Zauważyć drugiego człowieka…

Żyjemy w czasach mediów społecznościowych, w których dla wielu liczy się
liczba wirtualnych znajomych, liczba tych, do których dotarła nasza wiadomość,
i w końcu liczba „polubień”, czyli akceptacji przekazywanych przez nas treści.
Czy o to jednak chodzi nam w życiu?

EWA PORADA

Katowice

GERD ALTMANN/PIXABAY.COM

W wirtualnej rzeczywistości mamy mnóstwo znajomych i przyjaciół, także z innych krańców ziemi. Czy to zaspokaja nasz i naszych odbiorców głód relacji, potrzebę drugiego człowieka? Czy sprawia, że czujemy się ważni i kochani? Czasami tracimy wiele czasu i energii na to, żeby nas ktoś zauważył, zaakceptował, a potrzeba niewiele – zwykłej uważności na osobę, która jest blisko nas. Pewnie każdy ma wiele przykładów spotkań z osobami, które nas zauważyły, które do dzisiaj zostały w naszej życzliwej pamięci. Oto kilka przykładów.
Biskup. Rozmawiałam ostatnio ze znajomym o różnych sprawach życiowych, o relacjach międzyludzkich, mijającym czasie, o Kościele… W pewnym momencie znajomy zaczął wspominać sytuację sprzed wielu lat: „Wiesz, kiedyś staliśmy w kolejce do spowiedzi, było nas już kilkanaście osób, nie było żadnego księdza. Przechodził jeden ksiądz, minął nas bez słowa, drugi tylko burknął, że zaraz ktoś przyjdzie. Przechodził abp Damian Zimoń (Biskup Senior Archidiecezji Katowickiej), zapytał, czy chcemy się wyspowiadać, po czym bez zastanowienia siadł do konfesjonału i spowiadał, aż do ostatniej osoby. Byliśmy pod wrażeniem, że to właśnie Arcybiskup siadł do konfesjonału.
I to tak po prostu, bo nas zauważył, bo była taka potrzeba. Do dzisiaj ściska mi gardło, gdy to wspominam”. Inna osoba wspominała tego samego Arcybiskupa jako kogoś, kto spotykając nawet przypadkowo człowieka, zatrzymywał się i poświęcał choćby chwilę na rozmowę. Nie kurtuazyjną, ale z prawdziwym zainteresowaniem. „Każdy człowiek był dla niego ważny” – tak skończyła swoją wypowiedź.
Życzenia świąteczne i nie tylko. Mam przyjaciółkę, która nie uznaje życzeń wysyłanych przez Internet czy SMS. Dlaczego? Bo jest wówczas pokusa, żeby wysłać ten sam tekst do wszystkich i taki sam sztampowy tekst otrzymywać od innych. To zaś sprawia, że część osób w ogólne nie czyta ich, a jedynie odhacza „zaliczone życzenia”. Pomyślałam, coś w tym jest… Przyjaciółka zawsze dzwoni, na tyle krótko, żeby nie przeszkadzać, ale wystarczająco długo, aby z uwagą zapytać, co słychać, i dopasować życzenia do tego, co dana osoba przeżywa w danym momencie. Buduje to dobre i głębokie relacje.
W szpitalu. Ciężko chora kobieta przebywająca w szpitalu onkologicznym dzieli się swoimi doświadczeniami.

Opowiada o życzliwości lekarzy i wrażliwości pielęgniarek, które zawsze służyły pomocą. „Kiedyś coś mi spadło, pielęgniarka natychmiast podeszła, podniosła, uśmiechając się, powiedziała: proszę się nie schylać, dla mnie to nie problem, my tu jesteśmy dla was”. I dodaje: „Takie drobne gesty budują wiarę w człowieka, sprawiają, że chce się żyć”.
W szkole. Ostatnio w szkole jedna z uczennic zaczepiła mnie i powiedziała: „Wie pani, co mi się u pani najbardziej podoba?”. Zdziwiłam się nieco, a ona kontynuowała: „Bo pani zawsze przystaje, jak ktoś do pani podchodzi, i ma się wrażenie, że ma pani dla nas zawsze czas”. Te słowa zmusiły mnie do refleksji nad tym, co w życiu istotne – zauważanie drugiego człowieka, nie jakiegoś z wirtualnej rzeczywistości, ale tego na wyciągnięcie ręki, tu i teraz.
Relacje w „nowoczesnym świecie”? Rozwój technologii sprawił, że mamy sporo znajomych, pewnie zdecydowanie więcej niż nasi rodzice czy dziadkowie, których grono znajomych ograniczało się do osób z otoczenia. Ale myślę, że wiedzieli o sobie więcej niż my we współczesnym świecie, że byli bardziej uważni na siebie, na to, co się dzieje w ich życiu. Dzisiaj można odnieść wrażenie, że znajomości „sieciowe” nie zaspokajają naszego głodu spotkania z drugim człowiekiem. Nawet tysiące polubień nie sprawią, że poczujemy się zauważeni i docenieni. Przekazując zaś treści, trzeba mieć świadomość, że słowa wypowiedziane w świecie wirtualnym „żyją tylko chwilę” i na pewno zostaną zweryfikowane w świecie realnym. Nasza wiarygodność bowiem buduje się w naszym tu i teraz, w relacji z konkretnym człowiekiem.
To co pozostaje. Trwały ślad pozostawia w nas spotkanie z drugim człowiekiem, który nas zauważy, zainteresuje się nami, znajdzie dla nas czas w pędzącym świecie. Jest to wyzwanie również dla nas, aby na nowo zastanowić się nad tym, co jest istotne w naszym życiu. Czy wszystkie obowiązki, które na siebie bierzemy, które nam nakładają, są naprawdę niezbędne? Czy w szaleństwie codzienności, powierzchownych znajomości i relacji nie tracimy czegoś naprawdę istotnego: spotkania z drugim człowiekiem? W rodzinie, w gronie przyjaciół, w pracy, na ulicy, a może gdzieś w pociągu czy autobusie?