Z pamiętnika pluszowego Mnicha

ILUSTRACJA MWM

GIENEK, FRYDERYK I ŻAGLOWIEC

– Jaki piękny! Jaki wielki! – Fryderyk nie krył emocji. Razem z Gienkiem przyszli do portu, by podziwiać statki, które właśnie cumowały przy nabrzeżu. Najbardziej okazałym była jednostka o trzech masztach, na których powiewały wielkie białe żagle.
– To chyba najpiękniejszy okręt, jaki kiedykolwiek widziałem – zachwycał się Szop Pracz.
– To żaglowiec. A precyzyjnie taki typ żaglowca to się nazywa fachowo „pinasa”. I to nie okręt, ale statek. Bo okręt to termin dla statków wojennych, a ten tutaj to oryginalnie był kiedyś statkiem handlowym, a teraz to raczej jest turystycznym – powiedział Gienek z nosem wlepionym w telefon. – Właśnie wyczytałem to w internecie.
– Oj tam, oj tam. Niech będzie i statek. Ale piękny jest i tyle – Freddy nie mógł oderwać wzroku od żagli. – Zamiast czytać w internecie, to byś lepiej popodziwiał to, co masz na żywo przed sobą.
– Ale w internecie jest tyle ciekawych informacji o tym statku! Nawet wiem, jak się nazywa kapitan! – zaprotestował Mnich.
– To wcale nie jest interesujące. Za dużo czasu tracisz na gapienie się w ekran telefonu, zamiast oglądania świata na własne oczy w rzeczywistości. Ja wolę podziwiać i tyle – żachnął się Szop. – Bo z podziwiania i obserwowania można wyciągnąć wiele ciekawych wniosków, dużo fajniejszych niż te wyczytane.
– Ooo, a że niby czemu? – Gienek zmarszczył czoło.
– Bo jak sam coś popodziwiasz i odkryjesz, to lepiej zapamiętujesz – odrzekł Freddy. – Na przykład ja zobaczyłem, że ten statek płynie do przodu dlatego, że wiatr wieje z tyłu. I jak się zbliżał do portu, to załoga zwinęła żagle i wtedy statek zaczął płynąć wolniej, bo wiatr nie miał w co dmuchać. I jak byli już tuż-tuż, to rzucili takie liny, co się nazywają cumy, i przycumowali do nabrzeża. Wiem, bo słyszałem, jak kapitan wołał: „cumujemy”. A jak będą startować znowu, to odcumują, rozwiną żagle i znów wiatr ich popchnie. I te wszystkie sznurki to są po to, żeby te żagle na tych masztach właściwie ustawić.

I to jest bardzo skomplikowane zadanie.
– A ja przegapiłem to cumowanie, bo szukałem, jak się ten statek nazywa…
– Nazywa się Nykiel i jest przecież na nim napisane. O, widzisz? Tutaj z tyłu – Fryderyk pokazał Gienkowi wielki napis na rufie statku.
– Ojej! No to wyszło na to, że niepotrzebnie traciłem czas… – zasmucił się Gienek. Zrozumiał, że Fryderyk miał rację, ale trudno było mu się przyznać do tego, że jego przywiązanie do telefonu ostatnio stało się dość uciążliwe dla niego samego i dla otoczenia. – To już odkładam telefon i podziwiamy razem.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, przyglądając się żaglowcowi. Żagle zostały zwinięte na rejach i tylko kolorowe flagi powiewały na szczytach masztów.
– Wiesz? – zagadnął Freddy. – Przyszło mi do głowy, że z tym wiatrem to tak jak z Duchem Świętym. Bo wieje tam, gdzie chce. Bo wiatru nie widać, jak dmucha. Widać albo jak chmury się przemieszczają, albo drzewo się rusza, lub żagiel bądź flaga powiewa.
Można poczuć, że wieje na twarzy albo że futerko mi powiewa. A przecież Ducha Świętego też nie widać, ale można Go poczuć w sercu. I można zobaczyć skutki Jego działania. Na przykład, jak ktoś kto był smutny przed spowiedzią, po spowiedzi pod wpływem Ducha Świętego jest radosny.
– Masz rację – odrzekł Mnich. – Tak właśnie Bóg działa. Wiatr i żagiel to dobry przykład, żeby wytłumaczyć, jak na przykład Bóg działa w sakramentach. Że samego działania Łaski Bożej nie widać, bo jest niewidzialna tak jak wiatr, ale widać znak widzialny, czyli sakrament, który jest jak ten żagiel, który ciągnie statek do przodu.
– Widzisz? Dużo więcej można zobaczyć, jak się patrzy na świat niż w ten twój telefon – dodał Fryderyk.
– No już dobrze, dobrze – westchnął Gienek – przestań już mi dokuczać, bo za chwilę ty też staniesz się nieznośny.
I obaj się roześmiali.