Gość w dom, Bóg w dom – któż z nas nie zna tego przysłowia?

Serdeczne i gościnne podejmowanie przybyłych postrzega się jako narodową
cechę Polaków. A radość z odwiedzin pozostaje na długo w pamięci,
niejednokrotnie pozostawiając ślad w sercach uczestników spotkania.

WANDA MOKRZYCKA

Trzebnica

Wizyta duszpasterska ma służyć
pogłębieniu relacji w Kościele
– wiernych z jego kapłanami

ZDJĘCIE ILUSTRACYJNE/WITOLD MORAWSKI

Zbliża się czas odwiedzin duszpasterskich, więc znów będziemy mieli okazję wykazać się gościnnością.
Początek lat 90.
Tamtego stycznia zmieniło się życie całej rodziny. Na świecie pojawił się mój brat, o czym poinformowała nas zasobna w telefon sąsiadka. Radość! Ale i trud. Mój i ojca – ja odkryłam braki w edukacji kulinarnej mojego taty; on dowiedział się, że przyjdzie ksiądz po kolędzie. Doskonale pamiętam jego misternie uknuty plan, polegający na tym, że będziemy udawać, że nikogo nie ma w domu. Około 16.00 w domu nastała cisza, a wraz z nadejściem wieczoru ciemność. Spisaliśmy się na medal! Nikt nie zareagował na pukanie. Może z wyjątkiem mojego brzucha. Pamiętam ten nieznośny ucisk. Choć do tej pory nie wiem, czy bolał ze strachu, że nie wytrzymam i np. kichnę w najmniej odpowiednim momencie, a wtedy koncept ojca legnie w gruzach, czy na myśl o kolejnej jajecznicy.
Koniec lat 90.
Zanim ksiądz doszedł do naszego domu, zdążyliśmy już wszyscy nieźle się poróżnić. Wiadomo, oczekiwanie sprzyja kłótniom. Człowiek błąka się z kąta w kąt, tudzież nerwowo uzupełnia braki w zeszycie od religii, podczas gdy inni szukają świec, ubolewają nad koniecznością przyjęcia plebana, gimnastykują z ciężarem żelazka przy wygniecionym obrusie lub wkładają kapsle do specjalnie skonstruowanego „albumu”.
W takiej sytuacji zastał nas ksiądz. Pomodlił się, pobłogosławił mieszkańców, uzupełnił informacje do ksiąg parafialnych, obdarował obrazkami i wtedy jego uwaga skupiła się na zbiorach niespełna dziesięciolatka.
Długo rozmawiali o swoich pasjach: mój brat – fascynat kapsli i ksiądz – znany archeolog. Radość z odnajdywania, ciekawość historii oraz apetyt na nowe znaleziska połączyły tych dwóch panów, długo bowiem jeszcze badacz kultury i historii Ziemi Świętej przywoził z zagranicznych podróży nieosiągalne w Polsce egzemplarze butelkowych wieczek.
Już w starożytnym Rzymie był zwyczaj odwiedzania się i śpiewania noworocznych callendae. Kościół zaadaptował tę sympatyczną tradycję, wzbogacając ją o błogosławieństwo domów i ich mieszkańców. W Europie Środkowej przyjęło się oznaczać poświęconą kredą drzwi gospodarzy napisem K+M+B i datą roku, na znak ich gościnności. Zapis ten, to skrót łacińskich słów: Christus Mansionem Benedicat, oznaczający błogosławieństwo Chrystusa dla mieszkania i jego domowników.

Wizyta duszpasterska ma służyć pogłębieniu relacji w Kościele – ludu z jego kapłanami. Takie spotkanie to wspaniała okazja do wspólnej modlitwy i dziękczynienia Bogu za życie, sakramenty, dach nad głową i relacje.
Czas kolędy można wykorzystać do okazania autentycznej troski o swoich parafian. Obserwacji, jak radzą sobie osoby starsze, a jak rodziny. To doskonała sposobność, by zostawić informacje o grupach działających przy lokalnym kościele, ale i zaproponowania konkretnej pomocy, bądź propozycji kolejnego spotkania. To również możliwość zwyczajnej rozmowy, niekoniecznie o sprawach wspólnoty parafialnej.
Wzajemne wsłuchiwanie się, czym żyją parafianie, a co zajmuje proboszcza, zaowocowało niejednokrotnie piękną, bo pełną troski i zrozumienia przyjaźnią księdza z konkretną rodziną. Przecież jesteśmy sobie bardzo potrzebni, aby wiara oraz służba (zarówno duchownych, jak i wiernych) w Kościele była pełna miłości.
Początek drugiego dziesięciolecia XXI w.
Tym razem czekam z mężem i dziećmi. Wizyta duszpasterza krótka, ale wesoła. Dzieci opowiadają, czym żyją, tylko trzylatek jakiś osowiały. Naburmuszony nawet. Zaskoczona pytam, co jest nie w porządku i dowiaduję się (dwa dni później), że kapłan popadł w niełaskę, bo zahaczył o choinkę i posypało się igliwie.
Koniec drugiego dziesięciolecia XXI w.
Nasz dom wypełniony jest gośćmi. Jak co roku zaprosiliśmy rodziny wszystkich chrzestnych naszych dzieci na wspólne śpiewanie kolęd. Księdza po kolędzie przyjmujemy w atmosferze radości, by nie napisać, że w zgiełku.
Ale ten, mimo że starszej daty człowiek, odnajduje się wspaniale i wtóruje głośno bożonarodzeniowe pieśni. A potem rozmawia nie tylko z domownikami, błogosławiąc hojnie każdemu, kto znajdzie się w zasięgu jego wzroku.
Lata 20. XXI w.
Duszpasterza zapowiada nasz syn – lektor. Wespół śpiewamy kolędę i modlimy się. Do stołu siadamy z proboszczem – naszym przyjacielem. Tematów rozmów mamy wiele, jednak ta wizyta ma określony charakter i rytm. Nikt nie zatrzymuje duszpasterza. Zaprosimy go jeszcze innym razem, a teraz niechaj niesie Boga dalej, do sąsiadów. Niech błogosławi tym, którzy go przyjmą, oraz tym, którzy udają, że nikogo w domu nie ma.

Kolęda w akademiku T16 na Politechnice Wrocławskiej.
Wrocław, 16 stycznia 2020 r.

MACIEJ RAJFUR/FOTO GOŚĆ