Gdy pokochasz Dawcę Życia

Co mamy na myśli, mówiąc o macierzyństwie duchowym?
To realna rzeczywistość czy poetycka metafora?

AGATA COMBIK

Wrocław

Święta Teresa od Dzieciątka Jezus, reprodukcja z książki
zatytułowanej Thérèse et Lisieux, wydanej w 1991 roku

FOTOREPRODUKCJA HENRYK PRZONDZIONO/FOTO GOŚĆ

Udział w przekazywaniu życia, otaczanie go troską, dbanie o to, by powierzona nam osoba rozwijała się w człowieczeństwie – zwykle tak rozumiemy bycie matką. Jeśli uznamy, że „człowieczeństwo” i „życie” zawierają się tylko w wymiarze fizycznym, psychicznym, także termin „macierzyństwo” ograniczyć musimy do określonych sfer – choć i wtedy zauważamy, że „matką” bywa nie tylko ta, która urodziła. Każda kobieta, która jakoś pomogła innemu wzrosnąć, otoczyła serdeczną troską, stała się autorytetem i wsparciem, jest w pewien sposób matką.
W chrześcijaństwie perspektywa poszerza się jednak o nowe horyzonty.
Najpierw zaślubiny
Św. Teresa od Dzieciątka Jezus w Dziejach duszy pisze, że jej powołaniem jest bycie „Karmelitanką, Oblubienicą i Matką”, a pewną nowicjuszkę, która dość niemrawo zmierzała w stronę pralni, gdzie miała tego dnia pełnić swoje obowiązki, upomniała: „Czy tak spieszą się ludzie mający nakarmić dzieci i zarobić dla nich na życie?” Było dla niej oczywiste, że przez modlitwę, ofiarę, ale i zwykłe wykonywanie z miłością codziennych prac można dla innych ludzi być matką – wypraszać im łaskę życia wiecznego, świętości. „Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką” (Mk 3, 35) – mówił Jezus.
Kto słucha słowa Bożego i je wypełnia, sprawia, że On może rodzić się w sercach ludzi.
Teologię macierzyństwa duchowego znaleźć można choćby w liście apostolskim Mulieris dignitatem św. Jana Pawła II. Papież przypomina w nim scenę z Ewangelii wg św. Łukasza. „Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś” – słyszy Jezus. Odpowiada: „Owszem, ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je” (Łk 11).
Potwierdza znaczenie macierzyństwa w jego wymiarze fizycznym, ale zwraca uwagę na inny jeszcze wymiar. Papież pisze, że ma on szczególne znaczenie w życiu Maryi – Matki Kościoła.
„Również macierzyństwo każdej kobiety, pojęte w świetle Ewangelii, nie jest tylko «z ciała i krwi»” – dodaje. Przecież narodzone dziecko wezwane jest także do życia nadprzyrodzonego, do bycia dzieckiem Boga. Macierzyństwo fizyczne musi mieć również swój wymiar duchowy.
Człowiek „nie może odnaleźć samego siebie inaczej, jak poprzez bezinteresowny dar z siebie samego” – pisze Jan Paweł II, odwołując się do soborowej konstytucji Gaudium et Spes. Wyjaśnia, że w małżeństwie wzajemny bezinteresowny dar poślubionych sobie ludzi, mężczyzny i kobiety, otwiera ich na tajemnicę nowego życia. Ów „bezinteresowny dar z siebie” złożony może być jednak także w inny sposób. „«Zaślubiona» jest bowiem kobieta czy to przez sakrament małżeństwa, czy duchowo poprzez zaślubiny z Chrystusem.
W jednym i drugim przypadku zaślubiny wskazują na «bezinteresowny dar osoby», oblubienicy w stosunku do oblubieńca” – tłumaczy. Także ten dar, przeżywany w szczególny sposób przez osoby konsekrowane, owocuje nowym życiem. Konsekracja wprowadza w przestrzeń duchowych zaślubin z Chrystusem – a to oznacza też szczególnie wyraźne zaproszenie do duchowego macierzyństwa.
Jego sprawy są twoimi
Papież pisze o rozmaitych formach duchowego macierzyństwa w życiu kobiet konsekrowanych: „może się ono wyrażać jako troska o ludzi, zwłaszcza najbardziej potrzebujących: o chorych, niepełnosprawnych, opuszczonych, sieroty, starców, dzieci i młodzież, więźniów […]” – wyjaśnia, dodając: „Miłość oblubieńcza zawiera w sobie szczególną gotowość przeniesienia jej na wszystkich, którzy znajdują się w kręgu jej działania. W małżeństwie gotowość ta, chociaż otwarta na wszystkich, polega w szczególności na tej miłości, jaką rodzice obdarzają dzieci.
W dziewictwie ta gotowość jest otwarta na wszystkich ludzi, których ogarnia miłość Chrystusa-Oblubieńca”.

Św. Paweł wspomina, że „niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana” (1 Kor 7, 34). Jego „sprawą”, Jego „interesem” jest przecież troska o każdego człowieka – przede wszystkim o jego zbawienie, ale i zaradzenie doczesnym potrzebom.
O tajemnicy duchowej płodności wiele mówi w swoich pismach Edyta Stein. Zauważa, że Maryja, ideał kobiety, jest „ikoną Ducha Świętego” – Tego, który jest samym życiem, miłością, darem. W swoich refleksjach o powołaniu kobiety pisze o zaproszeniu do oblubieńczej więzi z Nim, o komunii miłości, która jest płodna dla całego Kościoła.
Czy to znaczy, że duchowe macierzyństwo to dla osób konsekrowanych sprawa „łatwa, prosta i przyjemna”? Na pewno służba ludziom wiąże się z głęboką radością, ale nie obejdzie się także bez „bólu rodzenia”. Podczas panelu dyskusyjnego, zorganizowanego 2 lutego na Ostrowie Tumskim, s. Władysława Krasiczyńska CSSJ opowiadała o swojej drodze do dojrzałego przeżywania tego wymiaru życia. Wspominała, że „nie trafiał” do niej przekaz mówiący, że potrzeba tworzenia więzi, bycia matką zostaje zaspokojona po prostu przez podejmowanie różnych szlachetnych działań na rzecz innych ludzi. – Odkryłam, że kiedy Chrystus jest rzeczywiście moim Oblubieńcem, to oznacza to, że ja dla Niego oddaję te wszystkie moje tęsknoty, potrzeby. Wybieram Jego i tylko Jego. Umieram dla Niego każdego dnia. Jestem z Nim, przyjmując, że w pewnym obszarze mojego życia jest niedopełnienie – mówiła. Podkreśliła, że właśnie godząc się na doświadczenie pewnego braku, weszła w tajemnicę oblubieńczej więzi z Bogiem i w przestrzeń bycia matką, towarzyszenia innym z bezwarunkową miłością, wspierania ich.
– Trzeba być oblubienicą, żeby być matką – podkreślała.
Miłość zawsze jest płodna
Macierzyństwo duchowe to powołanie każdej kobiety konsekrowanej, która „dla Królestwa niebieskiego” zrezygnowała z zamążpójścia, ale nie tylko. Niejedna osoba, choć bardzo pragnęła zostać matką również w wymiarze fizycznym, z rozmaitych powodów nie doświadczyła tego. Ludzkie istnienie zawsze jednak może być owocne, rodzić życie. Im bliższą masz więź z Tym, który jest źródłem i Dawcą wszelkiego życia, tym bardziej jesteś matką lub ojcem.
Tu gdzie jestem, w każdym momencie zaproszona jestem do tego, by pozostawać w niepowtarzalnej, intymnej więzi z Bogiem – w swojej sytuacji życiowej, na swojej drodze życia, jedynej i wyjątkowej. Jakiekolwiek jest moje powołanie, ostatecznie w perspektywie wieczności to On jest moim Oblubieńcem – On, Dawca życia, spragniony, by tego życia udzielać ludziom.
Chce, by duchowo rodzili się, rozkwitali, a mnie zaprasza, by im w tym dopomóc. Mogę pytać w każdej chwili: Jak chcesz to życie innym przeze mnie dawać? Jak Ci mogę pomóc w tym, by ktoś „narodził się dla Nieba”, by duchowo się rozwijał? To dawanie życia dzieje się zwykle pośród codziennych obowiązków – nie tylko wtedy, gdy wprost dotyczą one opieki nad innymi, pomocy potrzebującym (chociaż okazja do takich gestów czeka na każdym kroku, nie tylko jeśli się jest wolontariuszem „Caritas”, nauczycielką czy pielęgniarką).
Tak naprawdę życie może „płynąć przeze mnie” nieustannie, gdy trwam w jedności z Panem. Każda chwila, gdy jestem przy Nim, gdy wpatruję się w Niego, rozmawiam z Nim, gdy uwielbiam Go w milczeniu czy choćby powtarzam tylko z miłością Jego imię, jest owocna – i to nie tylko dla mnie. Tam gdzie jestem, mogę tworzyć malutkie źródła życia: uwielbiać Jezusa, choćby w zakamarkach serca, przyzywać Jego imienia, Jego łaski, Jego mocy – wobec mijanych na ulicy ludzi, wobec osób, miejsc, sytuacji, które dostrzegam. „Zrozumiałam, że Kościół ma Serce i że to Serce płonie Miłością […] – pisała św. Tereska – w Sercu Kościoła, mej Matki, będę Miłością […]”. Kochaj, a będziesz rodzić życie.