Matka Boga w akcji

Prześledzenie tekstów nowotestamentowych, które wspominają o Maryi,
często prowadzi do wniosku, że o Matce Chrystusa nie wspomina się zbyt często,
co wydaje się umniejszać Jej rolę. Dlatego tak ważne, a może nawet kluczowe jest
zejście do poziomu języka, który pozwala – nawet z pominięciem Tradycji
– rzucić na tę niezwykłą kobietę inne światło.

ANNA RAMBIERT-KWAŚNIEWSKA

Wrocław

Piętnaście tajemnic i Matka Boska Różańcowa,
malarstwo holenderskie (fragment),
olej na desce, XVI w.
Metropolitan Museum of Art, Nowy Jork

METMUSEUM.ORG/WIKIMEDIA COMMONS

Każdy egzegeta – czy to biblista, czy patrolog – a szerzej również języko- i literaturoznawca, czy po prostu filolog wie, że językowym wyznacznikiem aktywności jest orzeczenie (gdy mowa o częściach zdania), czy też, generalizując, czasownik (gdy mówimy o częściach mowy). Język, zwłaszcza za pośrednictwem form czasownikowych, umożliwia ukazanie Maryi w innym świetle. Czym zatem parała się ewangeliczna Maryja? Przyjrzyjmy się jedynie tym czynnościom, dla których pełni Ona w zdaniu funkcję podmiotu.
Matkująca
(Łk 2, 7)
Najważniejszym indykatorem tożsamości Maryi jest bezsprzecznie jej macierzyństwo, które od słynnego wykrzyknienia genoito moi – „niech mi się stanie” (Łk 1, 38) stało się najważniejszą sferą Jej życia. Chyba najpełniej tę zwykłą codzienność z Bogiem oddaje Łukasz, który wspomina, że Maryja zaraz po urodzeniu owinęła Jezusa (sparganoō) w pieluszki i jak do przygotowanego z pieczołowitością łóżeczka położyła w żłobie. Maryja zapewniła więc Bogu to, co niezbędne do ziemskiego życia, podczas gdy On ofiarował Jej to samo, gdy mowa o życiu wiecznym.
Szukająca relacji
(Mt 12, 46-47; Mk 3, 31; Łk 8, 20)
Kontrowersyjny fragment, w którym podmiotem jest Maryja bądź sama, bądź z towarzystwem. Pomińmy jednak zagadkowych braci Jezusa, a zatrzymajmy się wyłącznie na Maryi. Choć odbiór tekstu z Mt 12, 46-47 jest najczęściej negatywny, głównie ze względu na reakcję Jezusa, należy rzucić na niego odmienne światło, pozostawiając Czytelnikowi zachętę do dalszych poszukiwań.
Rodzina Jezusa z Maryją na czele szuka sposobności, by z Nim porozmawiać. U Mateusza znajdujemy w tej scenie połączenie dwóch niezwykle ważnych czasowników – dzēteō i laleō, oznaczających szukanie Boga i mówienie, czyli dwa elementy na wskroś ludzkiej modlitwy. Pierwszy z czasowników często związany jest z poszukiwaniem relacji z Bogiem (Mt 6, 3), drugi natomiast z przemawianiem bez oczekiwania odpowiedzi; Marek przywołuje natomiast czasowniki apostellō i fōneō, posyłanie i wołanie, wyrażające chęć zwrócenia uwagi Jezusa. W wypadku pierwszego z nich rzecz staje się o tyle kontrowersyjna, że rodzina Jezusa szuka pośredników, którzy ściągną Go do nich. Z drugiej jednak strony, czyż nie tak jest w naszym rozumieniu z kultem świętych? Czyż nie prosimy ich o to, by przybliżyli nam Boga? Co do fōneō, choć obecny w różnych kontekstach, często związany jest z poszukiwaniem bliskości; gdy mowa o Łukaszu, dobór czasowników jest jeszcze inny: histēmi i thelō idein, które wyrażają stanie i pragnienie zobaczenia. Wydają się one implikować wręcz kontemplację, której nadrzędną cechą jest wytrwałość. Matka Pana, będąca podmiotem tych wszystkich czynności, staje się zatem przykładem autentycznej ludzkiej modlitwy.
Przemawiająca i pośrednicząca
(Łk 1, 34.38; 2, 48; J 2, 3.5)
Punktem zwrotnym w życiu Maryi był bezsprzecznie moment zwiastowania. Od tego bowiem momentu dziewczyna z Nazaretu budowała relację z Bogiem nie tylko w duchu, ale również en personne, czyli – upraszczając – w rzeczywistości materialnej. Chyba już jej spotkanie z Gabrielem jest pierwszym świadectwem jej wyjątkowego statusu kobiety, która mogła rozmawiać z archaniołem, urodzić i zamieszkać z Synem Boga, którego z radością i pomimo wiążących się z tym problemów przyjęła (Łk 1, 38), karmiła, tuliła, po matczynemu kochała, a z Którym może niekiedy wiodła drobne domowe spory? Wydają się tego dowodzić słowa, które do Boskiego Nastolatka skierowała w świątyni – „dlaczego nam to zrobiłeś?” (2, 48). Maryja pełniła również rolę mediatorki czy też pośredniczki. Być może bez jej zaangażowania cud przemiany wody w wino w Kanie Galilejskiej nie doszedłby do skutku (J 2, 3.5). Warto zaznaczyć, że w Maryi dokonała się jakaś przemiana, z dziewczyny, która nie rozumiała, ale zaufała, w kobietę rozpoznającą wolę Syna.

Przychodząca i pozostająca
(Łk 1, 39.44.56)
Stukilometrowa wędrówka w trzecim miesiącu ciąży? Dla kobiet, które przeżywały trudy i strachy pierwszego trymestru, nie do wyobrażenia, natomiast dla Maryi żaden problem, gdy wymaga tego sytuacja. Wybrała się ona w tereny górzystej Judei, by wspomóc ciężarną Elżbietę, u której zabawiła około trzech miesięcy. Jej pomoc – ta zwykła, kobieca – była z pewnością nie do przecenienia.
Wierząca i radośnie wielbiąca

(Łk 1, 45-47)
Maryja nie miała wątpliwości co do prawdziwości słów anioła. Nie zachwiała się, ale bezwarunkowo uwierzyła (pisteusasa). Z jej wiary natychmiast wypłynęło uwielbienie Boga, nie tyle ze względu na wybranie, ile z powodu radości, która wynikała ze spełnionej obietnicy wobec całego narodu żydowskiego, a właściwie całej ludzkości (Łk 1, 46-47).
Podziwiająca
(Łk 2, 33)
Gdy wraz z Józefem, wypełniając Prawo, ofiarowali Syna w świątyni, spotkali Symeona, który wykrzyczał swój pełen uwielbienia kantyk. Choć tłumaczenia biblijne wspominają, że „dziwili się temu, co o Nim mówiono” (Łk 2, 33), co wiązać można ze skonfundowaniem, lepiej rozumieć ich reakcję w kategoriach wielkiego podziwu, ponieważ takie jest również znaczenie czasownika thaumadzō.
Obecna, zapatrzona i zasłuchana
(Łk 2, 19.51; J 19, 26; Dz 1, 14)
Ostatecznie Maryja toczyła wewnętrzną walkę pomiędzy matczyną miłością a wiernością Córki Najwyższego. Najpełniej wyraża ten stan czasownik symballō, który delikatnie sugeruje, że Maryja rozważała czyny Syna w swoim sercu. Choć przekład ten nie jest zły, za wspomnianym czasownikiem dostrzec można rozterki, które rozrywały serce i leżały u źródła potężnych emocji – już od momentu narodzin Jezusa (Łk 2, 19). Maryja wydaje się w swoim życiu łapać niezwykłe chwile, by nie uronić z nich nic, co ważne i cenne w nazaretańskiej codzienności. Również sytuacje dla niej tak trudne, jak zaginięcie nastoletniego Dziecka (2, 51). Cały ten namysł i towarzysząca od poczęcia łaska silnie Maryję  gruntowały.
Staje się to szczególnie widoczne w czasie egzekucji Jezusa. Maryja w grupie kobiet stała i spoglądała na swoje ukrzyżowane Dziecko (J 19, 25). Kontemplowała widok, który musiał łamać jej serce. Nie poddawała się jednak rozpaczy. Lakoniczne, milczące na temat jakichkolwiek aktów matczynej rozpaczy opisy ewangelistów wydają się podkreślać Jej wielką siłę i odwagę, będące efektem ponadtrzydziestoletniego wpatrywania się w Syna Bożego.
Bezsilna i cierpiąca
(Łk 2, 48; 8, 19)
Niepewność losu dziecka jest dla matki ogromnym brzemieniem i źródłem strachu. Taki z pewnością przeżyła Maryja wraz z Józefem, gdy ich Nastolatek bez słowa oddalił się w tłumie, by nauczać w świątyni (Łk 2, 48). Maryja wydaje się czynić Mu wyrzut. Jej Niepokalanie nie wiązało się przecież z wygłuszeniem emocji! Jej poszukiwania były więc naznaczone bólem – bólem zagubienia Syna i oddalenia Boga. Dla Maryi ta niemożność bycia blisko musiała być trudna i naznaczona bezsilnością (8, 19), a apogeum znalazła w widoku Baranka na krzyżu.
Modląca się we wspólnocie
(Dz 1, 14) Gdy dokonała się Pascha Pana i Jego Wniebowstąpienie, Maryja nie powróciła do siebie – nie tylko ze względu na to, że powinna pozostawać blisko przysposobionego testamentem Jezusa Jana (J 19, 26-27). Postanowiła trwać i modlić się we wspólnocie, ponieważ wiedziała, że Jej domem stała się odtąd nowa, zrodzona dopiero wspólnota – Kościół. I w niej też pozostała, stając się najskuteczniejszą Orędowniczką ludzkości.