PAWEŁ SKRZYWANEK

Wrocław

Rozmowa – czy to dialog…

Od wielu miesięcy słyszę nawoływanie o potrzebę polskiego dialogu. Niektórzy szybko dodają – ponad podziałami. Rozumiem zmęczenie ludzi ostrością publicznych, medialnych polemik. Nie jestem tą sytuacją ani zaskoczony, ani tym bardziej zdziwiony. Po pierwsze nie uważam, że to sytuacja w polskich warunkach nadzwyczajna, i nie jestem społecznym optymistą, aby dostrzegać wolę adwersarzy do prowadzenia dialogu. W mniemaniu polityków to się nie opłaca. W Tischnerowskim rozumieniu dialogu potrzebna jest nam, Polakom, klasyczna teatralna inscenizacja (dramat), aby wprowadzić uczestników w ponadnaturalny, często histeryczny trans, gdzie uczestnicy owej rozmowy tylko udają, grają, że prowadzą dialog. Władysław Bartoszewski przestrzegał, że dialog nie może być taktyką, retoryką. To nie może dominować nad uczciwością bycia sobą, dobrą wolą i istotą sprawy, o której prowadzimy dialog.

Przypatrzmy się dwóm historycznym etapom naszych dziejów: Porozumieniom Sierpniowym i Rozmowom Okrągłego Stołu. Odpowiedzmy sobie na pytanie: ile w tamtych społecznych i politycznych rozmowach było dobrej woli, ile politycznego cynizmu i chęci oszukania drugiej strony? Wielkim dylematem poznawczym Józefa Tischnera pozostawało pytanie: czy istotą jest poszukiwanie syntezy świata, tego co nas łączy, czy wręcz odwrotnie – zrozumienie różnic dzielących ludzi. Żeby zrozumieć istotę tak pojmowanego dialogu, trzeba pamiętać o realiach ideologicznych towarzyszących filozofowi. Ów pseudohistoryczny dialog marksizmu i chrześcijaństwa. To było dziejowe oszustwo, wszyscy udawali, że prowadzą rozmowę, w rzeczywistości była to walka, i to niemetaforycznie, na śmierć i życie. Tischner w tym procesie ideologicznym dostrzegał jednak bardzo ważny pozytyw. Odnosił go do etyki Solidarności. Według filozofa istotą dialogu była praca. Praca z akcentem filozoficznym na działanie „dla Kogoś”, naddające mu tym samym wymiar współpracy. Tischner rozumiał dialog jako poznawanie człowieka. Dopiero poznanie samego siebie i poglądów innych czyni świat wartości uporządkowanym w zrozumieniu dobrych i złych postaw. Poznając, możemy też zrozumieć. Do takiej postawy konieczne są przynajmniej dwa aksjomaty: wolność, by mieć swobodę poznawczą, i szacunek, aby umieć dopuścić poglądy innych. Chrześcijanin nazwie to pragnieniem Miłości, która pozwoli mu mądrze się różnić, pozostając przy swoich racjach, ale nie budując postawy wrogości. To etycznie trudna postawa. O wiele łatwiej jest wprowadzić zamiast dialogu krzyk i przemoc, narzucać siłą swoje poglądy. Każda totalna władza na tym opiera siłę zniewolenia. Parafrazując słowa W. Bartoszewskiego, mimo wszystko warto prowadzić dialog, choć nie zawsze się to opłaca, często opłaca się prowadzić wojnę, ale nie warto. Nie podoba mi się dzisiejsza plemienna postawa wrogości. Nie akceptuję tej politycznej narracji. Dotyka ona całego naszego życia, dzieli tragicznie rodziny. Tragicznie zasmuca mnie myśl: „jeśli wszystko nas dzieli, to dialog nie ma sensu…”.