Onetu związany z decyzją sądu, która zwróciła sprawę do prokuratury, 2 osób na 750 przesłuchanych. Prawdopodobnie z powodów formalnych. Natomiast teksty polityczne na Onecie są jakieś nieprawdopodobne. Potem nawiązania mediów, które w ogóle nie zweryfikowały tekstu Onetu, ile w tym jest prawdy, więc to jest bardziej złożona sprawa.
Jak wygląda obecnie walka Księdza o prawdę w tej sprawie?
Zastanawiam się, co jeśli sobie nie poradzę? Ale założyłem, że bycie księdzem to punkt wyjścia do rozwoju; że sobie radzę w życiu, uczę się różnych rzeczy. Kto inny sobie poradzi przy takiej skali manipulacji? Chciałbym wygrać.
Z jaką reakcją spotyka się Ksiądz obecnie z powodu swojej aktywności na Facebooku i odkrywaniu tajników całej sprawy?
Moja decyzja o publikowaniu kolejnych faktów na Facebooku wynika z tego, że nie mogłem się doczekać czegoś tak prostego, jak opowiedzenie prawdy o całym tym wydarzeniu. Przykładowo, że mobbing przedawnia się po 3 latach. Mówimy tutaj o prawie pracy. Natomiast jeżeli nikt nie poszedł przeciwko mnie do sądu pracy przez te trzy lata, to nie wiem jak mógłby ze sprawy w prokuraturze zrobić wyrok karny. Tym bardziej, że wiem, jak wyglądała sytuacja w Stowarzyszeniu Wiosna. Na razie postanowiłem działać przez własne media, stworzyć alternatywę i informować tych, którzy chcą wiedzieć i mieć ze mną kontakt. Zobaczymy, co będzie.

Chciałbym wygrać – mówi ks. Jacek Stryczek
ARCHIWUM PRYWATNE KS. JACKA STRYCZKA