MARTA WILCZYŃSKA

Środa Śląska

Ścigamy się?

Ileż razy w dzieciństwie (a może nie tylko?) padało z naszych ust to pytanie! Wiele razy wybrzmi ono zapewne podczas tegorocznych wakacji. I właśnie o nich będzie mowa – o tych wyjątkowych dwóch miesiącach pełnych radosnych uśmiechów.

Pamiętam, że za czasów mojej młodości było wiele opcji spędzania wakacji, ale niewiele wyjazdowych. Właściwie wchodziły w grę tylko trzy: wyjazd organizowany przez parafię, harcerstwo lub zakład pracy rodziców. Razem z Bratem nie wyjeżdżaliśmy z Rodzicami, bo oni w tym czasie najczęściej remontowali coś w domu. Nie chodzi mi jednak o narzekanie, bo wspominam ten czas bardzo dobrze. Chcę pokazać, jak bardzo świat sprzed paru ładnych lat różni się od dzisiejszego. Teraz na każdym kroku jesteśmy zalewani propozycjami spędzenia wakacji, dzieci mają wiele możliwości. Rodzice nie muszą się ograniczać, bo właściwie każda instytucja kultury oferuje jakiś wakacyjny program. Czasem wygląda to tak, jakby organizatorzy mówili: ścigamy się? Kto będzie miał więcej uczestników? Kto będzie lepszy? Zastanawiam się, czy parafie, wspólnoty, stowarzyszenia kościelne powinny stawać w tych zawodach o „klienta”. Innymi słowy: czy wakacje z Bogiem, jak często mówimy, muszą dostosowywać swoją ofertę do potrzeb rynkowych, stawać się coraz bardziej atrakcyjnymi, by ktoś chciał z nich korzystać? Jestem ciekawa Księdza opinii. Ja mam mieszane odczucia.

Patrząc piarowo, chciałoby się krzyknąć: tak, musi! Ale z drugiej strony, czy naprawdę musimy się ścigać za wszelką cenę? Ostatecznie przecież to, co jest ze świata, będzie na pierwszy rzut oka bardziej atrakcyjne. A w chrześcijaństwie nie o atrakcyjność przecież chodzi, ale o głębię. Z radością i dumą patrzę więc na tych, którzy wakacje przygotowują na wysokim poziomie, nie tracąc z oczu tego, co najważniejsze. Tego, Kto najważniejszy. To naprawdę kawał dobrej roboty! I w dodatku bez niepotrzebnej wyścigowej zadyszki, zakwasów i zdartych kolan…