Sztuka nie pozostawia nas obojętnymi

fot. WOJCIECH ROGOWICZ

O niezwykłym obrazie Madonny
z katedry
we Wrocławiu, współpracy
z Archidiecezją Wrocławską
i planach na przyszłość
z prof. Piotrem Oszczanowskim,
dyrektorem Muzeum Narodowego
we Wrocławiu, rozmawia

WOJCIECH IWANOWSKI

„Nowe Życie”

Wojciech Iwanowski: Panie Dyrektorze, w Muzeum Narodowym we Wrocławiu trwa wystawa przybliżająca związki rodu Sobieskich ze Śląskiem. Znajduje się na niej również niezwykły obraz z katedry we Wrocławiu. Jaki typ ikonograficzny Madonny obraz reprezentuje?
Piotr Oszczanowski: Jest to Matka Boża Bolesna – Mater Dolorosa. Forma obrazu nie jest przypadkowa. Kontakt z fizjonomią przedstawionej postaci, z bólem i smutkiem, który można dostrzec w spojrzeniu Madonny, pozwala na przeżycia nie tylko natury estetycznej, ale i duchowej. Madonna nie pozostawia nas obojętnymi. Na tym polega siła bardzo swoistej, wręcz wyciszonej, ale ekspresji tego dzieła.
Obraz jest kopią wizerunku Matki Bożej autorstwa Giovanniego Battisty Salviego zwanego Sassoferrato z XVII w. Malarz ten specjalizował się w dewocyjnych kompozycjach ukazujących rozmodloną Madonnę. Opierając się na tradycyjnym kanonie portretowania Matki Zbawiciela, który sięgał czasów średniowiecza, wypracował kilka własnych wariantów, różniących się jedynie nakryciem głowy, spojrzeniem czy gestem.
Oszczędna forma obrazu stanowi zjawisko odosobnione w dobie trendów epoki baroku, w której liczyło się bogactwo form, gestów i towarzyszące temu teatrum dynamiki. To wszystko czyni obraz na swój sposób renesansowym, klasycznym niczym wyobrażenia Madonny pędzla Rafaela. Wrocławski obraz został wykonany przez jednego z warsztatowych uczniów bądź współpracowników Sassoferrato.
Proszę również pamiętać o kontekście, w jakim powstał. To burzliwy okres w Europie, naznaczony wojnami i sporami religijnymi. To także czas kontrreformacji, kiedy Kościół katolicki ponownie definiuje swoją tożsamość. Tym razem w opozycji do konfesji reformowanych. Sztuka staje się więc narzędziem w rękach teologów, polityków i władców. Dewocyjne przedstawienia świętych miały poruszać emocje nieoczytanego widza, aby nie uległ naukom reformatorów.

Z czasem tego typu kompozycje zaczęły nabierać walorów kolekcjonerskich, ciesząc się popularnością wśród mecenasów z kręgów katolickich.
Jak obraz Matki Bożej Adorującej trafił na Śląsk?
Obraz nazywany Madonną Sobieskich, a koronowany przez papieża Jana Pawła II jako Matka Adorująca, znajduje się w katedrze we Wrocławiu od 1952 r. Przypuszczenie co do pochodzenia obrazu opiera się na relacji jednego z jego dawnych właścicieli z połowy wieku XVIII, barona Antona von der Goltza z Kłodzka. W liście do ówczesnego proboszcza parafii w Międzylesiu napisał on, że dzieło zostało podarowane Aleksandrowi Sobieskiemu, drugiemu synowi króla Jana III Sobieskiego, który w 1710 r. osiadł w Rzymie. Książe miał otrzymać ten obraz w 1713 r. z rąk papieża Klemensa XI jako uhonorowanie jego ojca w 30. rocznicę odsieczy wiedeńskiej. Sam baron zakupił to dzieło w 1750 r. i na prośbę właściciela majoratu w Międzylesiu Ottona von Althanna ofiarował do tamtejszego kościoła parafialnego. Obraz umieszczono w ołtarzu głównym i odtąd datuje się kult towarzyszący temu wizerunkowi.
W 1831 r. dzieło to przeniesiono na ścianę boczną prezbiterium, gdzie znajdował się do lat 50. XX w.
Na co dzień możemy oglądać obraz przyozdobiony zdobną suknią wykonaną z metali szlachetnych [obraz prezentujemy na okładce – red.]. Co o niej wiemy?
Sama sukienka jest podkreśleniem dewocyjnej roli dzieła w środowisku katolickim. Zdobienie odznacza się wysokim kunsztem artystycznym. Zresztą owo przyozdobienie obrazu miało swój ciąg dalszy. W tym roku obchodzimy 25. rocznicę wyróżnienia obrazu koronami papieskimi. To świadectwo kultowej rangi tego wizerunku. Przy czym sama sukienka z pozłacanego srebra pozbawiona jest znaków cechowych, tzw. punc. A to pozbawia nas możliwości wskazania autora tego dzieła.

Mater Dolorosa w sali wystawowej
Muzeum Narodowego we Wrocławiu

ARKADIUSZ PODSTAWKA/MATERIAŁY PRASOWE
MUZEUM NARODOWEGO WE WROCŁAWIU

Sama wystawa gromadzi wiele artefaktów. Które z nich są najcenniejsze?
Bezpośrednimi śladami po pobycie Sobieskich na Śląsku są XVII-wieczne figurki z kości słoniowej oprawione w drewniane ołtarzyki z 1734 r., które zostały podarowane przez członków tej rodziny do katedry wrocławskiej. Rzeźby figuralne miały należeć do samego króla Jana III Sobieskiego, a zostały ofiarowane przez jego wnuczkę, Marię Karolinę. Figurki wyobrażające świętych oraz Marię z Dzieciątkiem były darem papieża Benedykta XIII dla najmłodszej wnuczki Jana III – Marii Klementyny Stuart, a do katedry zostały przekazane przez jej ojca, Jakuba Sobieskiego. Barokowe figurki dawni właściciele polecili oprawić w drewniane ołtarzyki wykonane w stylu rokokowym. Realizację srebrnych ornamentów i plakiet powierzono lokalnemu złotnikowi, Johannesowi Chmurowskyemu. Oprawienie figurek pozwoliło nie tylko na ich wyeksponowanie i zabezpieczenie, ale także na umieszczenie stosownych podpisów pod nazwiskami dawnych właścicieli, a także twórcy. Autorem miał być jakoby Gian Lorenzo Bernini. Udział w realizacji tych dzieł tego najwybitniejszego rzeźbiarza doby baroku wydaje się jednak wątpliwy.
Pamiątek po rodzie Sobieskich na terenach historycznego Śląska zaczęło przybywać po zakończeniu II wojny światowej. Od 1945 r. do opuszczonego przez Niemców Wrocławia zaczęli napływać Polacy ze Lwowa i z tzw. Kresów Wschodnich II Rzeczpospolitej, które znalazły się w granicach ZSRR. Konsekwencją tego stanu rzeczy była reorganizacja lub wręcz likwidacja dawnych lwowskich instytucji kultury przez władze radzieckie. Uprzedzając roszczenia strony polskiej, postanowiono niewielką część zbiorów przekazać Polsce. W 1947 r. wiele z tych dzieł trafiło do Wrocławia. Wśród otrzymanych obiektów znalazły się także cenne pamiątki związane z rodziną Sobieskich.
Należą do nich obrazy Uczta w Jaworowie przypisywana Fransowi Geffelsowi i Wjazd króla Jana III Sobieskiego do Wiednia pędzla Juliusza Kossaka, także własnoręczne listy żony króla Jana III Sobieskiego – Marii Kazimiery d’Arquien zwanej Marysieńką do syna Jakuba.
Niezwykła historia towarzyszy zegarowi z Dziesławia pod Lubinem. Jest to zegar tarczowy z malarskim przedstawieniem bitwy pod Parkanami. To bez wątpienia jeden z ciekawszych obiektów, który można zobaczyć na wystawie. Zegar ufundowany został przez króla Jana III Sobieskiego do sanktuarium w Rudkach położonych na terenie dzisiejszej Ukrainy. Obiekt zachował się do naszych czasów dzięki determinacji dawnych mieszkańców Podhajczyk (wieś należała do parafii w Rudkach), przybyłych do Dziesławia po 1945 r. Udało im się odszukać i sprowadzić do Dziesławia proboszcza z ich dawnej parafii, który po II wojnie światowej przebywał na terenie diecezji przemyskiej. Duchowny, pamiętając o przywiązaniu społeczności do rodzimych pamiątek, przywiózł ze sobą część wotów z Rudek, w tym XVII-wieczny zegar tarczowy, który obecnie wisi nad amboną w kościele w Dziesławiu.

Jak układa się dotychczasowa współpraca z Archidiecezją Wrocławską?
Myślę, że to dobra okazja, żeby wypowiedzieć ogromną wdzięczność, jaka należy się abpowi drowi Józefowi Kupnemu. Wydaje się, że współpraca MNWr z AWr jest obopólnie korzystna. To jest najważniejsze. Naszej współpracy towarzyszy swoista pasja, umiłowanie i zrozumienie. Naszym wspólnym sukcesem jest nie tylko obecna wystawa Madonna i książę. Sobiescy na Śląsku, ale także wcześniejsze: ekspozycja prezentujące precjoza ze skarbca katedry we Wrocławiu, zabytki z kościoła św. Trójcy w Żórawinie czy też – a może przede wszystkim – przywrócenie Wrocławiowi ołtarza fundacji bpa Jerina. To jedna z donioślejszych chwil wspólnych inicjatyw. Tutaj, co warto podkreślić, niebagatelną rolę odegrało zaangażowanie ks. kanonika Pawła Cembrowicza, proboszcza parafii katedralnej.
Wspólnie z Archidiecezją pracujemy już nad kolejnym wielkim projektem. W tej chwili jednak nie mogę nic więcej zdradzić. Wspólne inicjatywy wymagają nie tylko obopólnego zaufania partnerów, w tym przypadku Archidiecezji Wrocławskiej i Muzeum Narodowego we Wrocławiu, ale również pewnej wyobraźni i odwagi. W moim odczuciu we współpracy między nami istnieje koincydencja tych wszystkich czynników.
Muzeum Narodowe we Wrocławiu składa się z kilku „członów”: Gmachu Głównego, Muzeum Sztuki Współczesnej, Panoramy Racławickiej i Muzeum Etnograficznego. Jakie są dzieje poszczególnych zbiorów? Co sprawiło, że tworzą jedną instytucję?
Muzeum Narodowe we Wrocławiu to jedno z największych i najważniejszych muzeów sztuki w Polsce. Powołane zostało do istnienia w 1947 r. jako Muzeum Państwowe, a uroczyście udostępniono je publiczności 13 lipca 1948 r. Dwa lata później przemianowano je na Muzeum Śląskie. Pod taką nazwą instytucja funkcjonowała przez 20 lat do 1970 r., kiedy to została podniesiona do rangi Muzeum Narodowego.
Zbiory Muzeum Narodowego we Wrocławiu liczą obecnie ponad 200 tys. obiektów reprezentujących wszystkie dziedziny sztuki, począwszy od średniowiecznej śląskiej rzeźby kamiennej i drewnianej, malarstwa śląskiego, polskiego i europejskiego, poprzez rzeźbę nowożytną i modernistyczną, rysunek, grafikę i bardzo bogate zbiory rzemiosła artystycznego minionych epok – od antyku przez średniowiecze do początków XX w., aż po zbiory książek i dokumentów. Trzon kolekcji tworzą artefakty głównie z obszaru Wrocławia i Dolnego Śląska, a znaczna część z nich pochodzi ze zbiorów dawnych muzeów niemieckich. Znajdują się tu także dzieła sztuki przekazane po II wojnie światowej z lwowskich galerii sztuki i muzeów przez ówczesne władze ZSRR. Kolekcja Muzeum Narodowego we Wrocławiu w głównym gmachu prezentowana jest w ramach sześciu galerii stałych: „Śląska rzeźba kamienna XII–XVI wieku”, „Sztuka śląska XIV–XVI wieku”, „Sztuka śląska XVI–XIX wieku”, „Sztuka polska XVII–XIX wieku”, „Sztuka europejska XV–XX wieku” oraz „Cudo-Twórcy”.

Gmach Główny Muzeum
Narodowego we Wrocławiu

ARKADIUSZ PODSTAWKA/MATERIAŁY PRASOWE
MUZEUM NARODOWEGO WE WROCŁAWIU

Dzięki hojnym darom oraz regularnie prowadzonym zakupom dzieł malarstwa, grafiki, rzeźby i rzemiosła artystycznego nasza kolekcja systematycznie się powiększa i przez to wrocławskie zbiory należą do najliczniejszych i najbardziej różnorodnych w kraju. Muzeum Narodowe we Wrocławiu posiada trzy oddziały: Muzeum „Panorama Racławicka”, Muzeum Etnograficzne oraz otwarte w czerwcu 2016 r. Muzeum Sztuki Współczesnej w Pawilonie Czterech Kopuł.
Wojenne i późniejsze losy Panoramy Racławickiej okazały się burzliwe. Obraz przeżył bombardowanie, wieloletnią egzystencję z trutką na szczury w naprędce skleconej drewnianej skrzyni, a po wojnie trafił do Wrocławia. Tu stał się obiektem starć i kartą przetargową polityków najwyższego szczebla i przez wiele lat nie był udostępniany publiczności, przeprowadzono jedynie kilka konserwacji płótna w szkolnych salach gimnastycznych. Kolejne społeczne komitety czyniły starania o właściwą konserwację i ekspozycję płótna, jednak niewygodna dla władz PRL-u tematyka obrazu powodowała wstrzymywanie działań. Oczekiwania wielu Polaków spełniły się dopiero po wstrząsie sierpnia 1980 r., kiedy to pomysł umieszczenia tego obrazu w istniejącej już we Wrocławiu rotundzie ekspozycyjnej uzyskał nareszcie przysłowiowe zielone światło. Dzieło Styki i Kossaka stało się wtedy świadectwem solidarności Polaków, którzy wielkodusznie zorganizowali zebranie funduszy na stworzenie odpowiedniego miejsca ekspozycji.
Uroczyście otwarta 14 czerwca 1985 r. Panorama Racławicka – arcyciekawa rotunda przy ul. Jana Ewangelisty Purkyniego, fantastycznie eksponująca obraz przedstawiający zwycięską bitwę pod Racławicami – natychmiast po otwarciu stała się główną atrakcją miasta i pozostaje nią nieprzerwanie do dziś. Wśród licznych gości zwiedzających Panoramę znaleźli się m.in.: papież Jan Paweł II, królowa Holandii Beatrix i Czesław Miłosz.
Muzeum Etnograficzne Oddział Muzeum Narodowego we Wrocławiu jest jedyną placówką na Dolnym Śląsku, która specjalizuje się w etnograficznej dokumentacji regionu oraz opisie i interpretacji jego kulturowej zmienności. Liczące ponad 20 tys. eksponatów zbiory Muzeum obrazują skomplikowane dzieje Dolnego Śląska, w którego przeszłości spotkały się dwie tradycje: przedwojenna – miejscowa i powojenna – osób przyjezdnych. Wyjątkowy obszar, na którym w krótkim czasie i na sporej powierzchni doszło do niemal całkowitej wymiany ludności, gdzie rzeczy pozostawione spotkały się z przywiezionymi.

Prezentacja najciekawszych obiektów w Pawilonie Czterech Kopuł jest próbą ukazania różnorodności i wielowątkowości polskiej sztuki nowoczesnej oraz współczesnej – poszczególne sekwencje ekspozycji ilustrują – z zachowaniem chronologii zjawisk – najważniejsze problemy artystyczne w sztuce polskiej XX i XXI w. Przestrzeń wystawiennicza podzielona została na dwie części: skrzydło wschodnie z wewnętrznym dziedzińcem, gdzie prezentowana jest wystawa „Kolekcja sztuki polskiej II połowy XX i XXI wieku”, oraz skrzydło zachodnie, przeznaczone na pokazy wystaw czasowych.
Jakie są plany, takie muzealne marzenia, które towarzyszą Panu Dyrektorowi?
Na pewno jest to Michael Willmann i temat Lubiąża. Kiedyś Muzeum Narodowe już było w tej wyjątkowej przestrzeni. Najpierw wykorzystywaliśmy tę ogromną klasztorną kubaturę na potrzeby magazynowe, a przez wiele lat także ekspozycyjne. Ten największy zespół klasztorny w Polsce i jeden z największych w Europie sprawia niezwykłe wrażenie. Obiekty o kubaturze 330 tys. m3 i rozległe tereny dookoła należały niegdyś do potężnego zakonu cystersów. Na Śląsk braci w białych habitach sprowadził w 1163 r. książę Bolesław Wysoki.
Pałac opata i klasztor w Lubiążu tworzą kompleks, którego zachodnia fasada ma 223 m długości. Szerokość północnego skrzydła pałacu wynosi 118 m. Jest tu ponad 300 pomieszczeń. Główne wejście na teren zespołu klasztornego prowadzi przez most nad fosą, który jest zamkniętym budynkiem bramnym z 1601 r. Dwie wieże wieńczą fasadę kościoła Wniebowzięcia NMP. W posadzce prezbiterium znajdują się płyty nagrobne z XIV w. Tu pochowano m.in. księcia Bolesława Wysokiego.
Po południowej stronie kościoła znajdowała się część klauzurowa z wirydarzem pośrodku, po północnej dwa skrzydła pałacu opata. Najpiękniejszym wnętrzem w klasztorze jest sala książęca w pałacu opata o wystroju z lat 1734–1738. Ma powierzchnię ponad 420 m2, zajmuje dwie kondygnacje. Jej wnętrze ozdabiają obrazy olejne, stiukowe rzeźby i freski.
Czy kiedyś Muzeum powróci do Lubiąża? Dzisiaj tego nie wiem, ale mam ogromną nadzieję. Myślę, że kiedyś dojrzejemy do tego, że wreszcie powszechnie uznamy, iż wartością dzieł Willmanna nie jest ich rozczłonkowanie, a ogrom przekazu śląskiego baroku wybrzmiewa najdonioślej właśnie w miejscu, dla którego zostały stworzone.

Monograficzna wystawa dzieł Michaela Willmanna zorganizowana
w Pawilonie Czterech Kopuł – Muzeum Narodowe we Wrocławiu, 2020 r.

ROMAN KOSZOWSKI /FOTO GOŚĆ