MAŁŻEŃSTWO (NIE)DOSKONAŁE

Co z tego?

Przed niemal 23 laty stanęliśmy przed ołtarzem i staliśmy się małżeństwem.
Zapewne wielu spośród czytających te słowa także doświadczyło w przeszłości
takiego przeżycia bądź złożyło inne śluby. I co z tego wynika? Ano wynika bardzo dużo,
a w zasadzie może tylko jedno – to jest nasza droga zbawienia.

AMELIA I DOMINIK GOLEMOWIE

Wrocław

Uchodźcy z Ukrainy na wrocławskim dworcu

MACIEJ RAJFUR

I tyle! Jesteśmy wzajemnie odpowiedzialni za swoje zbawienie, a także za prowadzenie ku zbawieniu dzieci, które przyjęliśmy. Skoro taką drogę obraliśmy, to nie ma w niej nieistotnych sytuacji dla naszego osiągania celu podróży. Nie możemy podczas tej podróży wypuścić kierownicy ani przegapić drogowskazu. Konsekwencje pojawią się natychmiast, albo po czasie, ale z pewnością nastąpią i nie przybliżą nas do celu.
Każda zatem decyzja, bez wyjątku, musi być podejmowana w perspektywie zbawienia. Każda, i to jest niesłychanie trudne, i tu popełniamy dużo błędów i przeoczeń. Mowa tu nie tylko o zaciąganiu kredytów czy przyjęciu bądź odrzuceniu intratnej posady.
Każde spotkanie przy stole, wspólne zakupy itp. są na naszej drodze ku zbawieniu. Każde wyjście z domu do pracy to okazja na pocałunek i pobłogosławienie żony, męża…
Każda okoliczność jest nam zadana. Teraz, kiedy piszemy te słowa, trwa straszna, niepojęta wojna. Wiele tysięcy ludzi zginęło, docierają do nas setki informacji, niemal każdy z nas z uwagą je śledzi. I co z tego wynika dla mojego, naszego zbawienia? Czy włączam się w dzieło pomocy? Czy robię to ofiarnie, a nie tylko po to, żeby pochwalić się tym na swoim profilu? Czy mam tyle siły, żeby wyłączyć media, uklęknąć razem i odmówić różaniec, upraszając pokoju dla żyjących, a zbawienia dla zabitych?
Czy może jednak z łatwością znajduję uzasadnienie i usprawiedliwienie, żeby nie odrywać się ani na chwilę od ekranu telewizora, komputera czy smartfona i analizować w pełnym trwogi podnieceniu zestawienia liczb, danych, informacji z niezliczonych źródeł? Czy robię z siebie wojennego eksperta w dresie, z myszką w łapce, czy może jednak dam radę podjąć w tej intencji pokutę i modlitwę?

Sporo pytań się namnożyło w tym tekście, ale czasy są niepewne, zatem pytania same się lęgną. Czy wobec tego w tym pędzącym, chaotycznym świecie jesteśmy w stanie poszukiwać mocniejszych więzi z Panem Bogiem, czy tylko coraz szybszego internetu?
Czy ufnie staramy się korzystać z mocy łaski naszego sakramentu? Poruszające jest to, jak wiele z naszych rodzin w szczerym odruchu dobrego, otwartego serca przyjęło do swego domu matki z dziećmi szukające schronienia, szukające bezpieczeństwa. Tym samym stajemy się wobec tych, których przyjęliśmy, świadkami Chrystusa. Naszym zadaniem jest świadczenie o Jego miłości, o naszej wierze, z której wypływa nasza zdolność do podzielenia się domem, chlebem…
Nie ma w naszym życiu wydarzeń ani chwil, które nie miałyby nas przybliżyć do zbawienia. Cała trudność polega na tym, aby ich nie zmarnować i nie żądać natychmiastowych efektów. Chcemy w naszych modlitwach niemal dyktować Panu Bogu, co ma zrobić, w jaki sposób i w jakim czasie, aby pasowało to do scenariusza naszych oczekiwań.
Jak bardzo trudna jest ta wytrwałość i pokora oczekiwania… Zamiast cichej ufności łatwo dajemy się zaślepić faktom, uwodzić narracjom o konieczności tego lub owego. Ale pamiętajmy: na 100 urodzonych 100 umrze, to tylko kwestia czasu, a kierunek jest jeden – Niebo.
Błogosławieni małżonkowie, Maria i Alojzy Beltrame-Quattrocchi „weszli do Nieba” razem, pod rękę, w małżeńskim objęciu, tak wykorzystali czas swej wspólnej drogi… my też tak możemy i też tak chcemy… Tak nam dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy święci.