MAŁŻEŃSTWO (NIE)DOSKONAŁE

Mama na miarę czasów

„No to kiedy dziecko?” – pytanie słyszane przez
niemal każde młode małżeństwo od swych bliskich.

AMELIA I DOMINIK GOLEMOWIE

Wrocław

FREEPIK.COM

Dziecko? Proszę Cię! O czym Ty mówisz? Ledwo po ślubie, gdzie jeszcze kupno domu, moja kariera w pracy właśnie się zaczyna, świat wyciąga ramiona i zaprasza, a Ty o dziecku? Może kiedyś… na spokojnie”.
Dlaczego kobieta XXI w. może obawiać się macierzyństwa? Dlaczego współczesnej kobiecie czasami trudno podjąć decyzję o otwarciu się na potomstwo? Czy lęk przed macierzyństwem można przekuć na entuzjazm?
Lęk. Niezależnie od czasów, w których żyjemy, lęki towarzyszą człowiekowi zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym. Obawiamy się różnych rzeczy: utraty pracy, zdrowia, konsekwencji błędów z przeszłości, tego co będzie w przyszłości. Dość często towarzyszy nam również lęk przed odrzuceniem i samotnością. Jakże często można spotkać postawę typu: „nie mam ochoty, ale to zrobię, bo co ludzie powiedzą? Co sobie o mnie pomyślą?”. W pewnym sensie jest to postawa uzasadniona. Człowiek, jako istota społeczna, właściwie rozwija się dopiero wtedy, kiedy jest w relacji z drugim człowiekiem. Odrzucenie i w konsekwencji ryzyko samotności może mieć zatem dla nas opłakane skutki. Brak wsparcia, izolacja czy odrzucenie społeczne może prowadzić do utraty zdrowia, a w skrajnych przypadkach nawet do utraty życia.
Czy można szukać powiązań i wspólnego mianownika w lęku przed macierzyństwem i lęku przed odrzuceniem?
Czy pierwotne lęki egzystencjalne człowieka mogą mieć coś wspólnego z macierzyństwem? Tak! Jakże często w głowie potencjalnej przyszłej mamy może toczyć się następujący dialog wewnętrzny: Dziecko? A co z pracą? Może później mnie już nie przyjmą? Może stracę stanowisko i prestiż? Przecież dziecko to brzuch i deformacja ciała! A gdzie moja figura? Modne stroje? Przecież to mało kobiece… Co z mężem? Przestanę być atrakcyjna i znajdzie sobie inną… A jak dziecko urodzi się chore? Mąż odejdzie i zostanę sama?

Jak sobie poradzę? A co z moją dietą? Ani w ciąży, ani podczas karmienia nie ja jestem najważniejsza, tylko dziecko… Co z moim treningiem? Facetom dobrze gadać, a to my, kobiety, musimy ze wszystkiego rezygnować… I po co? Życie poświęcić, a dziecko i tak sobie kiedyś pójdzie? Bez sensu… Nie warto mieć dzieci.
I trudno się dziwić. Trudno też zaprzeczyć. Przecież nie znamy przyszłości i nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak nasze życie potoczy się z nowym członkiem rodziny. Nie wiemy, czy będzie zdrowe, jak będzie się zachowywać, co zrobi, kiedy dorośnie? Przecież nawet jeśli zdecyduję się na dziecko, aby na starość miał mi kto szklankę wody podać, to czy mam gwarancję, że ono nie ucieknie ode mnie? To pytania bez odpowiedzi i taki sposób myślenia z pewnością ani nie napawa optymizmem, ani nie sprzyja macierzyństwu.
A co, jeśli spojrzeć na sprawę z nieco innej perspektywy?
Ono. Jaka jest rola kobiety? Mieć dziecko? Urodzić i oczekiwać wdzięczności od świata? Uciemiężyć się i poświęcać dla ludzkości? Jeśli spojrzymy na to z perspektywy dziecka, to ujrzymy zupełnie inną rolę kobiety. W chwili poczęcia jest ścisłym współpracownikiem Pana Boga w przekazywaniu życia. Przez dziewięć miesięcy stanowi unikalne środowisko dla swojego dziecka, które od pierwszych chwil, a w szczególności od ok. 10 tygodnia życia płodowego, kiedy zaczyna słyszeć, nawiązuje z nią jedyną i niepowtarzalną relację. To ona daje mu pierwsze wzorce melodii języka, ulubionych piosenek, dzięki niej przeżywa razem z nią wszystkie jej emocje. To ją po urodzeniu rozpozna po głosie jako pierwszą i jej głos wyłowi z tłumu. To ona da mu poczucie bezpieczeństwa samą obecnością. To ona stanowi pierwszy wzorzec kobiecości dla swej córki. Wystarczy, że po prostu jest. Wystarczy, że zaakceptuje macierzyństwo. Wystarczy, że pokocha.