KS ANDRZEJ DRAGUŁA

Zielona Góra

O piekle, miłosierdziu i nawróceniu

Jest taki punkt, w którym (niektórzy) katolicy w swoich przekonaniach spotykają się z (niektórymi) ateistami. To przekonanie o konieczności istnienia piekła jako kary wiecznej oraz „nadzieja”, że tam niektórzy trafią. Niektórym, co tu dużo mówić, niejednokrotnie życzyliśmy piekła. To „życzenie” w pewien sposób zakłada odmówienie prawa do nawrócenia.

Książka prof. J. Leociaka Zapraszamy do nieba. O nawróconych zbrodniarzach jest właśnie takim manifestem sprzeciwu wobec nawrócenia zbrodniarzy, zwłaszcza morderców. W opinii jej autora nawrócenie zbrodniarza, a tym samym „ucieczka” od kary piekielnej (skąd to wie?), stanowi obrazę dla ofiar. Paradoksalnie człowiek, sam deklarujący się jako niewierzący, a w konsekwencji odrzucający piekło, domaga się go dla tych, którzy swoje życie postrzegają w kategoriach nadprzyrodzonych. Wniosek, do którego doszedłem, stał się dla mnie dramatycznym odkryciem: istnieją niewierzący, którzy nie są w stanie zaakceptować chrześcijańskiej teologii i postawy miłosierdzia. Nie mieści im się w głowie, że ofiara może przebaczyć zbrodniarzowi. W ich rozumieniu zbrodniarz nie ma prawa do przebaczenia, nawrócenia, miłosierdzia. Kościół jednak ma odwagę modlić się o nawrócenie dla grzeszących i mieć nadzieję, że miłosierdzie będzie miało ostatnie słowo. Niedawno oglądałem spektakl pt. Stygmatyczka o służebnicy Bożej s. Wandzie Boniszewskiej, która modliła się o nawrócenie nawet dla najbardziej okrutnych: Stalina i Hitlera. „Józefowi Stalinowi przebacz, daj mu światło. Jezu, Adolfa nie odrzucaj, czy mu dałeś światło?” – te zaskakujące słowa wypowiedziała w czasie bolesnej ekstazy 26 II 1941 r., w Środę Popielcową. Kiedy po wojnie przebywała w łagrze na Syberii, jej oprawcy nie mogli pojąć, dlaczego się modli o ich nawrócenie. Nienawiść i pragnienie zemsty byłyby dla nich bardziej zrozumiałe, może nawet oczekiwane. Dla wielu osób niebo dla zbrodniarza to coś, co przekracza poczucie sprawiedliwości, a to ona czyni ten świat sensownym. Od poczucia sprawiedliwości do pragnienia odwetu, do społecznej żądzy zemsty podsycającej nienawiść jest jednak niedaleko. Widać to w dawnych zwyczajach związanych z wymierzaniem kary śmierci. Czy jednak np. publiczne egzekucje znane od średniowiecza miały coś wspólnego z zadośćuczynieniem sprawiedliwości?

W książce Nadzorować i karać M. Foucault pisze, że publiczna egzekucja była momentem, w którym dokonywało się ostateczne ujawnienie sprawcy, a zarazem „ceremonią, w której święci swój tryumf władza”. Czy są to kryteria, które można zastosować wobec sprawiedliwości Bożej? Kolekta mszalna mówi, że Jego sprawiedliwość najpełniej wyraża się w miłosierdziu. A ono wydaje się konieczne, aby ostatecznie nie zatryumfowało zło. Życzenie komuś wiecznego potępienia nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością. To raczej zakażenie się złem, pozwolenie, by to ono zwyciężyło. Co więcej, by zwyciężyło na wieki. Czy nie byłby to rzeczywiście „próżny trud” Jezusowej Męki?