Dialog – wersja biblijna

Mędrzec Jezus syn Syracha, podkreślając moc słowa, skwitował:
„Piec wystawia na próbę naczynia garncarza, a sprawdzianem człowieka
jest jego wypowiedź” (Syr 27, 5). Jak więc mają się sprawy ze słowem,
zwłaszcza tym „w relacji do”?

ANNA RAMBIERT-KWAŚNIEWSKA

Wrocław

Cudowny połów ryb, Rafael, szkic do gobelinu do Kaplicy Sykstyńskiej, 1515.
Muzeum Wiktorii i Alberta w Londynie

RAWPIXEL.COM/GOOGLE ART PROJECT/WIKIMEDIA COMMONS

Gdy prześledzimy bogatą terminologię biblijną, ku zdumieniu wielu (a przynajmniej mojemu) dostrzeżemy brak terminu greckiego, od którego wywodzi się nasz polski „dialog”, czyli rozmowa – dialogos.
Próżno go szukać czy to w Septuagincie, czy w Nowym Testamencie. Właściwie nie posługiwali się nim nawet pisarze żydowscy pokroju historyka Józefa Flawiusza (dialogos pojawia się u niego jeden tylko raz w Starożytnościach żydowskich) czy myśliciela Filona z Aleksandrii (jedynie dwukrotnie w O pijaństwie i w O prawach szczegółowych). Czy oznacza to, że termin ten był wówczas nieużywany i zagościł w grece w czasach późniejszych?
Nic bardziej mylnego. Sięgali po niego zarówno wielcy filozofowie pokroju Platona (V/IV w. przed Chr.) i Arystotelesa (IV w. przed Chr.), jak i historycy czy retorzy, choćby Dionizjusz z Halikarnasu (I w. przed Chr.).
Jak więc ugryźć pojęcie i stojącą za nim ideę, jeśli nie wychodząc od terminu (którego nie ma!). Na szczęście w pojęciach językoznawców funkcjonuje pokrewieństwo wyrazów zwane morfologicznym lub po prostu rodziną. Jej wspólnym mianownikiem pozostaje tzw. rdzeń. W wypadku pojęcia dialogos można wskazać dwóch biblijnych krewnych – czasownikowy dialogodzō i rzeczownikowy dialogismos. W obu pobrzmiewa skłonność do dialogu…
Dialog
Rzeczownik ma w sobie coś statycznego, nie ma w nim aktywności, właściwej czynnościom dynamiki. I zawsze wymaga czasownikowego rozruchu.
Nie inaczej jest z rzeczownikiem dialogismos. Pojęcie to ma jeszcze jedną słabość, gdy mówimy o dialogu – rozmowa jest jego dalszym znaczeniem, na pierwszą zaś pozycję wybijają się rachunki i zastanawianie się. Wydaje się więc, że nie zawsze wymaga on zaangażowania kilku osób, ale może dotyczyć tylko jednej. Tak jest w wypadku tekstów nowotestamentowych. Wśród ewangelistów Łukasz najczęściej wskazuje, że dialogismos jest wewnętrzną konwersacją z wątpliwościami, które drążyły umysły uczniów Jezusa (Łk 9, 46-47; 24, 38), Jego interlokutorów i świadków Jego cudów (m.in. faryzeuszów i uczonych w Piśmie; Łk 5, 22; 6, 8). Można odnieść wrażenie, choć wprost o złym charakterze dialogismos wspominają Mateusz (Mt 15, 19) i Marek (Mk 7, 19), że dialogismos nieodłącznie związany jest z wątpliwościami, z chęcią poddania próbie, z ludzką słabością.
Słaba to rekomendacja dla tego leksykalnego zjawiska. Nie rehabilituje go nawet Paweł, który wiąże go z zagubieniem (Rz 1, 21), niesłusznymi poglądami (14, 1), ziemską, przyrodzoną mądrością (1 Kor 3, 20) i również ze sporami (Flp 2, 14; 1 Tm 2, 8); Jakub zaś dopowiada, że wiązać go należy z sędziowską przewrotnością (Jk 2, 4). Czy autorzy nowotestamentowi nie widzą w dialogu, głównie tym wewnętrznym, niczego dobrego? Czy należy odstąpić od związanej z rozprawianiem ratio na rzecz niewchodzącej w dyskusję fides?
Dialogowanie
W rozwiąniu powyższych wątpliwości dopomóc może czasownik dialogodzomai, choć i ten nad wspólne rozmawianie czy debatowanie przedkłada rachowanie i rozważanie.

Po pojęcie sięgają jedynie ewangeliści zwani Synoptykami (czyli Marek, Mateusz i Łukasz). Konteksty, w których sięgają po czasownik, dają nadzieję na „dobry dialog”, ponieważ wskazują na próby wspólnego rozwiązywania problemów. I tak w kontekście cudu rozmnożenia chleba i ryb apostołowie martwią się i rozprawiają o tym, że nie wzięli chleba (Mt 16, 7-8; Mk 8, 16-17).
Mistrz nie docenia jednak ich dociekań, nazywając ludźmi małej wiary… Również na pozytywną ocenę nie zasługują ich dyskusje na temat własnej wyższości (Mk 9, 33). Dalej, arcykapłani i starsi podejmowali między sobą dialog, rozważając za i przeciw odpowiedzi na pytanie Jezusa o pochodzenie chrztu Janowego (Mt 21, 3; Mk 11, 31). Wydaje się więc, że celem ich dialogu było niepodpadnięcie którejkolwiek stronie audytorium i zachowanie autorytetu, więc znów nie ma mowy o rozprawianiu w słusznym celu. Podobnie nauczyciele ludu czynią przy innych okazjach (Mk 2, 6.8), niekiedy oskarżając Jezusa o bluźnierstwo (Łk 5, 21-22). Niezrozumieniem cechował się dialog uczniów Jana, którzy rozprawiali, czy nie jest on Mesjaszem (Łk 3, 15), za dogłębnie złe zaś należy postrzegać rozprawy bohaterów przypowieści Jezusa, ponieważ dotyczą one głupoty bogacza (12, 17), a nawet planowania zbrodni (20, 14). Jedynie pozytywnie ocenić można wypływający z niewinności, wewnętrzny dialog młodziutkiej Maryi, która „rozważała [dielogidzeto], co by mogło znaczyć to [anielskie] pozdrowienie” (1, 29), choć nawet w tym wypadku owemu rozważaniu towarzyszył strach. Czy więc było ono ze wszech miar dobre?
Zła passa dialogu?
Dla poszukiwaczy dobrych stron biblijnego dialogu można mieć tylko jedną radę – nie szukajcie ich w pojęciach. Wydaje się, że wszystko, co spokrewnione z dialogos, jest na wskroś ziemskie, podszyte światowymi dążeniami, wątpliwościami, złymi intencjami lub po prostu niewiedzą. Dobrych stron dialogu należy poszukiwać w nim samym, a biblijnych przykładów znajdziemy bez liku, by wspomnieć o formujących rozmowach Mistrza z Piotrem czy z Nikodemem, pouczających i gromiących z izraelskimi autorytetami etc. Nawet listy Pawła, zwłaszcza korespondencję cykliczną z Tesaloniczanami czy tym bardziej z Koryntianami można uznać za istotną formę dialogu, skoro niektóre z nich stanowiły odpowiedzi na nurtujące wątpliwości. Był to dialog ze wszech miar ugruntowujący pierwotny Kościół. Zatem studiując Pismo Święte w jego oryginalnej szacie językowej, nigdy nie ulegajmy wrażeniu, że nasza eklezjalna wspólnota nie potrzebuje dialogu, ponieważ

TO NA DRODZE
ŻYCZLIWYCH DYSKUSJI
I DEBAT, A NIEKIEDY
I SZORSTKICH POUCZEŃ
RODZI SIĘ PRAWDZIWA
JEDNOŚĆ MYŚLI,
DZIAŁAŃ

 

– jedno Ciało, choć złożone z licznych członków o różnych punktach widzenia.