Z pamiętnika pluszowego Mnicha

ILUSTRACJA MWM

GIENEK, FRYDERYK I OBIAD

– Dobrze, dobrze. Jest, jest. Hmm, hmm, nie ma, nie ma – Fryderyk stał przed otwartą lodówką z kartką w ręce i mruczał sam do siebie.
– Hej, Freddy, nie trzymaj lodówki tak długo otwartej – zwrócił mu uwagę Gienek. Przyjaciel jednak ani drgnął na te słowa.
– Słyszysz mnie? – Gienek trącił delikatnie przyjaciela w łapkę.
– Oczywiście, że słyszę. Nie brałem twojego telefonu – odpowiedział wyrwany z transu Fryderyk.
– Nie pytałem o telefon, tylko o to, co robisz – pokręcił głową pluszowy mnich.
– Ja? Obiad gotować będę i sprawdzam, czy mamy wszystkie składniki. Mam bardzo dobry przepis od druhny Kasi. Będę robił bigos – wytłumaczył Szop.
– Ooo, poważna sprawa. To wcale nie jest łatwy przepis – powiedział Gienek, spoglądając na trzymaną przez Fryderyka kartkę. – Chętnie ci pomogę i podpowiem, bo już kilka razy bigos gotowałem i mniej więcej wiem, jak to się robi.
– Nie potrzebuję rady, bo tu wszystko jest napisane, ale pomoc chętnie przyjmę – odpowiedział.
– Roztropność nakazuje bycie gotowym na przyjęcie rady osób doświadczonych, no ale jak chcesz – wzruszył ramionami Gienek. – Jakich składników potrzebujesz?
– Mięso wieprzowe, kiełbasa, cebula, grzyby, kapusta, suszone śliwki – wyliczał Fryderyk.
– No to masz kłopot, bo nie ma w lodówce ani mięsa wieprzowego, ani kiełbasy – pokiwał głową zmartwiony mnich.
– Wiem. I dlatego tak stałem przed lodówką i myślałem, co tu zrobić, żeby się mięso pojawiło – Szop podrapał się łapką za uchem.
– Ale jak wiemy, od samego patrzenia nic się nie robi, więc roztropność nakazuje albo zmienić danie, albo biec do sklepu po mięso. Ja wybieram to drugie, bo łatwiejsze – podsumował Gienek.
– A gdyby tak zastąpić kiełbasę czymś innym? Na przykład rybą z puszki? – próbował negocjować Szop.

– Może i można, ale zbyt ryzykowne, bo wtedy to już na pewno nie będzie bigos, a zresztą ksiądz nie lubi ryby. Polecę do sklepu za rogiem i wrócę za 10 minut. Ty tymczasem zacznij przygotowywać pozostałe produkty – zawołał Gienek, kierując się już do drzwi. – Przyjmij dobrą radę. To roztropne!
– Roztro… jak? – zapytał Freddy.
– Roz-trop-ność – przesylabował Mnich. – Jak wrócę, to wytłumaczę.
I zatrzasnąwszy drzwi za sobą, popędził do sklepu.
***
– Wyśmienite! – zachwycił się ksiądz Piotr. – Gratuluję, Freddy.
– Oj tam, oj tam. Nic takiego – odpowiedział skromnie Szop. – Gienek mi pomagał. Nie tylko w gotowaniu, ale też w wytłumaczeniu, jak ważna w życiu jest roztropność.
– O, to ciekawe. Że niby co ma roztropność do bigosu? – zaciekawił się ksiądz.
– No bo w roztropności, tak jak w gotowaniu, trzeba właściwie dobrać środki do celu. Moim celem był bigos, więc środkami były produkty. Wiedziałem, że trzeba uczyć się na błędach i pamiętać, co się zrobiło źle, więc nie próbowałem gotować wszystkiego po swojemu, tak jak w zeszłym miesiącu było z pierogami, tylko zapoznałem się z wiedzą bardziej doświadczonych i wziąłem przepis od druhny Kasi. Zobaczyłem, co mamy w lodówce, a czego nie mamy i zgodziłem się z dobrą radą Gienka, żeby uzupełnić produkty. A potem przewidziałem słusznie, że te ilości z przepisu to na całą drużynę były, więc dla nas za dużo, no i zaryzykowałem, przewidując, że ksiądz się jak zwykle spóźni i wtedy zdążymy ze wszystkim na czas i byłem gotowy na trudności, bo jakby się zupełnie nie dało tego zjeść, to mamy jeszcze w zamrażalniku pyzy z mięsem na czarną godzinę.
– Już dobrze, dobrze. Bo nam całą analizę roztropności według św. Tomasza wyłożysz – podsumował ksiądz.
– A to św. Tomasz też gotował bigos? – zapytał z niewinną miną Freddy.
– I wszyscy wybuchnęli śmiechem.

KS. PIOTR NARKIEWICZ