Pomagają wszyscy

O pomocy w obliczu
wojny, ogromie dobra,
którym dzielimy się
z potrzebującymi, oraz
nadziei na przyszłość
z Jarosławem Obremskim,
Wojewodą Dolnośląskim,
rozmawia

WOJCIECH IWANOWSKI

„Nowe Życie”

Wojciech Iwanowski: Ilu, szacunkowo, uchodźców z Ukrainy możemy spodziewać się na Dolnym Śląsku?
Jarosław Obremski: Wszystko zależy od tego, jak brutalna będzie to wojna, ile będzie trwała. Trzy tygodnie temu, czyli przed wojną, zakładaliśmy, że maksymalna liczba uchodźców to 500 000 do 1 000 000 osób. Już wiemy, że ta liczba może wzrosnąć nawet dwukrotnie.
Obecnie słychać głosy, że należało spodziewać się ponad 1 500 000 uchodźców. Szkoda, że nie było o tym mowy, nim ci ludzie dotarli do Polski, a najlepiej jeszcze w październiku lub w lutym. Te liczby pokazują, z jakim wyzwaniem się mierzymy. Należy mieć świadomość, że nie jest tak, iż możemy całą Ukrainę przeprowadzić do Polski. Nam również może grozić katastrofa humanitarna.
Ostatnio zasmuciła mnie, a jednocześnie zbulwersowała informacja, że strona niemiecka nie jest gotowa przyjąć więcej uchodźców zza naszej wschodniej granicy. Miejmy nadzieję, że ta postawa ulegnie poprawie.
W tej trudnej sytuacji trzeba pamiętać, że bez względu na to, o jakiej liczbie osób w Polsce mówimy, sytuacja uciekinierów zawsze będzie lepsza w naszej ojczyźnie niż w ogarniętym wojną kraju. Polski nikt nie bombarduje, nie trzeba uciekać do schronów, ludzie nie giną na ulicach. W obecnym kryzysie powinniśmy liczyć na daleko idącą solidarność europejską. Niektórzy jednak w dalszym ciągu nie potrafią wznieść się ponad konflikty polityczne, a przecież w takich chwilach powinniśmy być mimo wszystko zjednoczeni.

Jakie są największe wyzwania związane z obecnością takiej liczby osób potrzebujących pomocy na Dolnym Śląsku?
W krótkiej perspektywie takim wyzwaniem jest możliwość tworzenia odpowiedniej liczby miejsc noclegowych, instytucjonalnych, gdzie jesteśmy w stanie stworzyć warunki umożliwiające przetrwanie w sposób godny wszystkim potrzebującym pomocy.
Wybiegając do przodu, ważne będzie utworzenie miejsc pracy i uruchomienie odpowiedniego systemu tworzenia miejsc dyslokacyjnych. Trzecim wyzwaniem jest akomodacja młodych Ukraińców do naszego systemu edukacji. Być może będą to lekcje zdalne, odbywające się po ukraińsku. Oczywiście wszystkich należy możliwie szybko włączyć do nauki stacjonarnej. Wykazując się przy tym ogromną delikatnością.
Część uchodźców na pewno będzie chciała wrócić do swojej ojczyzny. Patrząc jednak na skalę konfliktu, będą oni wracać do ruin.
Kwestie mieszkaniowe i edukacja to w dużej mierze prerogatywa samorządów. Jak układa się współpraca pomiędzy Urzędem Wojewódzkim a samorządami na terenie Dolnego Śląska?
Mówiąc krótko: bardzo dobrze. Na Dolnym Śląsku jest ponad 200 samorządowców: marszałek województwa, prezydenci miast, starostowie, burmistrzowie i wójtowie gmin. Część z nich to ludzie doświadczeni i kreatywni, potrafiący tak interpretować przepisy i wykorzystywać możliwości prawne, żeby maksymalnie pomóc ofiarom wojny.

Wojewoda po odprawie z wolontariuszami
na Dworcu Głównym PKP we Wrocławiu

DOLNOŚLĄSKI URZĄD WOJEWÓDZKI

Generalnie wszyscy samorządowcy robią bardzo dużo, a niektórzy robią jeszcze więcej. Jeżeli pojawiają się problemy, to epizodycznie.
Z mniejszych miejscowości na pochwałę zasługuje choćby Węgliniec. Burmistrz szybko zorganizował punkt noclegowy w starej szkole, którą przy pomocy miejscowej społeczności szybko przysposobił i wyposażył do przyjęcia uchodźców wojennych. Obecnie mieszka tam blisko 40 pań z Ukrainy, wraz z rodzinami, które same się w budynku organizują. Sprzątają, gotują posiłki, ostatnio ugościły mnie nawet barszczem ukraińskim. Dzięki sprawnej organizacji część tych osób już znalazła pracę. Pomagają również sołtysi i społeczności z wiosek znajdujących się na terenie gminy. Zorganizowano nawet integracyjne ognisko. Podobnie było w niewielkiej Twardogórze, Walimiu czy turystycznym Karpaczu.
Z większych miast świetnie radzi sobie Bolesławiec, z doświadczonym włodarzem, odnajdującym się bardzo dobrze w bieżącym zarządzaniu kryzysowym. Podobnie było w trakcie pandemii koronawirusa. Dobrze radzą sobie także Dzierżoniów, Nowa Ruda, Jelenia Góra i Legnica.
Należy zaznaczyć, że dla wielu samorządowców nie mają znaczenia barwy partyjne. Liczy się chęć do pomocy i współpracy w obliczu wyzwania.
Musimy też mieć na uwadze fakt, że obok województwa mazowieckiego to właśnie Dolny Śląsk przyjął najwięcej uchodźców. Dolnoślązacy wyruszali na granicę pomagać już w pierwszych godzinach po inwazji Rosji na Ukrainę. Wciąż jesteśmy na etapie zbierania doświadczeń. Tutaj należy poczynić jedną uwagę. Nasz system prawny skonstruowany jest w taki sposób, że gros kompetencji zgromadzonych jest w samorządach. W nadzwyczajnych sytuacjach wojewoda może wydawać odpowiednie polecenia. Tak też się dzieje, jednak wiąże się to niekiedy z pewnym niezadowoleniem. Urzędnicy mieli bowiem swoje codzienne obowiązki, a teraz muszą zająć się pomocą Ukraińcom. W tym także pracownicy Urzędu Wojewódzkiego.
Pewien problem w dyslokacji uchodźców stanowi kwestia ich obecności na dolnośląskiej prowincji. Większość z nich nie chce opuszać dużych miast.

Potrzebna jest przy tym świadomość, że uchodźcy są ludźmi wolnymi, nie są pozbawieni praw obywatelskich. Ludzi nie dyslokuje się na zasadzie takiej, jakbyśmy przewozili towar, ale w pełni ich podmiotowości.
Jak przebiega współpraca z organizacjami
pozarządowymi zaangażowanymi w pomoc Ukraińcom?
Organizacje pozarządowe są różnej jakości i orientacji. Część z nich to profesjonaliści, którzy racjonalnie gospodarują siłami. Mają świadomość, że przed nami maraton, a nie sprint. Podczas długiego marszu zostaną ci, którzy uzyskają poważnych partnerów i zapewnią sobie długotrwałe finansowanie. Wyróżnić na pewno należy takie organizacje, jak: Fundacja Ukraina, Caritas, Fundacja Dortmundzko-Wrocławsko-Lwowska im. św. Jadwigi, Bank Żywności, Ptach czy Tratwa, która prowadzi Czasoprzestrzeń, a także Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie, które prowadzi Stację Dialog na Dworcu Głównym PKP we Wrocławiu. Oprócz tego w działania zaangażowane jest Wrocławskie Centrum Rozwoju Społecznego jako jednostka miejska koordynująca działania pomocowe i Dolnośląska Federacja Organizacji Pozarządowych.
Jeszcze przed wojną Urząd Wojewódzki nawiązał dobry kontakt z organizacjami ukraińskimi. Nikt z nas jednak nie chciał wierzyć, że ta wojna naprawdę wybuchnie.
Oczywiście w polskim systemie prawnym to głównie samorządy zlecają zadania publiczne organizacjom pozarządowym. Zatem to samorządowcy mają największe doświadczenie we współpracy z NGOsami. Najzwyklej w świecie mają to środowisko zsieciowane.
Jednak nie tylko NGOsy pomagały…
Myślę, że można stwierdzić z całą mocą, że pomagają wszyscy. Chciałbym zwrócić uwagę na ogromną pomoc płynącą od ludzi dobrego serca. Serdecznie dziękuję Dolnoślązakom za ich zaangażowanie. Myślę, że w tym miejscu warto wspomnieć także z punktu widzenia administracji rządowej, jak ważną rolę w działaniach pomocowych odgrywa Kościół katolicki. Wspominaliśmy o formułach zinstytucjonalizowanych, jednak mam tu na myśli działania prowadzone oddolnie w dolnośląskich parafiach i klasztorach.

Służba wolontariuszy na Dworcu
Głównym PKP we Wrocławiu

MACIEJ RAJFUR

Jest to zasługa nie tylko parafian, ale także sprawności proboszczów oraz przełożonych, księży, ojców i sióstr zakonnych.
Pomoc przyszła również ze strony Spółek Skarbu Państwa. Bardzo pomaga PKO Bank Polski, zarówno organizując wolontariat pracowniczy, jak i poprzez swoją Fundację. Przyszli w trudnym momencie i od razu wzięli się do pracy. Obojętny nie pozostał KGHM, który sfinansował część miejsc noclegowych i wyżywienie, przekazuje także odpowiedni sprzęt. Swoje środki uruchomiła także Fundacja Banku Gospodarstwa Krajowego, podobnie jak Fundacja PKN Orlen. Im wszystkim winni jesteśmy wdzięczność.
Świat akademicki, in gremio, także zaangażował się w pomoc ofiarom wojny. Stworzono prężnie działające wolontariaty, zapewniono tłumaczy, psychologów, prawników, inżynierów, udostępniono bazę noclegową uczelni, organizowano zbiórki. Zachowano się jak trzeba.
Pomagają wszyscy – każdy według swojej możliwości, na właściwą sobie skalę.
Wiele spraw dzieliło Polaków i Ukraińców. Tragiczna historia nie została do końca wyjaśniona. Jak wojna i postawa Polek i Polaków wpłynie na relacje polsko-ukraińskie? Pytam zarówno o te na szczeblu państwowym, jak i ludzkim – sąsiedzkim.
W Święto Ukrainy dało się słyszeć głosy o potrzebie wybudowania pomnika przyjaźni polsko-ukraińskiej. Osobiście uważam, że to inicjatywa spóźniona o jakieś 10 lat. Oczywiście są kwestie historyczne, które odżywają co jakiś czas. Ale to już przeszłość. Myślę, że jeszcze przed 24 lutego – wybuchem wojny, Polacy i Ukraińcy się lubili. Każdy z nas znał jakąś Ukrainkę lub Ukraińca z imienia i nazwiska. Nie jako obcokrajowca, ale jako jednego z nas.

Przed wybuchem tej straszliwej wojny na Dolnym Śląsku mieszkało 300000 Ukraińców. Nie było z tym związanych statycznie istotnych ekscesów.
Na pewno taka liczba uchodźców będzie niedogodnością. Czy na postrzeganie tego wpłynie historia? Być może. Na ten moment widać wielki szacunek i podziw dla bohaterstwa Ukrainy i jej mieszkańców. Oczywiście będą próby skłócenia obu narodów. Propaganda rosyjska działa w tej materii.
Wrocław jest też w pewnym sensie miastem pojednania. Tutaj metropolitą był kard. Bolesław Kominek, ojciec pojednania Polski i Niemiec. Na Dolnym Śląsku leży miejscowość Krzyżowa, jeden z symboli ruchu oporu przeciw totalitaryzmowi, ale również miejsce słynnej Mszy Pojednania. W mojej ocenie pojednanie Polaków z Ukraińcami już się dokonało. Trzydzieści lat temu Ukraińcy byli jednym z mniej lubianych przez Polaków narodów. Dziś sytuacja wygląda wręcz odwrotnie. Nasi sąsiedzi ze wschodu zasłużyli sobie na tę życzliwość ciężką pracą i serdecznością.
Zbliżają się Święta Zmartwychwstania Pańskiego. Niosą one ogromny ładunek nadziei. Co chciałby Pan Wojewoda przekazać z tej okazji naszym Czytelnikom?
Jako człowiek wierzący, który patrzy na Ukrainę, jestem w głębokim smutku. Wojna jest wstąpieniem do otchłani. Przeżywamy obecnie Wielki Piątek, wielu ludzi nie tylko straciło swój dom wraz z dobytkiem, ale także życie. Śmierć stała się czymś bardziej powszednim. Przy czym jest we mnie głęboka chrześcijańska wiara, że nastanie pełen nadziei poranek Niedzieli Zmartwychwstania. Choć jest to nadzieja trudna, to jednak niezachwiana.
Właśnie tej nadziei nam wszystkim życzę.