„WIEM, KOMU UWIERZYŁEM” (2 TM 1,12)
Apologia na dzień powszedni

Ku ostatecznemu starciu

„Niemożliwe, aby Jezus zmartwychwstał”.
Niemożliwe, aby Jezus NIE zmartwychwstał.

KS. MACIEJ MAŁYGA
Wrocław

„Śmierć zwarła się z życiem i w boju, o dziwy,
choć poległ Wódz życia, króluje dziś żywy”
(Sekwencja wielkanocna)

VICTORIA BORODINOVA/PIXABAY.COM

Niemożliwe było, aby śmierć panowała nad Nim” – to stwierdził Piotr w mowie po zesłaniu Ducha Świętego (Dz 2, 24). Nie było takiej opcji, aby Jezus pozostał martwy; dla Piotra Nie-zmartwychwstanie Jezusa należy do spraw, które nie mogły się wydarzyć.
Podstawy wiary Piotra
Co pozwoliło Piotrowi wyznać, że Jezus zmartwychwstał? Doświadczenia paschalne: 1) oglądanie pustego grobu, 2) spotkanie ze Zmartwychwstałym i 3) dar Ducha Świętego.
Innym pytaniem jest jednak, co nakazało Piotrowi stwierdzić, że inaczej stać się nie mogło? Jego doświadczenia przedpaschalne, wprawdzie naruszone przez skandal Ukrzyżowania, ale „dnia trzeciego” odzyskane z większą świadomością i głębią: 1) wiara w Boga Izraela, który jest Stwórcą i Panem życia, 2) znajomość Pisma i Proroków (zmartwychwstał „zgodnie z Pismem”; 1 Kor 15, 4), w końcu 3) pamięć o słowach i czynach z życia Jezusa przed Ukrzyżowaniem.
I tym ostatnim przypatrzymy się bliżej.
„Śmierć zwarła się z życiem”
W powieści Cień Ojca Jan Dobraczyński włożył w usta jednego z mędrców ze Wschodu słowa, że już w Betlejem „śmierć zaczęła za [Jezusem] swój pościg” i że wszystko, „czego przyjdzie Mu dokonać, tego dokona w ciągłej ucieczce”. Owszem, śmierć ruszyła na Jezusa. Ale Jezus przed nią nie ucieka; wręcz przeciwnie, sam na nią naciera. Dąży do ostatecznego z nią zderzenia. Jezus w swym ziemskim życiu mierzy się z coraz potężniejszymi siłami śmierci: z chorobami duszy, chorobami ciała, bardziej i bardziej potężnymi, ze śmiercią innych, w końcu ze śmiercią własną. Za owymi rzeczywistościami stoi Szatan, właściwy Przeciwnik (zgodnie z etymologią tego hebrajskiego słowa).
Gdy Syn Boży przyjął ludzką naturę i zaczął żyć jak człowiek, Szatan i złe duchy nie miały właściwego, pełnego rozeznania, kim jest Jezus z Nazaretu. Jak pisze św. Tomasz z Akwinu w Sumie teologicznej, Szatan i inne zbuntowane złe duchy nie utraciły swej inteligencji; jednak wiedza o Królowaniu Boga w Jezusie Chrystusie, w różnym stopniu objawiona im niegdyś przez Boga, po buncie stała się dla nich pomniejszona; złe duchy nie poznały w pełni tajemnicy Uniżonego Syna Bożego.

Zdumiony przeciwnik rzucał więc na Jezusa coraz większe siły, aż stanął twarzą w twarz z Nim samym: śmierć zwarła się z życiem. Popatrzmy na to bliżej, jak widział to również Piotr. Jezus uzdrawia w Kafarnaum opętanego przez jednego ducha nieczystego (Mk 1, 23-28); uwalnia Marię Magdalenę od „siedmiu złych duchów” (Łk 8, 2); na drugim brzegu Jeziora Galilejskiego uwalnia mężczyznę od „legionu” złych duchów (Mk 5, 1-20). Jezus uzdrawia kobietę, która od dwunastu lat cierpi na upływ krwi (Mk 5, 25-34), nad sadzawką Siloam mężczyznę chorego od trzydziestu ośmiu lat (J 5, 1-9), niewidomego przez całe życie, od urodzenia (J 9, 1-12).
Uzdrawia trędowatego, który za życia należał już do królestwa śmierci (Mk 1, 40-45), wskrzesza syna wdowy z Nain w dzień jego śmierci (wówczas pogrzeb odbywał się tego samego dnia; Łk 7, 11-17), wskrzesza Łazarza, cztery dni po jego śmierci (J 11, 1-44).
Ze wszystkich tych starć Jezus wychodził zwycięsko, nieustępliwie dążąc do osobistej, bezpośredniej konfrontacji ze Złem. Rusza do Jerozolimy, „utwierdzając, wzmacniając swoją twarz” (Łk 9, 51), prawdziwy Syn Człowieczy o czole twardym jak diament (Ez 3, 9). „Niemożliwe, aby śmierć panowała nad Nim”. Jezus miał władzę nad życiem opętanego, trędowatego, Łazarza i nad swoim także: Nikt Mu życia nie odebrał, lecz On ma moc sam je oddać i sam je odzyskać (J 10, 18). Gdy oszołomiony tą historią Piotr doszedł do siebie, stwierdził, że inaczej niż zwycięstwem Jezusa skończyć się to starcie nie mogło.
Kości Jezusa. Ale którego?
Ale co ma myśleć turysta, który zwiedza jerozolimskie The Israel Museum i na własne oczy ogląda autentyczny grób Jezusa, syna Józefa z I w.? Od epoki Machabeuszów Jeszua było jednym z najpopularniejszych męskich imion; znika nagle dopiero na początku II w., bo dla chrześcijan jest zbyt święte, a dla nowego, pobiblijnego judaizmu przeklęte. Znaleźć więc kości jakiegoś Jezusa, syna jakiegoś Józefa z tamtego czasu to „sensacja” tej miary, co dziś na cmentarzu znaleźć grób jakiegoś Piotra, syna jakiegoś Jana. Żadna.

Warto: nie tracić nadziei.
Śmierć przegra.