Beatyfikacja Niewiast Dzielnych

Paschalis Jahn, Edelburgis Kubitzki, Melusja Rybka, Felicitas Ellmerer, Sabina Thienel, Rosaria Schilling, Adela Schramm, Acutina Goldberg, Adelheidis Töpfer, Sapientia Heymann – to dziesięć elżbietańskich męczenniczek, które od lutego do maja 1945 roku poniosły śmierć z rąk żołnierzy Armii Czerwonej. 11 czerwca we wrocławskiej katedrze odbędzie się ich beatyfikacja.

MAGDALENA LEWANDOWSKA

Wrocław

Siostra Maria Paschalis – Magdalena Jahn

ZDJĘCIA AUTORKA

To niezwykle ważny dzień dla naszej archidiecezji – pierwsza beatyfikacja w powojennej historii Wrocławia! To także pierwsza beatyfikacja ofiar komunizmu na Śląsku. Siostry zginęły na terenie Dolnego Śląska i Śląska Opolskiego. Te wszystkie miejsca należały wtedy do archidiecezji wrocławskiej. Po podziale administracyjnym groby elżbietanek znalazły się w diecezji legnickiej, świdnickiej, opolskiej, zielonogórskiej i we wrocławskiej.

– Dzisiejszy człowiek, pędzący za doczesnością, potrzebuje wzorów i przykładów, które pokażą, że najważniejszą sprawą jest poznanie Boga i Jego miłość do ludzi. Takim wzorem jest s. Paschalis Jahn i jej Dziewięć Towarzyszek – mówi s. Miriam Zając, postulatorka procesu beatyfikacyjnego na szczeblu diecezjalnym. – Życie codzienne naszych sióstr było bardzo proste: uczyły dzieci i młodzież, opiekowały się chorymi, cierpiącymi i opuszczonymi. Każda z nich starała się wywiązać jak najlepiej ze swoich obowiązków. Mimo że żyły ubogo, dzieląc ubóstwo z innymi, to odznaczały się bogactwem cnót, radykalnym życiem ewangelią, były jak niewiasty mężne zakorzenione w Bogu. Motto ich działania to słowa Chrystusa: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z moich braci najmniejszych, mnieście uczynili”. Na serio i bez zastrzeżeń podjęły to wyzwanie. Myślę, że ich duchowość pełna prostoty i troska o człowieka jest realną odpowiedzią na potrzeby współczesnego świata – podkreśla siostra Miriam.

Elżbietańskie męczenniczki ginęły w obronie własnej czystości, broniąc godności innych, a także pełniąc posługę samarytańską wśród tych, którzy zostali bez pomocy i opieki.

Nie tylko podziw
Ich droga na ołtarze trwała długo. Przez całe lata nie wolno było mówić o bestialskim zachowaniu czerwonoarmistów, ani też nie wolno było opowiadać o bohaterskich postawach sióstr zakonnych. Dzisiaj imiona tych sióstr wydobywa się z kart historii, aby przypomnieć współczesnemu człowiekowi o wielkiej postawie i wielkich świadkach wiary. – Proces nie mógł się wcześniej rozpocząć, chociaż już w 1946 roku nasze siostry czyniły ku temu starania. Dopiero w wolnej Polsce mogłyśmy odpowiedzieć na apel Ojca Świętego Jana Pawła II, który bardzo namawiał, aby wydobywać z kart historii osoby oddające życie z miłości ku Bogu, za Ojczyznę czy za bliźnich – tłumaczy siostra Miriam. 

Otwarcie procesu beatyfikacyjnego na etapie diecezjalnym miało miejsce 25 listopada 2011 roku i dokonał go abp Marian Gołębiewski. Natomiast 4 lata później, 26 września 2015 roku, odbyło się zamknięcie procesu diecezjalnego i przekazanie akt do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych w Rzymie. – Kiedy dziś przyglądamy się życiorysom Służebnic Bożych, sióstr elżbietanek, czynimy to nie tylko po to, by podziwiać ich odwagę i wiarę. Owszem, jesteśmy pełni podziwu i chwalimy Boga za ich odwagę, męstwo, świadectwo wiary i miłości. Ale nie chodzi tu tylko o podziw. Nie wpatrujemy się w przykład sióstr elżbietanek, by zachwycać się ich gotowością do poświęceń dla zachowania złożonych ślubów. Patrzymy na nie, by uwierzyć w moc, którą każdy z nas otrzymał w sakramencie chrztu św., bierzmowania, a niektórzy z nas w sakramencie małżeństwa, podczas święceń kapłańskich czy ślubów zakonnych. Uwierzmy w moc Chrystusa, która jest w każdym z nas! Otrzymaliśmy ją od Boga po to, by realizować nasze powołanie życiowe, chrześcijańskie, by stawiać czoła własnym słabościom i leczyć słabości innych, by ewangelizować świat – mówił podczas zamknięcia etapu diecezjalnego abp Józef Kupny.

Przedstawicielki wszystkich ofiar
Postulatorka procesu beatyfikacyjnego podjęła ogromną pracę, by zgromadzić jak najwięcej świadectw i dokumentów o męczenniczkach. – Wiedziałam, że zbieranie materiałów dowodowych do procesu beatyfikacyjnego będzie bardzo trudną sprawą, ponieważ dzielił nas okres wielu lat od wojny. Odwiedziłam prawie 50 miejscowości, szczególnie na Śląsku Opolskim, gdzie szukałam świadków naocznych, świadków ze słyszenia, świadków z rodzin i śladów sióstr męczenniczek. Udało się także zdobyć 28 świadków za granicą Polski. Poza tym kwerendy w archiwach państwowych i zakonnych w Polsce, Niemczech, Czechach naprowadziły na ślady sióstr i udało się zebrać dokumentację dotyczącą 10 elżbietanek. Niektóre relacje pozyskałam od rodzin męczenniczek, np. krewnych jednej z sióstr, którzy jako dzieci spotykali się ze swoją ciocią, a potem słyszeli o jej dramatycznych losach. Udało mi się także porozmawiać z panem, którym opiekowała się jedna z przyszłych męczennic, gdy był przedszkolakiem – relacjonuje siostra Miriam.

Te 10 elżbietanek przypomina o losie wielu innych kobiet. – Są przedstawicielkami mnóstwa innych ofiar Sowietów, zarówno zakonnic, jak i świeckich osób. O wielu wiemy, jednak nie ma możliwości wystarczającego udokumentowania wszystkich takich wydarzeń, zdobycia relacji świadków – mówi historyk ks. prof. Józef Pater. – Przez wiele lat po wojnie sprawa tych gwałtów, morderstw była tematem tabu. Dopiero po roku 1989, po zmianach w Polsce i w krajach sąsiednich, można było mówić o tym, co działo się przeszło 70 lat temu. Przez to zapomnienie – bo przecież wielu świadków odeszło już do wieczności – zbieranie materiałów było trudne. Udało się wyszukać 10 sióstr męczenniczek, których los pokazuje, co elżbietanki przeżyły z rąk Armii Czerwonej. Samych elżbietanek zginęło wtedy ponad 100, ale ginęły także siostry z innych zgromadzeń.

Martyrologium elżbietanek
Ks. prof. Józef Pater przybliża dramatyczne losy Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety podczas II wojny światowej: – Pod koniec XIX w. powstały we Wrocławiu nowe zgromadzenia, takie jak elżbietanki, marianki czy jadwiżanki. Siostry elżbietanki podjęły się trudnego zadania szczególnej opieki nad chorymi, potrzebującymi, biednymi. Mimo że była to praca niezwykle trudna, sporo dziewcząt zgłaszało się do Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety – rocznie po 200, a nawet 300 osób. Stąd zgromadzenie w krótki czasie otwarło swoje domy w wielu parafiach – na Dolnym Śląsku było ich 179, na Górnym Śląsku 57, na Dolnym Śląsku ponad 900 sióstr, na Górnym ponad 600. W 1945 roku żołnierze Armii Czerwonej niemal na każdym kroku na Śląsku spotykali właśnie elżbietanki. A Stalin swoim generałom dał rozporządzenie, że im bliżej końca wojny, tym żołnierze mają być okrutniejsi, nie zważając na wiek, płeć, stan. Siostry były gwałcone, zabijane, ale też skazywane na dłuższe męczarnie. Gdy zostały zamordowane, nie było specjalnych obrzędów pogrzebowych. Nieraz miejscowi mieszkańcy grzebali siostry potajemnie, wieczorem, żeby nie ponosić konsekwencji ze strony czerwonoarmistów.

Biała Róża z Czech
Elżbietańskim męczenniczkom przewodzi s. Paschalis Jahn, najmłodsza spośród tej grupy zamordowanych sióstr. Zginęła w wieku zaledwie 29 lat na terenie obecnej Republiki Czeskiej. Jej kult był też od początku niezwykle żywy, dlatego to ją zgromadzenie wybrało na reprezentantkę męczenniczek.

S. Miriam Zając, postulatorka procesu beatyfikacyjnego
podczas otwarcia wystawy o siostrach męczenniczkach

11 maja – a więc już po oficjalnym zakończeniu wojny – w Sobotinie, czeskiej miejscowości, w której przed Armią Czerwoną ukryły się siostry elżbietanki, jeden z sowieckich żołdaków jeździł na rowerze. Miejscowa nauczycielka zaalarmowała zakonnice i siostry ukryły się w łóżkach starców, którymi na co dzień się opiekowały. Niestety s. Paschalis nie usłyszała ostrzeżenia. Żołnierz radziecki ją znalazł. Siostra uciekała, wołając: „Należę do Chrystusa! Nie dotykaj mnie”, ale pobłądziła i trafiła do małego pomieszczenia bez wyjścia. Gdy próbował ją chwycić, wyrwała się. Zagroził, że będzie strzelał. „Chrystus jest moim Oblubieńcem. Tylko do Niego należę” – odparła, po czym uklękła i trzymając w ręce krzyżyk różańca, powiedziała: „Proszę wszystkie drogie siostry o wybaczenie. Mój Jezu, daj mi siłę”. Pocisk trafił prosto w serce zakonnicy.

Siostrę pochowano na cmentarzu w Sobotinie, u wejścia do zakrystii kościoła parafialnego. Miejscowi od razu mówili, że chowają świętą. Jednym z pierwszych nawróceń, które przypisywane są elżbietance, była duchowa przemiana szefa miejscowego oddziału NSDAP o nazwisku Höning, który w czasie wojny donosił Niemcom na proboszcza. Po morderstwie siostry przyszedł do kościoła i długo klęczał przed trumną z ciałem zmarłej. I chociaż po wojnie nie można było mówić o przestępstwach popełnionych przez Armię Czerwoną, pamięć o siostrze Paschalis trwała. Nazwano ją Białą Różą z Czech. 

Rosaria z Wrocławia
„Nadeszła straszliwa noc! [21/22 lutego 1945 roku] Siedziałyśmy w mrocznym pokoju, jedna tuż przy drugiej, modląc się po cichu. Około godziny 8.00 te potwory, czerwonoarmiści, z głośnym łomotem i krzykiem po schodach wpadły do naszego pokoju, oświetliły ostrym światłem każdą z nas i pytały: Ile masz lat? […] Rozpętało się dzikie piekło, te straszne postacie złapały siostrę Marię Rosarię. Ona dzielnie się broniła, dopóki nie pochwycono ją z trzech stron równocześnie. Dzicy żołdacy wywlekli ją na zewnątrz” – to relacja męczeństwa s. Rosarii Schilling, wrocławianki, zanotowana w kronice Schlesisches Inferno K.F. Grau. Ponad trzydziestu bolszewików gwałciło ją godzinami. Wróciła późnym wieczorem, cała zalana krwią, z ranami na głowie i wewnętrznym krwotokiem. Następnego dnia żołnierz zastrzelił ją, gdy próbowała uchronić się przed podobną sytuacją. Jej ostatnie słowa brzmiały: „Jezus, Maryja”. Bestialstwa „oswobodzicieli” doświadczyła w Nowogrodźcu. Miała wtedy 37 lat.

A była kobietą piękną, szczupłą i elegancką, bardzo lubianą i szanowaną przez tych, wśród których pracowała. Rudolf Ruckert, który był ministrantem w kościele w Nowogrodźcu i znał ją osobiście, zeznawał, że „była bardzo lubiana przez swoje współsiostry… Służąc do Mszy św., zrobiła na mnie wrażenie bardzo pobożnej siostry. Będąc w przedszkolu, czasami zastępowała inną siostrę i była bardziej lubiana przez dzieci niż tamta. Rozpieszczała dzieci. Po Mszy św. przygotowywała śniadanie dla ministrantów, co nas bardzo cieszyło…”.

Niech żyje Chrystus Król!
S. Melusja (Marta Rybka) 24 marca 1945 roku w Nysie stanęła w obronie uczennicy prowadzonej przez siostry szkoły gospodarstwa domowego. Nie pozwoliła żołnierzowi jej zabrać. Kiedy wrócił w towarzystwie innego czerwonoarmisty, zaatakował ją. Ogłuszył ją i wyciągnął z pokoju. Osoby, które schroniły się w pobliskiej piwnicy, usłyszały szamotaninę i strzały. Żołdacy na odchodnym podpalili dom. Jak wspominają świadkowie wydarzeń, rozprzestrzeniający się szybko ogień zatrzymał się przed pokojem, gdzie leżało ciało siostry. W związku z pożogą wyniesienie ciała zamordowanej z miejsca kaźni nie było możliwe. Zrobiono to dopiero kilka dni później i pochowano ją w przyklasztornym ogrodzie.

S. Acutina opiekowała się w Lubiążu młodymi dziewczętami, których rodzice zginęli podczas wojny. – Została zabita, gdy uciekała stamtąd z dziewczętami w stronę Krzydliny Małej. Niestety, tą drogą przejeżdżali pijani Sowieci. Gdy siostra broniła zdecydowanie dziewcząt znajdujących się pod jej opieką, dowódca zastrzelił ją – opowiada s. Miriam. I dodaje, że okoliczni mieszkańcy do dziś wspominają, iż na polu, gdzie zginęła, bardzo długo nic nie chciało rosnąć. Została pochowana w grobie na cmentarzu parafialnym w Krzydlinie Małej i spoczywa najbliżej Wrocławia.

S. Felicyta zginęła w Domu św. Elżbiety w Nysie, kiedy stanęła w obronie przełożonej. Żołnierz próbował wyprowadzić ją na zewnątrz. Ponieważ się wyrywała, oddał ostrzegawczy strzał. W odpowiedzi na to s. Felicytas stanęła pod ścianą, wyciągnęła ręce na kształt krzyża i zawołała: „Niech żyje Chrystus Kr…”. Ostatnie słowo przerwała kula. Rozzłoszczony napastnik deptał po śmierci jej głowę i klatkę piersiową.

Przerażająco aktualne
Chociaż trudno nam w to uwierzyć, na naszych oczach powtarza się dramatyczna historia sióstr, tym razem na Ukrainie. Nowe pokolenia żołnierzy rosyjskich są sprawcami gwałtów i morderstw na niewinnych kobietach i dziewczynach. – Chociaż nie mieści się nam to w głowach, mamy dzisiaj powtórkę historii. Ja porównuję to do lustra, które ma dwa odbicia: z jednej strony rok 1945, z drugiej 2022. Ten sam scenariusz, ci sami reżyserzy, to samo okrucieństwo. Zabijanie, gwałcenie kobiet, dziewcząt, sióstr zakonnych przez żołnierzy rosyjskich. Tylko zmiana nazwy ze Związku Radzieckiego na Federację Rosyjską – tłumaczy siostra Miriam.

Komu siostry męczenniczki mogą pomóc?
– Myślę, że beatyfikacja męczennic, która jest też hołdem złożonym wszystkim skrzywdzonym podczas wojny kobietom, to znak i dar od Boga dla ludzi potrzebujących pomocy w sferze duchowo-psychicznej, nieradzących sobie ze skutkami przemocy w swoim życiu – mówi s. Maria Czepiel. – Kobiety, które doznały potwornej przemocy, stają się na naszych oczach orędowniczkami osób, które i dziś doświadczają przemocy i mierzą się z jej skutkami, chorują na depresje, nie potrafią wejść w normalne ludzkie relacje. Nie tylko przemocy seksualnej, ale też słownej, psychicznej, jakiejkolwiek. Kościół przez rzeczywistość świętych obcowania daje nam dzisiaj osoby, które mogą nam pomóc w przestrzeni duchowej, nierozłącznie związanej ze zranieniami. Jestem przekonana, że orędownictwo sióstr elżbietanek może pomóc wyjść ze skutków przemocy – podkreśla s. Maria Czepiel.

Siostry nie umierały tylko w obronie swojej czystości, ale także w obronie osób, które zostały im powierzone. Stawały w obronie godności kobiety. – Siostry nam współczesnym mają bardzo dużo do przekazania. Oddawały życie w obronie czystości i mogą być impulsem dla wielu młodych dziewcząt, które nie szanują daru czystości. Nawet nie zdają sobie sprawy, jak jest on ważny – tłumaczy s. Miriam Zając. I dodaje: – Mogą być także patronkami dla kobiet, które żyją w środowisku, gdzie ich godność jest naruszana i znieważana. Pomocą dla małżeństw, w których brak wierności, opiekunkami dzieci dotkniętych dramatem molestowania. Poświęcały się chorym i cierpiącym – są wielkim przykładem dla pielęgniarek i lekarzy, aby walczyli o zdrowie swoich pacjentów bez względu na status społeczny czy na światopogląd.

– Są wiatrem w żagle dla naszego zgromadzenia – mówi z przekonaniem siostra Miriam. – Ich prostota duchowości, troska o człowieka, otwarcie się na bliźniego i wierność Bogu – o to woła dzisiejszy świat! Takich osób konsekrowanych potrzebuje. Jest to zachęta dla każdej elżbietanki, ale i dla każdego z nas, byśmy byli nośnikami światła Ewangelii na dzisiejsze trudne czasy.

Dziewięciomiesięczna nowenna
Papież Franciszek 19 czerwca 2021 roku ogłosił dekret o męczeństwie s. Paschalis Jahn i jej Dziewięciu Towarzyszek. I już od tego momentu Zgromadzenie Sióstr św. Elżbiety i Archidiecezja Wrocławska rozpoczęły przygotowania do beatyfikacji męczenniczek. Od września 2021 roku w katedrze odbywała się dziewięciomiesięczna nowenna – w każdy trzeci wtorek miesiąca elżbietanki zapraszały na nabożeństwo eucharystyczne i Mszę św. w intencji dobrego przygotowania do beatyfikacji i jej trwałych owoców. Eucharystiom przewodniczyli m.in. biskupi z Legnicy, Świdnicy czy Zielonej Góry. – Kiedy myślimy o męczeństwie, kiedy czytamy dziś o tragicznych chwilach II wojny światowej, nie zatrzymujemy się tylko na tym, co zewnętrzne, na przemocy i śmierci, ale chcemy widzieć więcej. To „więcej” znamy z Bożego objawienia: „To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i wypłukali swe szaty w krwi Baranka” – mówił podczas styczniowej Eucharystii bp Andrzej Siemieniewski, ordynariusz Legnicki. – O męczennikach, także o siostrach, myślimy nie tylko jako o tragicznych ofiarach przemocy, ale również o tych, którzy odziani w białe szaty przyszli przed tron Boży. To jest najgłębszy sens beatyfikacji i kanonizacji. Przypomnienie, że wspominamy w Kościele nie tylko bohaterów przeszłości, ale też tych, którzy dołączyli do wielkiego grona świętych.

Dobre przygotowanie
W listopadzie 2021 roku we wrocławskiej katedrze otwarta została wystawa poświęcona męczenniczkom. To nie były bezosobowe plansze, każda z nich przybliżała konkretną siostrę. Wystawę przygotowała s. Felicyta Szewczyk. – Zależało mi, aby ukazać charakterystyczny rys każdej z sióstr, stąd pewne połączenia między ich portretami i atrybutami. One posługiwały w różnych zawodach: jedna była kucharką, inna nauczycielką, pielęgniarką, wychowawczynią wśród sierot, jeszcze inna pracowała w gospodarstwie domowym.

Członkowie komisji procesowej składają swoje
podpisy w katedrze wrocławskiej

Siostry służyły swoimi zdolnościami i swoimi umiejętnościami w rozmaity sposób i tutaj to dobrze widać – tłumaczy s. Felicyta. I dodaje, że wszystkie łączy jedno, miłość do Chrystusa i ludzi: – Siostry nie poszły na łatwiznę, nie uciekły, ale zostały z chorymi, zostały z młodymi dziewczynami, sierotami, choć wiedziały, że mogą zginąć.

Siostra Felicyta namalowała piękne portrety męczenniczek, próbując odczytać psychologiczny wizerunek danej siostry na podstawie dostępnych o niej informacji. Także ona przygotowała obraz beatyfikacyjny, który podczas uroczystości będzie wisiał w katedrze po prawej stronie głównego ołtarza.

Siostry elżbietanki odwiedzały także przez ten rok parafie archidiecezji wrocławskiej, przybliżając życie męczenniczek – głosiły prelekcje, świadectwa, rozdawały ulotki, zapraszały do wspólnej modlitwy, pokazywały wystawę, zachęcały do lektury książki o. prof. Zdzisława Kijasa Dziesięć panien mądrych.

W ramach przygotowania do beatyfikacji sióstr męczenniczek elżbietanki zaprosiły do włączenia się w peregrynację relikwii bł. Marii Luizy Merkert, współzałożycielki zgromadzenia. Nazywana Śląską Samarytanką, „chodziła” do chorych i cierpiących w naszej archidiecezji. Każdy potrzebujący wsparcia mógł zabrać relikwie bł. Marii Merkert na 9-dniową nowennę do swojego domu.

Święto nas wszystkich
A jak będą wyglądały same uroczystości beatyfikacyjne? W czerwcu czekają nas trzy dni święta. 10 czerwca wieczorem, w wigilię niecodziennego wydarzenia, w Kolegiacie Świętego Krzyża odbędzie się oratorium ks. Bartłomieja Kota Mysteria Lucis. Sam akt beatyfikacji odbędzie się w czasie uroczystej Eucharystii w katedrze wrocławskiej w sobotę 11 czerwca o godz. 11.00. 

Ojca Świętego będzie reprezentował kard. Marcello Semeraro, Prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Przed katedrą zostaną ustawione telebimy z dobrym nagłośnieniem, aby ci, którzy nie wejdą do wnętrza katedry, mogli wszystko dokładnie zobaczyć i usłyszeć. Już w sobotę wieczorem w Hali Stulecia odbędzie się wielkie dziękczynienie Bogu za dar nowych błogosławionych „Wierne Miłości”. Darmowe wejściówki na koncert będą rozdawane w parafiach. Oprócz części muzycznej będzie także okazja do modlitwy i adoracji Najświętszego Sakramentu.

– To nawiązanie do dwóch rzeczywistości: nasze siostry męczenniczki czerpały siłę od Jezusa w Najświętszym Sakramencie i w tym też roku mija 25 lat od Kongresu Eucharystycznego. Tak jak 25 lat temu Najświętszy Sakrament z Hali Stulecia pielgrzymował w procesji do katedry wrocławskiej, mamy nadzieję, że i w tym roku – w dzień beatyfikacji – Jezusowi w Najświętszym Sakramencie zostanie oddana cześć i chwała właśnie w Hali Stulecia. Pragniemy, aby ta modlitwa rozeszła się w duchowy sposób na całą diecezję – mówi s. Ignacja Lamcha. I dodaje: – Nie tylko koncert, ale całość świętowania beatyfikacji, razem z Archidiecezją Wrocławską i Zgromadzeniem Sióstr św. Elżbiety, współorganizuje Miasto Wrocław. To jest święto nas wszystkich, całej archidiecezji i Wrocławia.

Klamrą spinającą ten wyjątkowy czas będzie Msza św. dziękczynna w niedzielę 12 czerwca o godz. 11.30 pod przewodnictwem abp. Józefa Kupnego.

Aby beatyfikacja była rzeczywiście świętem nas wszystkich i by przyniosła piękne owoce, nie może polegać tylko na powieszeniu kolejnego obrazu na ścianie w kościele czy wystawieniu relikwii, żeby je oglądać. Chodzi o wspólne życie z tymi, którzy już osiągnęli świętość, którzy już są po drugiej stronie. Elżbietańskie męczenniczki chcą być z nami i nam pomagać.