Szczęśliwe rodziny

O dzietności w Polsce i Europie,
kłopotach
demograficznych
i szczęściu rodzinnym
z Michałem Kotem,
dyrektorem
Instytutu Pokolenia,
rozmawia

WOJCIECH IWANOWSKI

„Nowe Życie”

Wojciech Iwanowski: Panie Dyrektorze, jakie cele postawiono przed Instytutem Pokolenia?
Michał Kot: Podstawowym celem Instytutu Pokolenia jest badanie przemian i procesów społecznych w obszarze rodziny, demografii i więzi społecznych oraz szukanie rozwiązań problemów związanych z demografią.
Jak wygląda demografia naszego kraju wśród innych państwa Europy i świata?
Przez ostatnie półwiecze dzietność wyraźnie spadła, a Polska niestety wpisuje się w te trendy. Wcześniej w Polsce na jedną kobietę przypadało średnio mniej więcej troje dzieci, dziś to ok. 1,4, a nawet trochę mniej. Generalnie wskaźnik dzietności w krajach Europy mieści się w przedziale od ok. 1,2 do ok. 1,8.
Czyli sytuacja demograficzna wygląda następująco: spadł poziom dzietności przy jednoczesnym wydłużeniu długości życia. Oznacza to znaczącą dynamikę starzenia się społeczeństw. Od czasu, kiedy gromadzone są dane, nie było takiej sytuacji, że liczba osób starszych zbliża się do liczby osób w wieku produkcyjnym. Taką tendencję zaś obserwujemy obecnie w społeczeństwach rozwiniętych – w krajach Europy Zachodniej, a także w Japonii i Korei Południowej.
Analizując szczegółowo mapę Europy: w największym kłopocie jest Ukraina – trwa tam wojna, inflacja, masowa migracja… Nasz zachodni sąsiad – Niemcy – ma wskaźnik dzietności na poziomie podobnym do naszego, nawet mimo masowej migracji zarobkowej do tego kraju. Dotychczasowym liderem była Francja, która podobnie jak Niemcy ratowała swoją demografię masową migracją.
Jednak obecnie prymusem w całym zestawieniu europejskim są Czesi, gdzie wskaźnik dzietności jest zdecydowanie wyższy niż w Polsce i już przekroczył 1,8. Ale niestety nawet w Czechach poziom dzietności nie gwarantuje zastępowalności pokoleń (przypominam, że powinno to być ok. 2,1 dziecka na kobietę).

Czy temat problemów demograficznych nie był przez lata lekceważony? Czy instytucje takie jak Instytut Pokolenia nie powstają zbyt późno?
Wydaje mi się, że przez ostatnie dziesięciolecia, bo musimy patrzeć na zjawiska demograficzne w dłuższej perspektywie czasowej, temat demografii był zdecydowanie lekceważony.
Pamiętam, jak przed dziesięcioma laty, w ramach Fundacji Republikańskiej, przygotowaliśmy raport na temat polityk prorodzinnych w krajach europejskich. Zawierał on również pewne postulaty dotyczące Polski, na ówczesne czasy bardzo rewolucyjne: sugerowaliśmy wsparcie rodziców na poziomie poniżej 200 zł miesięcznie. Dziś dyskusja nie dotyczy tego, czy jest potrzebna polityka prorodzinna czy demograficzna. Rozmawia się o tym, jaka powinna być. Właśnie po to został powołany Instytut Pokolenia.
Oczywiście instytucje takie jak nasza powstają za późno. Wskaźnik dzietności w Polsce zaczął dynamicznie spadać na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku i już wtedy było wiadomo, że mniej więcej w roku 2020 będziemy mieli problem demograficzny rozumiany jako większa liczba zgonów niż urodzeń, i to mimo wydłużającej się długości życia. Proszę zwrócić uwagę na jeden zasmucający fakt: pokolenie lat 80., kiedy mieliśmy znaczy wzrost urodzeń, nie pozostawia po sobie takiej liczby potomstwa, aby zapewnić ciągłość demograficzną.
Pojawił się temat subwencji w postaci programu 500+. Jak Pan Dyrektor patrzy na ten program?
Jest to program o wielu obliczach. Po pierwsze: jest programem demograficznym, ponieważ wpływa na dzietność. Po drugie: ma charakter socjalny, jako że pozwolił pokonać biedę wśród dzieci i w zasadzie dzisiaj ten problem jest marginalny. Po trzecie: istotny jest również charakter godnościowy tego programu – przywraca podmiotowość rodzinie.

Duże rodziny powoli stają się synonimem sukcesu życiowego,
swoistego prestiżu

FREEPIK.COM

To na pewno jeden z ważniejszych, często niedocenianych elementów programu 500+. Otóż wcześniej większość propozycji adresowanych do rodzin zakładała, że rodzina jest nieodpowiedzialna i należy przekazywać jej usługi, a nie środki finansowe. Jeśli już ma to być subwencja finansowa, to celowa, tj. przeznaczona jedynie na określone działania. Tymczasem w obecnym kształcie państwo uznaje, że rodzina jest podmiotem odpowiedzialnym, racjonalnie operującym budżetem, i dlatego pozostawia rodzicom swobodę w wydatkowaniu środków.
Sam efekt demograficzny programu 500+ można opisać liczbowo. Według ostrożnych wyliczeń w latach 2016–2019 urodziło się 100 tys. więcej dzieci niż gdyby nie było tego wsparcia finansowego dla rodzin. W kolejnych latach efekt ten został zaburzony ze względu na zdarzenia, które zrywają ciągłość procesów społecznych: pandemię Covid-19 i wojnę na Ukrainie. Jest jeszcze jeden bardzo istotny wpływ programu. Program 500+ skierował strumień pieniędzy do tzw. Polski B. On w pewien sposób zmienił paradygmat rozwoju Polski, który do tej pory zorientowany był na największe metropolie. Kiedy mówimy o podziale Polski na Polskę A i Polskę B, warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. Dane z ostatniego spisu powszechnego (2021) wskazują, że rośnie tzw. wielka piątka – pięć największych metropolii: Warszawa, Kraków, Wrocław, Poznań i Trójmiasto (wraz z tzw. „obwarzankami” – miejscowościami otaczającymi duże miasta). Z dużych miast jedynie Łódź wyraźnie traci mieszkańców. Warto jednak zwrócić uwagę na pewien czynnik tej wielkomiejskiej migracji. Zdecydowanie częściej do dużych metropolii migrują kobiety. To powoduje nierównowagę płci w dużych miastach i w mniejszych miejscowościach, co nie pozostaje bez wpływu na dzietność.
Oczywisty jest fakt, że aby powstała rodzina, to ci młodzi ludzie muszą po prostu się spotkać. Istotne są jednak również aspiracje społeczne inne dla mniejszych miejscowości i dla dużych metropolii.
Według badań Polacy uważają posiadanie rodziny za warunek szczęścia. O jakiej rodzinie, według Państwa badań, marzą Polacy?
Niezmiennie od wielu lat Polacy w swojej hierarchii wartości najwyżej stawiają rodzinę. Na dalszych miejscach jest zdrowie, relacje ze znajomymi i otoczeniem. Ponad 90% Polaków, wskazując na idealny model rodziny, wymienia męża, żoną i dwójkę lub trójkę dzieci. Do tego pragnie posiadać domek na przedmieściu i psa. Takie są aspiracje i marzenia ogromnej większości naszego społeczeństwa. Warto tu wspomnieć o obrazie rodzin wielodzietnych w społeczeństwie.
On również ulega zmianie. Przez wiele lat rodziny wielodzietne były postrzegane jako patologiczne. Na szczęście to zaczyna się zmieniać i duże rodziny powoli stają się synonimem sukcesu życiowego, swoistego prestiżu. Dużą rolę w zmianie myślenia odegrały działania Związku Dużych Rodzin „Trzy Plus”. Ale jestem też przekonany, że program 500+ pomógł odczarować niekorzystny obraz rodzin wielodzietnych i nie są one już postrzegane jako patologiczne, ubogie, będące na marginesie społecznym.
W szybko zmieniającym się świecie zmianom ulega również model rodziny. Jak Europejczycy postrzegają dzietność?
Zdecydowanie afirmatywnie. Na Zachodzie, szczególnie we Francji, wielodzietność postrzegana jest jako wyznacznik sukcesu życiowego. Tam kilkoro dzieci mają właśnie rodziny lepiej sytuowane czy te wywodzące się z tzw. wyższych sfer. Mówiąc wprost: jeśli ktoś ma wiele dzieci, to sobie w życiu poradził. Owszem, istnieje tzw. prąd antynatalistyczny związany ze środowiskami proekologicznymi. Jest on jednak, szczególnie w naszym kraju, marginalny.
Obecnie prowadzą Państwo badania na temat kobiet, które nie posiadają potomstwa.
Badania są jeszcze w trakcie realizacji.

Jednak według opublikowanych niedawno wyników badań CBOS jedynie 7% kobiet uważa, że nieposiadanie potomstwa jest najlepszym sposobem na życie. Oznacza to, że 93% kobiet chce mieć dzieci. Według dotychczas prowadzonych badań głównym powodem nieposiadania potomstwa przez kobiety jest brak odpowiedniego partnera.
Mówił Pan Dyrektor o pewnym trendzie wielodzietności wśród Europejczyków w krajach Zachodu. Czy to oznacza, że możemy ze spokojem patrzeć na przyszłość Starego Kontynentu?
Oczywiście, że nie. Pocieszające jest to, że trendy demograficzne są odwracalne. Analizując np. kwestie związane z przyczynami bezdzietności, można dostrzec zmiany. Widać to np. w Stanach Zjednoczonych: tam liczba osób bezdzietnych w ostatnich latach spada, najmocniej, bo aż o 1/3, w grupie najlepiej wykształconej. Owszem, obserwujemy trend, że wraz z bogaceniem się społeczeństw dzieci jest coraz mniej. Natomiast jeśli chcemy być szczęśliwi, a chyba każdy chce, to szczęście jest związane z rodziną. Tak jest w Polsce i w wielu innych krajach – choć nie we wszystkich. Inne podejście prezentują mieszkańcy niektórych krajów wysoko rozwiniętych w Azji, np. Korei Południowej, w Europie zaś to kraje skandynawskie rzadko łączą szczęście z posiadaniem rodziny.
Mówiąc wprost: musimy zrobić wszystko, aby Polacy mogli zrealizować swoje aspiracje rodzinne. W tym należy upatrywać nie tylko szczęśliwego społeczeństwa, ale również bezpieczeństwa demograficznego naszej ojczyzny.
Czy na poziomie Unii Europejskiej istnieje wspólna polityka demograficzna?
Europa nie prowadzi wspólnej polityki demograficznej. Wydaje się, że wiele krajów europejskich pogodziło się z tym, że dzietność będzie spadać, i nie stara się już wpływać na trendy, a jedynie chce przeciwdziałać skutkom niekorzystnych zmian. Nadzieję dają kraje Europy Środkowo-Wschodniej, jak Czechy, Węgry czy Polska, które podejmują jednak wyzwanie i szukają rozwiązań na to, jak w długiej perspektywie odwrócić niekorzystne trendy.
Kilka miesięcy temu został uchwalony w Polsce dokument o nazwie Strategia Demograficzna 2040. Jest to dokument, który całościowo próbuje patrzeć na demografię. Mamy też przykład swoistego success story – Czechy.
Kilka miesięcy temu Instytut Pokolenia opublikował raport pod tytułem „Czeski sukces demograficzny”, żeby poszukać u naszych południowych sąsiadów inspiracji do zmian. Dwanaście lat temu Czechy miały niższy wskaźnik dzietności niż w Polsce. Był on poniżej poziomu 1,2. Dziś są europejskim liderem dzietności. To potwierdza, że można te niepożądane trendy demograficzne odwrócić.
I mamy kilka wniosków z tych analiz. Jednym z nich jest teza, że polityka prorodzinna musi być dopasowana do specyfiki danego kraju, a więc nie można wprost przekładać rozwiązań z innych społeczeństw, ale można szukać inspiracji. Takim dobrym i ciekawym rozwiązaniem u naszych południowych sąsiadów jest troska o kondycję rodzin, a nie o wskaźniki demograficzne. Czesi skupiają się na tym, żeby rodziny były szczęśliwe i czuły się bezpieczne. Drugim wnioskiem, jaki możemy wyciągnąć z czeskiej lekcji, jest ogromne wsparcie, jakie tamtejsi rodzice uzyskują w pierwszych trzech latach życia dziecka, nim potomstwo pójdzie do przedszkola. To jest okres, kiedy młodzi małżonkowie przechodzą swoiste trzęsienie ziemi. W tym czasie całe państwo, od instytucji kultury po agendy społeczne i służby, powinno wspierać młodych rodziców.
Nie powinniśmy zatem traktować dzietności jako celu samego w sobie, pomijając fakt, że dzieci rodzą się w rodzinach. To dobrostan rodziny – podstawowej komórki społecznej – zapewni zdrowie i rozwój całego społeczeństwa.

Niezmiennie od wielu lat Polacy w swojej hierarchii wartości
najwyżej stawiają rodzinę

MIRCEA/PIXABAY.COM