KS ANDRZEJ DRAGUŁA

Zielona Góra

Turyści i pielgrzymi

Aby wyrazić, kim jest człowiek, który w swym życiu nie widzi miejsca dla Boga, w książce Nienazwana teraźniejszość R. Calasso odwołuje się do metafory turysty. „W stosunku do ludzi religijnych sekularyści są niczym turyści w stosunku do miejscowych. Ciekawscy, dostosowujący się, czasem zafascynowani, często pozostający pod wrażeniem. […] Ale to, co widzą, nigdy nie jest tym, co widzą miejscowi – a mogłoby to przecież być […] coś ostatecznego. […] Homo saecularis nieuchronnie jest turystą”.

Bycie miejscowym a bycie turystą to dwa różne modele doświadczania rzeczywistości. W życiu turysty stałość została wyparta przez zmienność, stabilitas loci przez mobilność, ostateczność przez chwilowość, zakorzenienie przez ulotność. Oczywiście turystyka nie jest tu rozumiana w jej wąskim znaczeniu, jako zwiedzanie nowych miejsc. To raczej pewien model życia powierzchownego i bezrefleksyjnego, w ciągłym ruchu. Chodzi tu o pewną całościową wizję porządkującą życie, którą można by nazwać „turystycznością”. D. Czaja dopowiada: „Dzisiejsze wyprawy turystyczne […] to zupełne antypody niegdysiejszych wędrówek naśladujących archaiczny gest Odysa […], a rozrywkowa w swych intencjach turystyka […] nie przywołuje już żadnych skojarzeń ze średniowiecznymi pielgrzymami czy romantycznymi wędrowcami. Współcześni turyści, przemierzający świat […] bez uchwytnego celu – to jawne przeciwieństwo homines viatores”. Krótkoterminowość, zmienność, mobilność i zdolność do szybkiego dostosowania się stały się wyznacznikami wielu sfer ludzkiego życia. To co niegdyś było postrzegane jako wartość (np. zawód na całe życie), dzisiaj staje się obciążeniem. Czy zatem w życiu człowieka-turysty jest jeszcze miejsce na religię, która z natury rzeczy wykracza poza epizod i sięga poza doczesność? Czy to nie tutaj właśnie należałoby szukać kulturowych źródeł zarówno kryzysu małżeństwa, jak i powołania kapłańskiego? Turysta nie dokonuje wszak wyborów na całe życie. Nie widzi w nich sensu. Takie wybory ograniczyłyby jego wolność. Byłyby dla niego formą unicestwienia. „Strategia, o jakiej tu mowa – pisze Z. Bauman – domaga się, by wystrzegać się długofalowych zobowiązań. Sprzeciwiać się wszelkiemu uwiązaniu […]. Nie przywiązywać się do żadnego miejsca […]. Nie uzależniać losów życia od sprawowania jednego zawodu. Nie zaprzysięgać dozgonnej wierności nikomu i żadnej sprawie. […] Odmawiać przyszłości prawa decydowania o czasie teraźniejszym. […] Skasować czas w każdej postaci innej, niż zbiór chwil bieżących […]”.

Czy życiowy turysta może stać się człowiekiem religijnym, nie porzucając swojej turystyczności? Myślę, że tak. Ale będzie wtedy jedynie kolekcjonerem wrażeń religijnych, poszukiwaczem wciąż nowych duchowych doznań. A przecież chrześcijaństwo jest czekaniem, pielgrzymką, w czasie której nie liczą się ani komfort, ani doznania, lecz cel, do którego świadomie się zmierza.