PAWEŁ SKRZYWANEK

Wrocław

Malarska kolęda…

Byłem ministrantem i chodziłem z księdzem po kolędzie. To było wyróżnienie, wyraz zaufania moich ówczesnych katechetów – ks. Bolesława i ks. Stanisława. Wtedy, w latach siedemdziesiątych, przyjmowanie kapłana z wizytą duszpasterską było w państwie komunistycznym przejawem nie tylko religijnej postawy. Mimo różnych ludzkich problemów pamiętam ten czas i posługę jako czas rodzinnych wyczekiwań i radości z przyjęcia oczekiwanego Gościa. Przywołam dwie wizyty, trochę w historycznym wymiarze.

Odwiedzałem mieszkanie i pracownię prof. Eugeniusza Gepperta i Jego Małżonki Hanny Krzetuskiej. Mieszkali przy ulicy Ofiar Oświęcimskich. Profesor był po wojnie rektorem wrocławskiej uczelni plastycznej, kolorystą i uczniem Jacka Malczewskiego. Pani Hanna była także malarką. Oboje pracowali w mieszkaniu na pierwszym piętrze kamienicy zwanej Domem Rybischa, z pięknym renesansowym portalem. Mieszkanie było bajkowe. Gdy po modlitwie ksiądz na chwilę zostawał przy herbacie i ciastach, rozmawiając z dostojnymi Gospodarzami, mnie Pan Profesor pozwalał bawić się ołowianymi żołnierzykami ustawionymi w zaaranżowanej scenie batalistycznej. W tym czasie powstawał cykl obrazów z historycznymi ułanami na koniach, w mundurach z XIX stulecia. Ciekawym elementem tych prac była owa zabawkowość postaci. To była niezwykła zabawa. Byłem sąsiadem Państwa Geppertów. Codziennie widziałem ich, jak rano, kiedy ja szedłem do szkoły, Oni wychodzili ze swoim pieskiem na poranny spacer. Kończył się on kawą w kawiarni hotelu Monopol. Taki rytuał, jakby przeniesiony ze starego Krakowa lub Paryża, gdzie Oboje pracowali i tworzyli przed drugą wojną światową. Potem, jako historyk, dowiedziałem się, że Pani Hanna miała również ważny epizod konspiracyjny. Prowadziła bowiem w czasach okupacji nasłuch radiowy o działaniach wojsk niemieckich.

Drugim malarskim domem z wizytą kolędową było mieszkanie i pracownia Pani Krzesławy Maliszewskiej. Pracowała i mieszkała na wrocławskim Rynku. Także Ją często widywałem na spacerach. Grzecznie się wówczas kłaniałem, a Ona odwzajemniała uśmiech i kojarzyła młodego chłopca, wszak byłem ministrantem. Pani Krzesława była lwowianką i uczennicą prof. Eugeniusza Gepperta. Krytycy sztuki zapewne dostrzegają podobieństwo w figuratywności postaci i doborze kolorów w pracach mistrza i jego uczennicy. Pamiętam mój młodzieńczy zachwyt, właśnie nad barwą i pięknymi portretami kobiet. Już jako dorosły człowiek miałem zaszczyt i honor nagradzać Panie Hannę Krzetuską i Krzesławę Maliszewską za ich dorobek i pracę artystyczną. Zastanawiałem się po latach, czy uśmiechając się do mnie, rozpoznały w dorosłym mężczyźnie ministranta, który towarzyszył księdzu po kolędzie…