PIOTR SUTOWICZ

Wrocław

Potrzeba katolickiej narracji

W skomplikowanej rzeczywistości obecnego świata widz może sobie niby wybrać to, co chce czytać, słuchać, dowiadywać się. Jednak jak się zastanowić głębiej i popatrzyć, to okazuje się, że w głównym przekazie medialnym dominuje narracja dość jednorodna, a nawet jeśli coś się od siebie różni, to tylko w zakresie podziałów politycznych. Spór, jaki się na naszych oczach dzieje, kręci się wokół debaty kilku poglądów ideologicznych, zresztą niewiele się różniących, co jest wynikiem zwycięstwa narracji jednej z opcji, którą niekoniecznie słusznie, ale zrozumiale można nazwać demokracją liberalną.

Bardzo płytka debata polityczna pożarła wszystko, w tym coś bardzo ważnego dla katolików. Nie ma w dzisiejszej rzeczywistości wyraźnego głosu katolickiego w obrębie życia społecznego. Nie chodzi mi nawet o to, że katolicy są wyparci z życia publicznego, choć takie zamiary w ramach dominującego dyskursu pojawiają się. Spróbuję to wyjaśnić na przykładzie dwóch zbitek słownych: katolik – publicysta a katolicki publicysta. Niby tylko gra słów, a jednak wydaje mi się kluczowa. W pierwszym wypadku problem jest szerszy, możemy bowiem mieć do czynienia z publicystą, który swoje przekonania religijne ma schowane głęboko i wtedy nie ma właściwie znaczenia, że – dajmy na to – raz w tygodniu uczęszcza do kościoła, a raz do roku do spowiedzi świętej, ale możemy też spotkać się z takim, który szuka konsensusu między wiarą a programami konkretnej partii politycznej, do której jest mu jakoś po drodze. Podobna zależność zachodzi w wypadku części klasy politycznej, która wpisuje się w narrację o tym, że religia to sprawa prywatna.

Myślę, że wszystkim potrzeba jasnego przekazu publicystycznego, klarownie odwołującego się do nauczania Kościoła i wyjaśniającego je. Niekoniecznie mam tu na myśli publicystykę teologiczną, choć ta też jest ważna. Zwłaszcza że coraz większa część społeczeństwa nie zna prawd wiary i katechizmu, który trzeba by jakoś w formie medialnie akceptowalnej przybliżać i przekładać na własne życie. W niniejszej refleksji chciałbym wyrazić potrzebę oglądu rzeczywistości społecznej z punktu widzenia moralnej i społecznej nauki Kościoła, do czego trzeba dwóch rzeczy: odwagi i umiejętności. Ta pierwsza jest znacząca w sytuacji, w której mocodawcy i właściciele mediów mają inne niż publicysta zapatrywania na kwestie dobra wspólnego, ta druga natomiast związana jest z edukacją społeczną. Czy osoby wierzące występujące w życiu publicznym, w tym medialnym, wiedzą coś o encyklikach społecznych papieży, czy je czytali? Wreszcie, czy podjęli próbę analizy współczesności za pomocą tam zawartej metodologii, choćby nawet twórczo ją dekonstruując? Na to pytanie nie będę tu odpowiadał. W naszych polskich warunkach mamy historyczne wzorce takiej działalności, nie powinniśmy iść w proste odwzorowanie, ale trzeba mieć świadomość, że byli przed nami tacy, którzy szlaki przecierali.