Z pamiętnika pluszowego Mnicha

ILUSTRACJA MWM

GIENEK, FRYDERYK I BALONIKI

– Czy widziałeś Fryderyka?
Ksiądz Piotr chodził po plebanii i zaglądał do każdego kąta. Czasami Fryderyk Szop lubił zasypiać skulony w kłębek w najmniej oczekiwanych miejscach.
– Mieliśmy razem przygotować spotkanie dla dzieci z katechezą o nabożeństwie majowym, a on gdzieś się podział.
– Nie widziałem, ale jakieś pół godziny temu widziałem, jak biegł do garażu. Mówił, że chce coś sprawdzić. Ale nie zrozumiałem, co. Gienek cały dzień ciężko pracował, przygotowując materiały na spotkanie. Drukował i segregował przygotowane wcześniej wycinanki dla dzieci.
– Hm. Nie podoba mi się to. Chodź, sprawdzimy.
W garażu Freddy’ego nie było. Ale widać było jego wcześniejszą obecność: rolka sznurka leżała na środku podwórka, obok niej nożyczki, taśma klejąca i…
– Baloniki z helem? A skąd on je wytrzasnął? I po co mu baloniki z helem?
– Kupiłem od pana Czesia i były mi one potrzebne po to, żeby zrobić pewien eksperyment – doszedł do nich głos Fryderyka.
– Freddy? Gdzie jesteś? – zawołał Gienek.
Głos był cichy i dochodził… z góry.
– Popatrz w górę – usłyszeli i podnieśli głowy. Fryderyk wisiał uczepiony do pęku baloników, które zaplątały się w gałęzie pobliskiego drzewa.
– Freddy! Co ty wyprawiasz? – krzyknął Gienek przerażony.
– To bardzo dobre pytanie. Ale chyba po prostu powiem, że zrobiłem coś bardzo głupiego i teraz potrzebuję pomocy – odpowiedział Szop.
– Biegnę po drabinę, a ty tu stój, pilnuj, jakby co… i łap, jakby miał spadać – ksiądz też był bardzo przejęty całą sytuacją.
– No bo ja chciałem sprawdzić, czy ta historia z Kubusiem Puchatkiem to mogła być naprawdę – stęknął Freddy – no i już wiem, że z jednym balonikiem to nie działa, ale z dziewięcioma już tak.
Po chwili ksiądz wrócił z drabiną, którą pomógł mu nieść sąsiad, pan Zygmunt. Ustawili drabinę, opierając ją o drzewo.

– My będziemy trzymać, a ty się wdrapuj – zakomenderował ksiądz. Po chwili Gienek był już na szczycie, tuż obok dyndającego Fryderyka. I jedną ręką trzymając się drabiny, drugą złapał przyjaciela za sierść na grzbiecie i przyciągnął na drabinę. Krok po kroku razem z balonikami zeszli na sam dół.
– Brawo! Akcja ratunkowa zakończona sukcesem – ucieszyli się wszyscy.
– Bardzo wam dziękuję i bardzo was przepraszam. To był chyba najgłupszy z moich głupich pomysłów – rzekł Szop, lekko pociągając nosem.
– Żeby to było mądre, to rzeczywiście bym nie powiedział. Gdyby nie to drzewo, to by cię te baloniki mogły wynieść hen wysoko. Na drugi raz powiedz nam o eksperymencie, to zrobimy go razem i zamiast ciebie użyjemy atrapy, a baloniki będziemy trzymać na długim sznurku jak latawiec – pouczył ksiądz.
– No patrz, na to nie wpadłem – przechylił głowę Freddy.
– Jestem tak przejęty, że nawet nie przypomina mi się żaden morał z Ewangelii – powiedział Gienek.
– Może z opowieści o Zacheuszu, który wszedł na drzewo? – rzucił Freddy.
– Niekoniecznie. Bo Zacheusz wszedł na drzewo, bo chciał zobaczyć Jezusa, a nie bawić się w Puchatka. I ta o Absalomie, który włosami zaczepił się o gałęzie też nie pasuje.
– A może po prostu Ewangelia o zagubionej owcy, która tak brykała, że znalazła się w kłopotach, a Dobry Pasterz poszedł i ją znalazł? Bo tak się właśnie teraz czuję: bardzo nabroiłem, a wy nie tylko mnie nie wyśmialiście, ale jeszcze przyszliście mi na pomoc. I jestem wam bardzo wdzięczny.
– I my też się bardzo cieszymy. A teraz tylko zapamiętaj, żeby powiedzieć dzieciom: nigdy czegoś takiego nie róbcie – podsumował ksiądz Piotr.
I razem poszli do domu, niosąc wspólnie drabinę i baloniki.

KS. PIOTR NARKIEWICZ