„Miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą” – moje pielgrzymowanie z Mojżeszem
Powoli niknie za nami Kair, a przed nami zaczyna roztaczać się krajobraz skalistej pustyni.
Słońce zachodzi nad Egiptem, a moje myśli przenoszą mnie do czasów, kiedy Mojżesz
szedł tym samym szlakiem.
KS. JAN KLINKOWSKI
Legnica

Klasztor św. Katarzyny na Synaju, Egipt
MAKALU/PIXABAY
Kim był Mojżesz? Pochodził z ludu Hebrajczyków, który ukształtował się z koczowników przybyłych do Egiptu, a którzy za swych przodków uważali Abrahama, Izaaka i Jakuba. Tradycja biblijna sugeruje, że wychował się na dworze faraona. Pewności nie mamy, ale mógł to być dwór faraona Ramzesa II (1279–1213). Wydaje się, że Mojżesz wplątał się w jakieś walki na tle etnicznym i broniąc swoich rodaków, popadł w niełaskę i musiał emigrować na pustynię Madian (Wj 2, 11-15).
Śladami Mojżesza
Podążam śladami Mojżesza i zatrzymuję się przy skromnej studni na dziedzińcu klasztoru św. Katarzyny i w myślach przypominam sobie słowa Pisma św.: A kapłan Madianitów miał siedem córek. Przyszły one, naczerpały wody i napełniły koryta, aby napoić owce swego ojca. Ale nadeszli pasterze i odpędzili je. Mojżesz wtedy powstał, wziął je w obronę i napoił ich owce. A gdy wróciły do Reuela, ojca swego, zapytał je: Dlaczego wracacie dziś tak wcześnie? Odpowiedziały: Egipcjanin obronił nas przed pasterzami i naczerpał też wody dla nas i napoił nasze owce. Rzekł wówczas do córek: A gdzie on jest, i czemu pozostawiłyście tego człowieka? Zawołajcie go, aby pożywił się chlebem. Mojżesz zgodził się zamieszkać u tego człowieka, a ten dał mu Seforę, córkę swą, za żonę. I urodziła mu syna, a on dał mu imię Gerszom, bo mówił: Jestem cudzoziemcem w obcej ziemi (Wj 2, 16-22). Wyobrażam sobie kapłana Reuela, zwanego też Jetro, jak potrafił w młodym Mojżeszu dostrzec nieprzeciętnego człowieka i powierzyć mu los swojej córki.
Wyprowadzenia ludu z niewoli egipskiej
Przechodzę nieco dalej i przenoszę się w czasie do innego wydarzenia. Oto Bóg odpowiada na modlitwy Hebrajczyków i powołuje Mojżesza do wielkiego zadania wyprowadzenia ludu z niewoli egipskiej. Staję przed krzewem, gdzie wg tradycji Mojżesz usłyszał głos Boga. Gdy Mojżesz pasł owce swego teścia, Jetry, kapłana Madianitów, zaprowadził pewnego razu owce w głąb pustyni i przyszedł do góry Bożej Horeb. Wtedy ukazał mu się Anioł Pański w płomieniu ognia, ze środka krzewu. Mojżesz widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego. Wtedy Mojżesz powiedział do siebie: Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew się nie spala? Gdy zaś Pan ujrzał, że Mojżesz podchodził, żeby się przyjrzeć, zawołał Bóg do niego ze środka krzewu: Mojżeszu, Mojżeszu! On zaś odpowiedział: Oto jestem. Rzekł mu Bóg: Nie zbliżaj się tu! Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą. Powiedział jeszcze Pan: Jestem Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba. Mojżesz zasłonił twarz, bał się bowiem zwrócić oczy na Boga (Wj 3, 1-6). Medytuję nad słowami zapisanymi przez autora natchnionego i uświadamiam sobie, że niektóre miejsca są wyjątkowe, święte, ze względu na obecność Boga. Wyobrażam sobie, jak Mojżesz zostaje wyrwany ze swojej stabilizacji i posłany do nowej misji, zadania, a ma przecież ok. 80 lat (Wj 7, 7).
Synaj
Ostrożnie chodzę po piasku w pobliżu krzewu, jakbym chciał usłyszeć słowa skierowane do Mojżesza: miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą. Słyszę wewnętrzny głos, który przypomina mi, że Bóg do mnie ciągle mówi, że teraz gorejącym krzewem jest dla mnie Pismo św.: Pan zstąpił na górę Synaj, na jej szczyt. I wezwał Mojżesza na szczyt góry, a Mojżesz wstąpił (Wj 19, 20). Wchodzę w ciemnościach na szczyt góry Synaj, w myślach powtarzam 10 przykazań, które Bóg mi pozostawił do realizacji w moim życiu. Kiedyś, dochodząc do kresu życia, Bóg mi przypomni słowa, które usłyszał Mojżesz, słowa dekalogu! W klasztorze św. Katarzyny, u podnóża Synaju, spogląda na mnie z ikony prorok Eliasz i przypomina, że właśnie tutaj spotkał Boga w łagodnym powiewie wiatru. Na kolejnych kartach Biblii odnajduję opis życia proroka, jego odwagi w mówieniu prawdy. Ostatecznie naraził się władzy, zwłaszcza wpływowej Izebel, która postanowiła go zgładzić. Wtedy Eliasz zląkłszy się, powstał i ratując się ucieczką, przyszedł do Beer-Szeby w Judzie i tam zostawił swego sługę, a sam na odległość jednego dnia drogi poszedł na pustynię. Przyszedłszy, usiadł pod jednym z janowców i pragnąc umrzeć, rzekł: Wielki już czas, o Panie! Odbierz mi życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków. Po czym położył się tam i zasnął. A oto anioł, trącając go, powiedział mu: Wstań, jedz! Eliasz spojrzał, a oto przy jego głowie podpłomyk i dzban z wodą. Zjadł więc i wypił, i znów się położył. Powtórnie anioł Pański wrócił i trącając go, powiedział: Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga. Powstawszy zatem, zjadł i wypił. Następnie mocą tego pożywienia szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy do Bożej góry Horeb. Tam wszedł do pewnej groty, gdzie przenocował.
Wtedy Pan skierował do niego słowo i przemówił: Co ty tu robisz, Eliaszu? A on odpowiedział: Żarliwością rozpaliłem się o chwałę Pana, Boga Zastępów, gdyż Izraelici opuścili Twoje przymierze, rozwalili Twoje ołtarze i Twoich proroków zabili mieczem. Tak że ja sam tylko zostałem, a oni godzą jeszcze na moje życie. Wtedy rzekł: Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana! A oto Pan przechodził. Gwałtowna wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały szła przed Panem; ale Pan nie był w wichurze. A po wichurze – trzęsienie ziemi: Pan nie był w trzęsieniu ziemi. Po trzęsieniu ziemi powstał ogień: Pan nie był w ogniu. A po tym ogniu – szmer łagodnego powiewu. Kiedy tylko Eliasz go usłyszał, zasłoniwszy twarz płaszczem, wyszedł i stanął przy wejściu do groty. A wtedy rozległ się głos… (1 Krl 19, 3-13). Życie Eliasza uczy mnie pokory, bo przecież ten wielki prorok miał też chwile zwątpienia, ale z łaską Bożą pokonał słabości i ruszył w drogę. Bóg czuwa nad naszym życiem i pragnie nam pomóc.
Ziemia Obietnicy
Powoli nad horyzontem zachodzi słońce, czas opuścić górę Synaj i wybrać się w podróż do Ziemi Obietnicy. Dzisiaj karawanę złożoną z osłów zastępują samochody, ale wyobraźnią jestem z ludem podążającym za Mojżeszem. Doświadczam ciemności, w której łatwo się zgubić, ale mam przewodnika – światłość, która prowadzi mnie przez pustynię życia, jak prowadził Bóg Mojżesza, rozświetlając mu drogę swoją obecnością (Wj 13, 21; por. Mdr 18, 3). Hebrajczycy przypominali sobie tę obecność Boga w czasie Święta Namiotów (Sukkot) w liturgii światła, która uświadamiała im, że Bóg ich ciągle prowadzi przez życie w słowie zapisanym w Torze. Myślami przenoszę się do Świątyni Jerozolimskiej, kiedy na to święto przybył Jezus i ogłosił: Ja jestem światłością świata (J 8, 12). Zaczynam pełniej rozumieć, że w ciemności tego świata pomaga mi się poruszać światło Ewangelii.
Petra
Jeszcze raz wracam do atmosfery Święta Namiotów, gdy niedaleko starożytnej Petry widzę kobiety zmierzające do źródła po wodę. Miejsce to według tradycji jest związane z darem wyprowadzenia wody ze skały przez Mojżesza (Wj 17, 1-7), który był uobecniany w liturgii w czasie święta, gdy procesjonalnie arcykapłan udawał się do sadzawki Siloam i czerpał wodę, którą następnie składał w ofierze na ołtarzu. W czasie tego święta Jezus zawołał: Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie – niech przyjdzie do Mnie i pije (J 7, 37). Patrzę na kobiety czerpiące wodę i w myślach widzę Samarytankę, która do Jezusa mówi: daj mi tej wody, abym już nie pragnęła (J 4, 15). Słyszę dramatyczny krzyk Jezusa z krzyża: pragnę! (J 19, 28). Jezusowi wówczas podano na gałązce hizopu kwas – symbol grzechu. Jezus skosztował – przyjął ludzki grzech i rzekł: wykonało się! (J 19, 29-30).
Za chwilę z boku Jezusa wpłynęła krew i woda – dar życia wiecznego (J 19, 34). Zatrzymuję się i idę do źródła, by obmyć dłonie i wypić łyk wody, a moje myśli przenoszą się do chrzcielnicy, gdzie wszedłem na drogę realizacji mojego pragnienia życia wiecznego.
Na pustyni
Na szlaku zatrzymuję się u Beduinów w namiocie, by zaczerpnąć z atmosfery wędrującego ludu przez pustynię. Hebrajczycy w czasie święta Namiotów chociaż przez chwilę starali się zamieszkać w szałasie skleconym na te święta, by uświadomić sobie kruchość i nietrwałość ludzkiej egzystencji. Pragnę sobie uświadomić, że mój dom na ziemi jest tylko przejściowym, nietrwałym namiotem. Wędrując szlakami pustynnymi, dostrzegam też niebezpieczeństwo natknięcia się na węże, czego na pustyni doświadczyli Hebrajczycy (Lb 21, 4-9). Pojawia się refleksja, jakże nasza egzystencja jest krucha, jak życia może nas pozbawić wiele nieprzewidzianych zdarzeń i chorób. Mojżesz, wywyższając węża na pustyni, odwoływał się do mocy Boga, który troszczy się o życie ludzkie. Jezus wyjaśnia Nikodemowi, że jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w niego wierzy, miał życie wieczne (J 3, 13).
Góra Nebo
W końcu wspinam się na górę Nebo, by spojrzeć, jak Mojżesz, w kierunku Ziemi Obietnicy. Mojżesz zobaczył swoje marzenia, ziemię, do której zmierzał, ale już dalej nie poszedł, gdzieś w pobliżu, w krainie Moabu został pochowany (Pwt 34, 5-6). Mojżesz tutaj pozostał, bo prawdziwa Ziemia Obiecana – niebo jeszcze nie była otwarta. Spoglądam i ja na minione dni i wiem, że nie zawsze szedłem w światłości przez pustynię mego życia, ale patrzę również z nadzieją w przyszłość, bo Ten, który został wywyższony na wzgórzu poza Jerozolimą, jest Miłosierdziem!