Alleluja w domu i zagrodzie

O tajnikach wielkanocnych
tradycji z Agnieszką
Szepetiuk-Barańską
z Muzeum Etnograficznego
– Oddziału Muzeum
Narodowego we Wrocławiu
rozmawia

AGATA COMBIK

Wrocław

Tajemnica Zmartwychwstania, nowego życia znajduje swój
„odblask” w całej kulturze – także w dekoracjach, zwyczajach, folklorze
Na zdjęciu: Pisanki Małgorzaty Tomaszewskiej, technika
aplikacyjna, wg wzorów łowickich

ARKADIUSZ PODSTAWKA

Agata Combik: Wielki Tydzień rozpoczynamy, trzymając w dłoniach palmy – znak powitania Jezusa przybywającego do Jerozolimy, zwycięstwa nad śmiercią. I tu mamy całe bogactwo palmowej twórczości…
Agnieszka Szepetiuk-Barańska: Te najbardziej tradycyjne palmy wykonane były z wierzbowych bazi, przystrojonych często barwinkiem lub bukszpanem i kolorowymi wstążkami. Wierzba to powszechny symbol odradzającego się życia, sił witalnych. W tradycji Kościoła katolickiego mówi o zmartwychwstaniu, nieśmiertelności. W ludowych wierzeniach palma miała chronić przed wszelkim złem ludzi, zwierzęta, domy – chronić przed chorobami, przed uderzeniem pioruna, pożarem.
Poświęconą palmę używano do pokropienia domowników, obejścia, zwierząt. Przechowywano ją często do następnej Wielkanocy, np. za jakimś świętym obrazem. Z palm albo z wierzbowych gałązek wykonywano krzyżyki, które były wtykane w pole dla ochrony przed szkodnikami. Ta tradycja – kultywowana do dziś w kilku wsiach woj. opolskiego – jest nawet wpisana na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO. 
Palma bywa misternym dziełem sztuki.
Na Dolnym Śląsku na szczególne wyróżnienie zasługują palmy wileńskie – dawniej wykonywane głównie przez osadników z Wileńszczyzny, później, ze względu na swą dekoracyjność, obecne niemal w całej Polsce. Wyplatane są z suszonych i barwionych traw, ziół i kwiatów – wśród których mamy nieśmiertelnik, krwawnik, tymotkę. Rośliny mogą być zakomponowane poziomo lub pionowo, układane w misterne wzory geometryczne. Palmy wileńskie mają kształt pałek różnej wielkości, grubości; zakończone są najczęściej kitą z farbowanej mietlicy – wysokiej trawy o drobnych kłosach, zebranych często w wiechy.
Na naszym terenie można spotkać wysokie, kilkumetrowe palmy wykonywane według tradycyjnych wzorów kultywowanych przez osadników z Sądecczyzny czy z Krakowskiego. Są to wiązki długich gałązek leszczynowych lub wiklinowych, które okręca się spiralnie witką roślinną i dekoruje się trzciną, bukszpanem, kwiatami oraz długimi kolorowymi wstążkami z bibuły. Całość wieńczona jest czubami z bazi. Nieco skromniejsze są palmy wywodzące się z kultury Polesia – to najczęściej po prostu bukiety z gałązek wierzbowych uzupełnione barwinkiem, ozdobnym papierem, kolorowymi kwiatami. Obecnie ludzie często wykonują palmy z tego, co mają w ogródkach; czasem wykorzystują też domowe rośliny hodowane w doniczkach.

Każdy dzień Wielkiego Tygodnia ma swój niepowtarzalny charakter.
W Wielką Środę na Śląsku bardzo popularny był „pogrzeb żuru i śledzia” oraz tradycyjne „wypędzanie Judasza”. Z nadejściem zmroku chłopcy gromadzili się tego dnia na polu, brali ze sobą stare, zużyte miotły nasycone smołą, naftą lub żywicą, podpalali je i z takimi palącymi się pochodniami biegali po polu. „Palenie żuru” to rozniecanie ognisk, w których palono niepotrzebne stare miotły, śmieci, suche liście. To było takie obrzędowe usuwanie różnych zanieczyszczeń, symboliczne pozbywanie się zła, niedostatku, robactwa. Zarazem miało ono na celu uporządkowanie obejścia. W ogniskach na polu pieczono ziemniaki, smarowano twarze sadzą. Takie bieganie po polu upamiętniało również szukanie Jezusa przed pojmaniem Go. „Wypędzanie Judasza” zaczynało się z kolei od wykonania ze słomy, sznurka, szmat wielkiej kukły. Była podobna do marzanny, ale do konopnego pasa miała przytroczony mieszek z 30 odłamkami szkła – co oczywiście symbolizowało srebrniki. Wynoszono taką kukłę na wieżę kościelną, stamtąd zrzucano ją, potem okładano kijem, a pozostałe resztki palono lub topiono.
Wielki Czwartek i Wielki Piątek również obfitowały w ludowe obrzędy.
W Wielki Czwartek chodzono z tzw. klekotkami czy klepaczkami. Były to drewniane kołatki, które od tego dnia do południa Wielkiej Soboty były wykorzystywane w kościołach zamiast dzwonków. Chłopcy, zwykle ministranci, chodzili z nimi po wsi rano i po południu. Klekotali nimi, symbolicznie przeganiając wszelkie zło.
W Wielki Piątek obowiązywał zakaz wykonywania wszelkich prac rolniczych. Jego złamanie, jak wierzono, groziło niepowodzeniem w gospodarstwie. Ciekawy był – także na Dolnym Śląsku – zwyczaj „wielkopiątkowej wody”. W wielu rodzinach praktykowano tego dnia mycie się o wschodzie słońca w zimnej wodzie – co miało zapewnić dobre zdrowie. Przyjmuje się, że jest to zwyczaj niemiecki, ale można tu zauważyć również wpływ tradycji ukraińskich. Taka kąpiel odbywała się nad stawem, rzeką czy strumieniem, w całkowitym milczeniu, w niektórych regionach zupełnie nago. Trzeba było potem wyschnąć „naturalnie”. Możemy sobie wyobrazić, że mogło to powodować poważne problemy zdrowotne.
Bardzo popularne były w Wielki Piątek rozmaite wróżby pogodowe. Grzmot czy deszcz w tym dniu miał oznaczać urodzaj, mróz w nocy – dobre sianokosy, mróz w dzień – dobry zbiór fasoli. Panowało przekonanie, że w Wielki Piątek dusze zmarłych obecne są w zagrodzie i należało uważać, by nie zrobić im krzywdy przy sprzątaniu…

Pisanka Wiesławy Grzybowskiej, technika batikowa

ARKADIUSZ PODSTAWKA

Czyli „nie przesadzajmy z tym sprzątaniem”.
Tak, to była taka zachęta, by trochę zwolnić z różnymi pracami – co oczywiście także było związane z rozpamiętywaniem Męki Pańskiej. Starano się zachować ciszę. Wystrzegano się młócenia, mielenia w żarnach, rąbania, przędzenia, tkania.
Przed niedzielnym świętowaniem Zmartwychwstania Pańskiego, w Wielką Sobotę odbywało się błogosławieństwo pokarmów. Również błogosławieństwo wody i ognia, obecne w liturgii Wigilii Paschalnej, miało swoje przedłużenie w domowych obrzędach.
Świecę zapaloną od Paschału przynoszono do domu. Dbano o to, by po drodze nie zgasła – co, jak wierzono, mogło nawet zwiastować rychłą śmierć w rodzinie. Święconą wodą wypełniano butelki, dzbany, bańki. Zanoszono ją do domu, gdzie kropiono nią izby, potrawy, obejścia, a także bydło przed pierwszym kwietniowym wypasem. Błogosławieństwo potraw od średniowiecza odbywało się z reguły w kościele. Do zamożniejszych gospodarzy czy domów szlacheckich ksiądz przybywał osobiście. Święcił cały pokarm przeznaczony do spożycia, przygotowany na zastawionych stołach. Pod koniec XVIII w. władze kościelne przywróciły dla wszystkich zwyczaj błogosławienia pokarmów w świątyni. Na Śląsku zwyczaj ten praktykowała tylko ludność polska.

W koszykach ze święconką znajdowały się chleb, jaja, sól, chrzan, masło, wędliny, ciasto – głównie drożdżowe babki. Chrzan przypominał o cierpieniu Chrystusa, pojonego żółcią i octem.
Także dlatego podczas śniadania wielkanocnego często dzielono się jajkiem z chrzanem, do tego skropionym octem. Ze święconką nie można było wracać do domu bocznymi drogami; nie należało po drodze do nikogo wstępować.
Z kolei podczas powrotu z rezurekcji gospodarze ścigali się furmankami. Kto pierwszy wrócił do domu, ten miał jako pierwszy ukończyć żniwa. Podczas takiego powrotu obowiązywał całkowity zakaz oglądania się za siebie.
Gospodarze nie mogli również kłaść się w ciągu dnia, bo – jak wierzono – mogłoby im się zboże na polu pokłaść.
Śniadanie wielkanocne było bardzo uroczyste. W bogatych domach jajkiem dzielił się gospodarz najpierw z żoną, potem z dziećmi, ze służbą. Istniało przekonanie, że przy stole należy siadać według starszeństwa – by również w takiej kolejności, stosownie do wieku, odchodzić z tego świata. Okruchami poświęconego jedzenia dzielono się ze zwierzętami. Skorupki jaj zakopywane były w ogródku, dodawane do ziemi siewnej, a także dawane kurom – by te dobrze niosły, bydłu. Skorupki poświęconych jaj kładziono również pod budowę nowego domu. Do dziś wiele osób tak robi.

Pisanka Bożeny Woźniak, technika rytownicza
Prezentowane prace pochodzą z tegorocznej wystawy „Pisanki i palmy
wielkanocne”. Zdjęcia prac: archiwum Muzeum Etnograficznego
– Oddziału Muzeum Narodowego we Wrocławiu

ARKADIUSZ PODSTAWKA

Palmy wielkanocne

WOJCIECH ROGOWICZ

Wszechobecny rekwizyt wielkanocny to jajo.
Tak, w wielu kulturach jaja były traktowane jako symbol życia, płodności, znak odradzania się przyrody. Uważano, że przeciwdziałają złym mocom, zapewniają szczęście, powodzenie, ochronę, że przekazują swoją życiodajną siłę roślinom, zwierzętom, ludziom (stąd toczono nimi po ciele). Jajo barwione, zdobione było obrzędowym darem. Wręczenie go komuś to sposób na wyrażenie sympatii, miłości. Najstarsze znane nam pisanki pochodzą z końca X w., odnalezione zostały w czasie wykopalisk archeologicznych na opolskiej wyspie Ostrówek, gdzie odkryto pozostałości grodu słowiańskiego. W Polsce, zależnie od technik zdobienia, wyróżnia się wiele rodzajów dekorowanych jaj. Po pierwsze są to kraszanki, zwane malowankami lub byczkami – to jaja barwione na jeden kolor. Dawniej używano barwników roślinnych, obecnie zazwyczaj sztucznych – najczęściej barwników do tkanin. Mamy ponadto wydrapywanki, czyli pisanki wykonywane techniką rytowniczą – gdzie wzór wydrapywany jest na zabarwionej wcześniej skorupce jaja odpowiednim narzędziem, zwykle ostrzem noża lub skalpelem. Inna grupa to oklejanki – jaja oklejane skrawkami kolorowego papieru, tkaniną, rdzeniem sitowia, czyli rośliny występującej na terenach podmokłych, zbieranej w odpowiednim momencie. Nalepiankami nazywamy jaja ozdabiane miniaturowymi wycinankami. Bardzo popularne są pisanki wykonane techniką batikową.
Na czym ona polega?
Jajko najpierw oczyszczamy – najczęściej spirytusem lub octem, a potem malujemy rozgrzanym woskiem. Kiedyś był to wyłącznie wosk pszczeli. Obecnie wosk nakładany jest specjalnym pisakiem do wosku – który zresztą każdy może nabyć i spróbować swoich sił. Pisak napełniany jest woskiem, rozgrzewa się go nad płomieniem i maluje się wzór. Następnie jajo zatapiane jest w barwniku i suszone. Po wyschnięciu wosk się roztapia. Na jaju pozostaje widoczny wzór.
Dawniej dekorowano nie wydmuszki, ale całe jaja – także ze względu na wiarę w ich „magiczną” moc. Uznawano, że zdobienie w pewien sposób „podbija” wartość leczniczą jaja. Takie dzieło sztuki miało krótkotrwały żywot, przeznaczane było do zjedzenia. Nie marnowano żywności. Dziś mamy na naszych wystawach muzealnych wydmuszki. Są wśród nich także wydmuszki ażurowe, w których wywiercane są otwory.

Barwniki sztuczne całkiem wyparły naturalne?
Nadal bardzo popularny jest wywar cebulowy, który daje barwy od żółtej do brązowej. Dawniej korzystano z wyciągów z młodych pędów żyta lub jęczmienia, co dawało kolor soczystej zieleni, bardzo popularny był wywar z szyszek olchy lub z kory dębu – który dawał kolor od ciemnego brązu do czerni. Stosowanie dawnych metod barwienia wymaga jednak sporo wprawy, nie jest łatwe, stąd dziś zwykle używane są wspomniane barwniki chemiczne do tkanin.
Twórcy znają wiele tajników dotyczących jaj. Wiadomo, że np. wydmuszka kacza jest za śliska do wydrapywania; lepsze są do tego jaja kurze czy gęsie. Różnią się one wielkością. Jaja gęsie są duże – mają 9–11 cm, kacze mają 6–7 cm. Również 6–7 cm może osiągnąć duże jajo kurze.
Jak to bywało z tym „lanym poniedziałkiem”?
Śmigus-dyngus zwany był także śmiergusem. „Dyngować” to otrzymywać wykup. „Śmigus” to oblewanie wodą lub uderzanie gałęzią wierzbową. Miało zapewnić obfite opady, dobre urodzaje; była to też forma zalotów i wyróżnienia panien, które cieszyły się powodzeniem. Miało zapewnić dobre zamążpójście. Dziewczęta były polewane, a nawet zanurzane, pławione w wodzie. Pominięcie przez dynguśników jakiegoś domu uchodziło za dyshonor dla mieszkańców. Kawalerom chodzącym „po dyngusie” dawano pisanki, śpiewano ponadto pieśni dyngusowe. Tam gdzie było więcej panien, trzeba było naszykować nawet 100–150 jajek. Wypisywano na nich sentencje, życzenia, deklaracje miłosne. Funkcjonowały trochę jak takie dawne walentynki.
Wracając do jaj: czy wielkanocne pisanki powstające na Dolnym Śląsku mają swoje charakterystyczne cechy?
Trudno raczej powiedzieć o czymś takim, jak „dolnośląska pisanka”. W powojennej historii Dolnego Śląska pojawiają się pisanki z Wołynia, Podola, Lubelszczyzny, Rzeszowszczyzny, Polesia, Łemkowszczyzny; mamy też w swoich zbiorach pisanki suwalskie, huculskie. Często twórcy nawiązywali do regionów, z których przybyli na dolnośląskie ziemie oni sami, ich bliscy. Obecnie wielu z nich inspiruje się wzorami wypatrzonymi np. w różnych publikacjach. Przykładem takiego młodego twórcy, czerpiącego z tradycji różnych regionów, jest Artur Pędziwiatr, który przygotował specjalny film – prezentowany w czasie tegorocznej edycji wystawy „Pisanki i palmy wielkanocne”.