KS ANDRZEJ DRAGUŁA

Zielona Góra

Pastor z Gileadu

Paradoksem jest, że w kraju, który bywa nazywany katolickim, a w którym religia na pewno odgrywa jeszcze dużą rolę, nie ma współczesnej literatury religijnej. Owszem, jest trochę poezji religijnej, ale powieści katolickiej nie ma. Czyżby życie religijne nie było interesującym tematem dla literatury? Przecież wciąż generuje ono wiele pytań, wątpliwości, dylematów, które pojawiają się wraz z nowymi wyzwaniami cywilizacyjnymi. Pozostaje więc literatura obca. Okazuje się bowiem, że religia, Bóg czy Kościół to wciąż tematy, o których warto pisać.

Moja ostatnia religijna powieść to Gilead amerykańskiej pisarki M. Robinson (Nagroda Pulitzera 2005). Jest to pożegnalny list kalwińskiego pastora z miasteczka Gilead, Johna Amesa, do syna. Notując wspomnienia, pastor stara się przekazać synowi mądrość życia. Dodajmy: religijną mądrość życia. W powieści powraca wątek kazań wygłoszonych i niewygłoszonych, które stanowią swoiste dziedzictwo rodzinne. Przewija się w nich kwestia miłości nieprzyjaciół, łaski czy przebaczenia. Oto kilka cytatów. Pierwszy: „ciągłe obarczanie winą naszych nieprzyjaciół jest odrzuceniem rzeczywistości miłosierdzia. […] Ludzie zdają się mieć skłonność do zapominania, że naszych nieprzyjaciół mamy kochać nie dlatego, aby spełnić jakąś normę prawości, ale ponieważ są ukochani przez Boga […]”. To bardzo mądre stwierdzenie. Miłość nieprzyjaciół ma głęboki sens. Każdy nieprzyjaciel pozostaje synem Boga i jest przez Niego kochany. Kain wciąż pozostaje naszym bratem. Cytat drugi: „Jeśli spotyka Cię zniewaga lub wrogość, twoim pierwszym odruchem będzie odpłacić tą samą monetą, ale jeśli pomyślisz – Oto wysłannik Pana i w tym doświadczeniu zamierzona jest dla mnie jakaś korzyść, przede wszystkim sposobność, bym zademonstrował moją wiarę, jest to szansa pokazania, że ja też w niewielkim stopniu uczestniczę w tej łasce, która mnie zbawiła […], wtedy […] jesteś wolny od instynktownej chęci, aby nienawidzić lub żywić niechęć do tej osoby”. Podoba mi się myśl o uczestnictwie w łasce, która mnie zbawiła. W końcu jako grzesznik sam byłem nieprzyjacielem Boga. Czy nie mam teraz postępować tak samo wobec moich wrogów, jak postąpił Bóg wobec mnie? I jeszcze jedna ciekawa myśl pastora z Gileadu. Otóż za wzór przebaczenia bierze on instytucję darowania długów w żydowskim roku jubileuszowym. Jak wiadomo, co 50 lat darowano długi, a zadłużona ziemia wracała do swego pierwotnego właściciela. Pastor mówi: „w Piśmie Świętym jedynym wystarczającym powodem darowania długu jest jego istnienie”. Należałby więc przebaczać grzechy nie dlatego, że grzesznik prosi o ich przebaczenie, ale tylko dlatego, że są. Wystarczającym powodem przebaczenia grzechów byłoby więc ich istnienie.

Muszę przyznać, że dawno nie czytałem czegoś tak ożywczego, jeśli chodzi o interpretację tych najtrudniejszych przecież zobowiązań, jakimi są miłość nieprzyjaciół czy też obowiązek przebaczania. Szkoda, że u nas nikt nie pisuje takich książek.