Z wizytą u wiernych

O wizycie duszpasterskiej
zwanej kolędą
z ks. Witoldem Hylą,
proboszczem parafii
pw. NMP Królowej Polski
we Wrocławiu-Klecinie,
rozmawia
KS. ŁUKASZ ROMAŃCZUK
„Niedziela”
Ks. Łukasz Romańczuk: Dlaczego duszpasterze odwiedzają swoich parafian w czasie Bożego Narodzenia?
Ks. Witold Hyla: Jest to związane z dawną tradycją. Dawniej odbywało się to w szerszym gronie, bo kapłanowi towarzyszył organista oraz kościelny i gdy była taka możliwość, obecni byli także wikariusze. Wszystko odbywało się bardzo uroczyście. Popatrzmy jednak na to trochę szerzej. Czas Bożego Narodzenia jest szczególny – odwiedzamy krewnych, sąsiadów czy przyjaciół. Idziemy tam z kolędą. Pamiętam z dzieciństwa, jak u nas na wsi w czasie świąt i przed nowym rokiem chodziły grupy kolędnicze złożone z dzieci albo z osób uzdolnionych muzycznie. Poza tym odwiedzało się sąsiadów, sypiąc ziarnem i składając sobie życzenia. Z kolei w okolicy 6 stycznia, Objawienia Pańskiego, przychodzili księża z asystą kościelną. Obecnie nie zrezygnowano z tej tradycji, ale z powodu zmian społecznych wyglądają one inaczej. Natomiast wciąż kapłani, odwiedzając wiernych, przypominają, że to Bóg do nas przychodzi. Dlatego też podtrzymanie wizyty duszpasterskiej zwanej kolędą uważam za rzecz ważną i potrzebną dla działania wspólnoty parafialnej.
Warto dodać, że zgodnie z kan. 529 Kodeksu Prawa Kanonicznego, aby dobrze wypełnić funkcję pasterza, proboszcz powinien poznać wiernych pozostających pod jego pieczą, nawiedzać rodziny, uczestniczyć w ich troskach, umacniać ich w Panu, wspierać chorych. Nie zawsze jednak wizyta duszpasterska jest wystarczająca, aby w pełni zrealizować zamierzenia tego kanonu. Jak przez lata zmieniała się wizyta duszpasterska i jakie są różnice między kolędą w mieście a mniejszymi miejscowościami?
Na pewno inaczej to wygląda w dużym mieście jak Wrocław, a inaczej w mniejszych miejscowościach czy wsiach. Byłem proboszczem w Czerninie, w dekanacie górowskim, teraz posługuję na wrocławskiej Klecinie. Różnica jest taka, że w parafiach wiejskich nie ma anonimowości i obecność księdza u rodzin w parafii w czasie Bożego Narodzenia jest oczywista. Jeśli dla niektórych nie ma wymiaru religijnego, na pewno ma wymiar jedności lokalnej społeczności. Mieszkańcy parafii wiejskich mają większe poczucie wspólnoty i to we wszystkich wymiarach: religijnym, towarzyskim, sąsiedzkim. Trudno tam sobie wyobrazić, żeby ksiądz nie przyszedł z wizytą albo sąsiad nie odwiedził sąsiada w chorobie czy innej potrzebie. W dużych parafiach miejskich, szczególnie tam, gdzie osiedlają się nowi mieszkańcy, jest inaczej. Trudnością duszpasterską we wzajemnych relacjach jest anonimowość. Ludzie się nie znają i nie chcą się znać. Gdy odwiedza się po kolędzie ludzi ze starszego pokolenia, to mówią, że kiedyś w danym bloku czy kamienicy znali się wszyscy, a dzisiaj zdarza się, że nawet najbliżsi sąsiedzi nie mówią sobie „dzień dobry”. Odłączając się od wspólnoty, rezygnując z relacji sąsiedzkich, ludzie oddalają się od siebie. Nie mają żadnych relacji, są dla siebie anonimowi. Prowadzi to do trudności w funkcjonowaniu społeczeństwa, rodzi wiele problemów.
Moja Mama pochodzi z Lubelszczyzny, gdzie ludzie się znają od pokoleń, wzajemnie się szanują i wspierają. To jest widoczne każdego dnia i w każdej sytuacji. Gdy pojawi się osoba obca, staje się obiektem zainteresowania i choć może się wobec niej pojawić nieufność, to jednak szybko jest akceptowana, bo ludzie, którzy znają się od pokoleń, są dla siebie życzliwi, wspierają się i tworzą wiele pozytywnych dzieł w gminie czy w miasteczku powiatowym, a przez to dążą do tworzenia dobra wspólnego.
W czasie wizyty duszpasterskiej jest czas na modlitwę, błogosławieństwo domu/mieszkania i wiernych. Jest także chwila na rozmowę. O co pytają ludzie swojego duszpasterza?
Na Klecinie jesteśmy wspólnotą dosyć zintegrowaną. Ci, co przyjmują księdza po kolędzie, są związani z Kościołem, uczestniczą w niedzielnych Mszach św. Pytania są różne. Począwszy od zdrowia proboszcza, aż po działania podejmowane na naszym cmentarzu.
Staramy się z ks. wikariuszem i radą parafialną budować w naszej wspólnocie parafialnej rodzinną atmosferę. Jakiś czas temu w Tygodniku Katolickim „Niedziela” ukazał się artykuł o naszej parafii. Redaktor opracowujący ten materiał był zdziwiony, bo wołałem do ludzi: „Ciociu, Wujku, chodźcie wypowiedzieć się do gazety”. Zapytał, czy wszyscy obecni na spotkaniu to moja rodzina. Odpowiedziałem, że to moja rodzina duchowa, parafialna. Starsze osoby są dla mnie ciociami i wujkami, równolatkowie to siostry i bracia, a młodsi to córki i synowie. Staramy się te więzi podtrzymywać. Nie jest to sztuczne, wydumane, a powoduje, że zazwyczaj rozmowy z wiernymi są bardzo serdeczne i życzliwe.
Będąc proboszczem na Klecinie od 10 lat, tylko raz spotkałem się z nieprzyjemną rozmową, która była podyktowana atmosferą medialną wobec Kościoła. Od czasu pandemii zmienił się system. W naszej parafii jest to kolęda na zaproszenie.
Liczba zapraszających jest niewiele mniejsza niż w trakcie tzw. tradycyjnej kolędy. Kiedyś zapytano mnie, czy nie obawiam się spotkań kolędowych, bo w mediach różnie jest to przedstawiane, ale nie ma się czego bać. Poza tym jest u nas zwyczaj, że na zakończenie kolędy w naszym kościele parafialnym jest podsumowanie wizyty duszpasterskiej.
To dobra okazja, aby omówić różne aspekty tego czasu. A w kontekście pytania o obawy, na jednym spotkaniu zacytowałem Michałową z „Rancza”: „Jaki proboszcz, taki anyklerykalizm”.
Dlaczego podczas wizyty duszpasterskiej oprócz modlitwy błogosławi się domy/mieszkania?
Wierni, zapraszając księdza do swojego domu w ramach wizyty duszpasterskiej, oczekują, że kapłan, przychodząc, przynosi Chrystusa i Jego błogosławieństwo. Dlatego modlimy się z mieszkańcami i błogosławimy mieszkania i domy.
Znowu odwołam się do osób mieszkających na Lubelszczyźnie, a to dlatego, że coraz więcej osób z tego rejonu zaczyna przeprowadzać się do naszej parafii. Jeszcze przed kolędą przychodzą do kancelarii parafialnej, przedstawiają się, mówią, że sprowadzili się do parafii, i proszą, aby ksiądz przyszedł i pobłogosławił im mieszkanie oraz ich na nowej drodze życia, w nowym miejscu, pracy, szkole.
Czy wierni przyjmujący Księdza po kolędzie interesują się parafią, księżmi, innymi członkami wspólnoty parafialnej, czy raczej patrzą z dystansem?
Osoby, które przyjmują kolędę, są zaangażowane w parafię i są ciekawe tego, co w naszej wspólnocie się dzieje. Pytają o plany w parafii, organizowane pielgrzymki, spotkania integracyjne, wyjazdowe pikniki. Z racji tego, że nie ma już u nas tzw. kolędy na chybił trafił, odwiedzamy tylko rodziny, które nas zaproszą, zazwyczaj są to osoby, które my znamy i nas znają.

Podczas wizyty duszpasterskiej kapłanowi towarzyszą ministranci
ŁUKASZ SIANOŻĘCKI/FOTO GOŚĆ
Obraz kolędy to nie tylko kapłan odwiedzający wiernych, ale także towarzyszący mu ministranci. Zwyczaj ten jest podtrzymywany, czy też nie ma już chętnych na kolędę?
Kryzys ministrantury jest bolesny. I jest z tym problem. Jako stary ksiądz, znający parafię, chodzę już bez ministrantów. Jednakże jest to szerszy problem, nie tylko na czas kolędy. Młodzi ludzie nie widzą siebie w LSO, nie widzą siebie w Kościele, a swój wolny czas spędzają w zupełnie innych miejscach.
Ministrantura dzisiaj przeżywa kryzys, co jest bolączką Kościoła. A przecież z grona ministrantów mamy później porządnych mężów, ojców, a także księży. Jeżeli nie mamy ministrantów, to pojawia się obawa o przyszłość naszych parafii, kraju, społeczeństwa.
Podczas kolędy kapłan otrzymuje od wiernych ofiarę. Na co te pieniądze są przeznaczane?
Wierni naszej parafii czują się za nią odpowiedzialni. Prowadzimy wiele przedsięwzięć gospodarczych, remontów. Wcześniej nie proszę o zebranie jakiejś kwoty pieniędzy na dany cel, ale najpierw coś robimy, a później parafianie widząc, że coś już jest, poczuwają się do odpowiedzialności za nasze dobro wspólne, z którego korzystamy. Zimą kościół jest ogrzewany, więc wierni wiedzą, że to wszystko kosztuje.
Wiadomo, że diecezja ma swoje potrzeby, podobnie Kuria Metropolitalna, Seminarium Duchowne, a część jest tzw. premią dla księży posługujących w parafii.
Z daną wspólnotą parafialną związane są osoby, które formalnie do niej nie należą. Z różnych powodów uczestniczą w niedzielnych i świątecznych Mszach św., należą do grup przyparafialnych. A co w sytuacji, gdy chcą przyjąć księdza po kolędzie, a ich miejsce zamieszkania znajduje się na terenie innej parafii?
Zawsze najpierw proszę, aby z wizytą przyszedł ich duszpasterz. Mogę to zrobić i tak też czynię, ale wpierw chcę, aby uczynił to kapłan z parafii, gdzie dana osoba mieszka. Jest to łączność z parafią. Poza tym kwestia parafii jako urzędu związana jest z poznaniem wiernych, a duszpasterze powinni posiadać wiedzę o swoich parafianach.
Prowadzona jest kartoteka parafialna itp. Relacje duchowe i duszpasterskie są ważne, ale nie możemy zapominać o kwestiach prawnych i formalnych wynikających z prawa kanonicznego.
To przecież proboszczowie miejsca zamieszkania mają pierwszeństwo udzielania sakramentów, wystawiania zaświadczeń. Są za nich odpowiedzialni i mają prawo ich znać.