Kościół daje im siłę ducha

O sytuacji na Ukrainie,
udzielanej pomocy
i perspektywie pojednania
z bp. Marianem Buczkiem,
biskupem seniorem diecezji
charkowsko-zaporoskiej,
rozmawia

KS. ŁUKASZ ROMAŃCZUK

„Niedziela”

Ks. Łukasz Romańczuk: Jak Ksiądz Biskup ocenia sytuację na Ukrainie?
Bp Marian Buczek: Nieustannie mam kontakt ze znajomymi z Charkowa. To co się tam dzieje i co pokazują światowe agencje, jest przerażające. Używa się broni kasetowej, która jest zabroniona wszelkimi konwencjami. To jest ludobójstwo narodu ukraińskiego. Ludzie, mimo że są odcięci od świątyń, duchowo się trzymają. Są transmisje z kościołów, gdzie mszę odprawia ksiądz czy biskup. W Charkowie taka transmisja jest codziennie wieczorem, a w niedzielę jest nawet kilka mszy. Ludzie z tego korzystają. Na duchu są podniesieni. Biskupi są na miejscu.
Bp Paweł Honczaruk jest w Charkowie, bp pomocniczy Jan Sobiło w Zaporożu. W Radiu Watykańskim padł komunikat: „Ludzie są zdeterminowani do walki do końca”. Trzeba im tej siły ducha. Dzwonię do Charkowa i zawsze słyszę: „Módlcie się i proście Pana Boga, abyśmy to wytrzymali”.
Ksiądz Biskup znajduje się w Lubaczowie, blisko granicy z Ukrainą, konkretnie przejścia granicznego w Budomierzu. Jak tam wygląda sytuacja?
Mieszkańcy, dziekan lubaczowski, księża i władze stają na głowie, aby nieść pomoc. Zbierane są dary, przyjmowani uchodźcy. Każdy pomaga, jak potrafi. W poniedziałek rano podjechałem pod kościół lubaczowski i zauważyłem trzy samochody z rejestracjami ukraińskimi. Okazało się, że w nocy na plebanii przyjęto matki z dziećmi, aby odpoczęli przed dalszą podróżą. Kilka razy dziennie z plebanii lubaczowskiej konkatedry wyrusza transport na granicę, aby dostarczyć tam jedzenie. W przygranicznych miejscowościach zaczyna brakować miejsc, by przyjąć uchodźców. W planach są już inne rozwiązania.
Jak Ksiądz Biskup postrzega pomoc Kościoła na rzecz Ukraińców?
Kościół daje im siłę ducha. Na całym świecie trwa modlitwa o pokój. Udzielana jest pomoc materialna. Kościół stara się udostępniać swoje ośrodki. Gdy popatrzymy na wschód, otwarte zostały nasze domy rekolekcyjne w Polsce i w zachodniej Ukrainie, np. we Lwowie w seminarium. Z tych miejsc korzystają Ukraińcy uciekający przed wojną.

Jak Ksiądz Biskup oceni działania krajów zachodnich i Cerkwi prawosławnej przed wybuchem wojny na Ukrainie?
Cały świat nie reagował, kiedy Polska mówiła, że Putin jest niebezpieczny. Wiele państw popierało jego działania, m.in. Niemcy. Największą tragedią jednak jest postawa Cerkwi Prawosławnej Moskiewskiego Patriarchatu. Kiedy 8 lat temu napadnięto na Krym i Donbas, byłem tam wówczas ordynariuszem, patriarcha nie zareagował. Zginęło wtedy kilka tysięcy żołnierzy i cywili. Sprawę próbowano przemilczeć, a Cyryl I przyjął postawę, jakby nic się nie stało. Zakazano modlić się za tych, co zginęli w Donbasie. Cyryl I błogosławił Putina, jego ikony, utwierdzając go w tym, co robi. A widać, że swoim działaniem prezydent Rosji wpadł jakby w diabelskie sidła. Zło, które nie zostało zatrzymane wtedy, teraz zbiera żniwo.
W 2014 r. miała miejsce aneksja Krymu. Jak od tego czasu zmieniło się życie w Charkowie i innych miastach?
Mimo że w 2014 r. Putin zajął Krym, to i tak nie osiągnął tego, co chciał. Był pewien, że wielkie miasta: Charków, Donieck, Zaporoże, Odessa, czyli miasta rosyjskojęzyczne, gdzie mieszka wielu Rosjan, bez problemu przyłączą się do niego. I się przeliczył. Charków był zajęty tylko kilka godzin. Wtedy to wojsko ukraińskie bardzo szybko odbiło miasto. W 2014 r. Putin zajął Ługańsk i Donieck oraz część tych dwóch województw i przez to straciliśmy 6 parafii. Wiele osób zginęło oraz było deportowanych. Na szczęście w parafii w Doniecku do dziś posługuje kapłan. Do Ługańska od dwóch lat kapłana rzymskokatolickiego nie wpuszczono. Dlaczego? Polityka była jasna. Zajmujemy te tereny i działać może tylko religia prawosławna patriarchatu moskiewskiego.
Zwierzchnik ukraińskiego Kościoła prawosławnego, metropolita Epifaniusz, wystosował list do patriarchy Moskwy Cyryla, aby zaapelował o zabranie przez Rosję ciał rosyjskich żołnierzy poległych na Ukrainie. Dlaczego taki apel się pojawił?
To co robią Rosjanie, jest bardzo dramatyczne. Nie zabierają swoich zabitych żołnierzy, bo nie chcą robić w Rosji pogrzebów. Boją się, że wybuchnie panika, że tyle ludzi zginęło. Rodziny zmarłych często nie wiedzą, co się stało z ich najbliższymi. Kto za to odpowie? Świat milczał, a można było tej tragedii uniknąć.

Wolontariusze pomagający
ukraińskim uchodźcom na dworcu
PKP we Wrocławiu, 8 marca 2022 r.

MACIEJ RAJFUR

Charków został zaatakowany przez Putina w 2014 r., a także teraz. Dlaczego zależało mu na szybkim zdobyciu tego miasta i to się nie udało?
Polityka Putina była prosta. Zająć ten teren dla Rosji, ale nie spodziewał się, że ci ludzi staną po stronie Ukrainy. Niemalże połowa mieszkańców Charkowa to Rosjanie. Mimo to mówili i mówią: „My chcemy Ukrainy. Nie chcemy należeć do Rosji Putina”. A to są ludzie, którzy rozumieją ukraiński, ale posługują się tylko rosyjskim. W 2014 r. obronili się, a w 2022 r. pewnie liczył, że pójdzie tzw. blitzkriegiem – szybko, z marszu i zaprowadzi swój porządek. Tymczasem natrafił na mocny opór.
Czy w obecnej sytuacji pojednanie między Rosją i Ukrainą jest możliwe?
Tak. Ludzie chcą pojednania. Poza tym na wschodzie Ukrainy jest wiele małżeństw mieszanych ukraińsko-rosyjskich lub rosyjskich mających krewnych w Rosji. Są ograniczani różnymi przepisami, a przez to oddzieleni. Obecna wojna to wielkie cierpienie dla obu stron. Ginie niepotrzebnie wielu młodych chłopaków. Po rosyjskiej stronie widać, że ci ludzie zostali zbałamuceni, zmuszeni do wykonywania rozkazów. Nie wiedzą, gdzie są wysyłani, co tam mają robić, bo im powiedziano, że jadą na manewry. I nagle okazało się, że zostali wzięci do niewoli. Propaganda rosyjska jest tak silna, że ludzie żyją w Rosji w niewiedzy. Na szczęście są różne kanały i powoli ludzie dowiadują się prawdy – że zostali oszukani. I ci ludzie bardzo chcą pojednania. Podobnie jest w Cerkwi prawosławnej. Jest wielu księży z tego Kościoła, którzy pragną pojednania, ale mają zakaz, bo tak wskazał towarzysz-patriarcha. To był jeden z powodów, dla których na Ukrainie powstał autonomiczny Kościół. Nie zgadzali się na działania Kościoła prawosławnego w Moskwie. Pokoju na Ukrainie chce większość ludzi.
Polacy chętnie pomagają Ukraińcom dotkniętym wojną. Czy ta sytuacja może pomóc w zbliżeniu naszych narodów, mimo dzielących nas kwestii?
Na początku należy uświadomić sobie, jaka jest Ukraina. Obejmuje 24 województwa. Tzw. Wielka Ukraina, od Zbrucza, od dawnej granicy Polski ze Związkiem Radzieckim, nic nie słyszała o mordach na Polakach, o bandach UPA, które mordowały Polaków.

Dopiero teraz dowiadują się o tych zbrodniach. Pamiętajmy, tylko 3 województwa są zamieszane w te tragedie z lat 40.: lwowskie, tarnopolskie, stanisławowskie, gdzie ideologia faszystowska, skrajnie nacjonalistyczna doprowadziła do mordu 120 tys. Polaków i kilku tysięcy Ukraińców pomagających Polakom. Ludzie, którzy przeżyli te czasy, zostali przesiedleni na Ziemie Odzyskane. Najgorsze, że do dzisiaj nie ma w kwestii tych zbrodni pojednania.
Jako biskupi rzymskokatoliccy Ukrainy wraz z biskupami greckokatolickimi na Ukrainie próbowaliśmy dojść do porozumienia – nic to nie daje. Najczęściej słyszeliśmy od głowy Kościoła greckokatolickiego – „Jeszcze nie czas”. Podjęliśmy próbę napisania wspólnego listu pasterskiego, ale biskupi greckokatoliccy się sprzeciwili. Proponowałem w nim jedno zdanie: „Drodzy Polacy! Wybaczcie nam za tych synów i córki ukraińskiego narodu, którzy w latach 40. sprzeniewierzyli się przykazaniu – Nie zabijaj”. W Polsce też często padały stwierdzenia, że „wszyscy Ukraińcy nas mordowali, prześladowali itd.” – nie wolno tak robić. Jeśli nie powiemy prawdy, to przebaczenia nigdy nie będzie. Nie znamy nazwisk odpowiedzialnych za te mordy. Podajcie je! I wtedy niech biskup greckokatolicki stanie i powie „przebaczcie”. My wybaczymy i powiemy: „My też mieliśmy łotrów ze swojej strony, wybaczcie nam”.
I wszystko się skończy. Jeśli tego nie zrobimy, zawsze będziemy podżegani. A Rosja wykorzystuje nieporozumienia historyczne między naszymi narodami. Krótko mówiąc, w tych kwestiach potrzebna jest prawda. Tak jak mówi św. Jan (J 8, 32) – poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli. Prawda bywa trudna, ale musimy żyć w prawdzie. Obecna sytuacja pokazuje, że Polacy nie czują nienawiści do narodu ukraińskiego. Polacy zawsze z miłości do bliźniego i przykazania Bożego pomagają. W czasie II wojny światowej pomagali Żydom, choć przed wojną były niesnaski, teraz niosą pomoc Ukraińcom. Dzielą się czym można, bo wiedzą, że nasi sąsiedzi zza wschodniej granicy są w potrzebie. Wierzymy mocno, że
do ostatecznego pojednania dojdzie. Podobnie jak z narodem niemieckim w 1965 r.